Policjanci ustalili, kto stoi za zniknięciem Tadzika, młodego koźlątka z poznańskiego zoo. To ten sam chłopak, który przyniósł go do ogrodu, podając się za przypadkowego znalazcę. Zdradziły go ślady sierści zwierzaka w jego własnym mieszkaniu.
Skradzione koźlątko miało szczęście - do matki wróciło po niecałej dobie rozłąki. Do ogrodu przyniósł je młody chłopak, który twierdził, że maluch błąkał się po pobliskim osiedlu Antoninek. Mówił, że po zobaczeniu samotnego zwierzęcia skojarzył je z poszukiwaniami kózki, o których usłyszał w radiu i zdecydował się pomóc.
W domu sierść
Poznańscy policjanci ustalili jednak, że wersja chłopaka ma niewiele wspólnego z prawdą. Postanowili przejrzeć jego mieszkanie, jako osoby związanej z zaginięciem. Kiedy dotarli na miejsce, znaleźli resztki koziej sierści. Sprawa zaczęła się klarować.
- Po tym chłopak przyznał się do porwania koźlątka. Usłyszał zarzuty dotyczące kradzieży oraz znęcania się nad zwierzętami - relacjonuje Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.
Skąd zarzut znęcania? Jak tłumaczy policjant, chodzi o małe koźlątko, którego życie w pierwszych dwóch miesiącach po przyjściu na świat zależy całkowicie od tego, czy dostanie pokarm od matki.
Włamanie do stajni
Kózka zniknęła z ogrodu w nocy z 15 na 16 maja. Po porannym otwarciu ogrodu pracownicy zoo zastali stado kóz i zablokowane wejście do stajni. Zwierzaki były zziębnięte i zmęczone, brakowało trzytygodniowego Tadzika.
Nowe Zoo w Poznaniu podniosło alarm i rozpoczęto poszukiwania koźlątka. Dzięki nagłośnieniu sprawy, zwierzę już dzień później wróciło do koziej rodziny.
Autor: ww/b / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zoo Poznań