Jedno śledztwo dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, drugie zmuszania ich do zaniechania czynności służbowych. Poznańska prokuratura prowadzi dwa postępowania w sprawie interwencji policji w Antoninku. Niewykluczone jednak, że wkrótce obu wątkom przyjrzą się śledczy z innych miast.
Chodzi o interwencję, do której doszło 3 czerwca na ulicy Gorzysława na poznańskim Antoninku. Przed południem policjanci otrzymali zgłoszenie od mieszkańców o zakrwawionym mężczyźnie chodzącym po tamtejszych ulicach. Na miejsce pojechał patrol policji. W pewnym momencie funkcjonariusze użyli broni wobec zatrzymywanego – postrzelili go w nogę i w brzuch. Ratownikom udało się uratować życie postrzelonego. Mężczyznę w ciężkim stanie przetransportowano do szpitala. Z informacji przekazanych przez rzecznika wielkopolskiej policji wynika, że poszkodowany przeszedł operację. Cały czas jest w stanie śpiączki farmakologicznej.
Jednak nie poznańscy śledczy?
Poznańska prokuratura prowadzi dwa odrębne postępowania w tej sprawie. Jedno w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy i spowodowania ciężkich obrażeń ciała. Drugie dotyczy zmuszania funkcjonariusza publicznego do zaniechania prawnej czynności służbowej.
W czwartek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak poinformował, że śledczy skierowali do Prokuratury Regionalnej wniosek o wyznaczenie do prowadzenia obu postępowań prokuratury spoza obszaru okręgu poznańskiego. Jak wyjaśnił Wawrzyniak, wniosek skierowano "z uwagi na dobro prowadzonego postępowania, dobro wymiaru sprawiedliwości, a także konieczność wyeliminowania ewentualnego zarzutu braku obiektywizmu", tłumacząc się m.in. dobrem obu postępowań.
Rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Poznaniu prok. Anna Marszałek powiedziała, że wniosek zostanie skierowany do Prokuratury Krajowej. - Wniosek dotyczy obu spraw – zaznaczyła.
Matka szukała syna
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", matka mężczyzny wcześniej powiadomiła policję o jego zaginięciu. Bała się o niego, bo 39-latek mógł - jej zdaniem - stanowić niebezpieczeństwo dla samego siebie.
11 minut po jej zgłoszeniu, na policję miało trafić zgłoszenie o zakrwawionym mężczyźnie chodzącym po osiedlu. Na miejsce wysłano doświadczonych policjantów, którzy mieli za sobą od 5 do 20 lat służby. Nie mieli oni jednak informacji o zaginięciu 39-latka.
Gdy patrol zauważył zakrwawionego mężczyznę chciał mu pomóc. - Groził im, że jednego z nich zabierze ze sobą do Boga. Kiedy ruszył, policjanci zaczęli strzelać. I to nie jeden policjant, ale kilku. Padło w sumie kilkanaście strzałów, z czego pięć trafiło mężczyznę - trzy w nogi, dwa w brzuch - mówi Piotr Żytnicki z "Gazety Wyborczej".
Wcześniej mężczyznę mieli widzieć inni przechodnie. - Próbowali opatrywać mu rany i zatamować krwawienie, ale - niestety - mężczyzna pomocy nie przyjął - tłumaczy Żytnicki. Zdaniem świadków, 39-latek był spokojny.
Matka 39-latka o tym, że został on postrzelony, dowiedziała się dopiero o godzinie 19.30. Już po tym, jak został on postrzelony, policjanci mieli ją wypytywać o wygląd Łukasza, a kobieta dała im jego zdjęcie. Policjanci mieli też brać od niej ślady zapachowe z samochodu oraz jego szlafrok.
W piątek nad ranem policjanci z psem przeszukali jej mieszkanie. Prawdopodobnie szukali śladów narkotyków, bowiem - przeprowadzone w szpitalu wstępne badanie toksykologiczne wykazało, że mężczyzna był pod ich wpływem.
Matka nie chce w to wierzyć. - Łukasz nie brał narkotyków. Chciałam, by jeszcze raz mu pobrano krew, i przekazano do innego laboratorium - mówiła "Gazecie Wyborczej" pani Arleta.
Jak poinformował policja, krew 39-latka została zabezpieczona do badań w zakładzie medycyny sądowej.
Policja: jest nagranie, "rzucił się na policjantów"
Całe zdarzenie nagrała kamera przemysłowa. - Mamy zabezpieczone nagranie wideo, na którym widać całą tę sytuację. Powodem użycia broni było to, że ten mężczyzna rzucił się na policjantów – jest to na nagraniu – powiedział Andrzej Borowiak, oficer prasowy wielkopolskiej policji.
- Mężczyzna na ciele miał liczne rany cięte, cały krwawił – dodał.
Borowiak powiedział, że w trakcie interwencji był też użyty taser. - Patrol, który jako pierwszy dojechał na miejsce po zgłoszeniu od mieszkańców, nie miał tasera na wyposażeniu. Takie urządzenie zostało jednak użyte później, już po użyciu broni przez funkcjonariuszy, do obezwładnienia mężczyzny. Mimo postrzelenia nie można go było obezwładnić w inny sposób – podał.
Źródło: PAP, TVN24, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24