"To wyłamuj, ale za niego (szlaban-red.) zapłacisz" - miał powiedzieć portier ze szpitalnego parkingu do lekarza pogotowia ratunkowego w Zielonej Górze. Karetka chciała wyjechać pod prąd, bo spieszyła się do pacjentki, niewzruszony portier nie chciał otworzyć szlabanu. - Długo się nie namyślaliśmy, wyłamałem szlaban i pojechaliśmy dalej - mówi Robert Górski, lekarz pogotowia.
Do kuriozalnej sytuacji doszło w poniedziałek pod Szpitalem Uniwersyteckim w Zielonej Górze.
Lekarze z pogotowia ratunkowego dostali wezwanie do kobiety, która narzeka na ból serca. Nazwisko pacjentki było dla załogi karetki znane - zaledwie dwa tygodnie wcześniej kobieta miała zawał serca i to właśnie oni udzielali jej pomocy.
- Wiedzieliśmy, że ta osoba jest ciężko chora i że być może doszło do kolejnego zawału. Przy zatrzymaniu krążenia ważne są sekundy. Po 3-4 minutach człowieka nie da się uratować, jeżeli ktoś nie podejmie resuscytacji - mówi Robert Górski, lekarz pogotowia.
"Wyłamuj, ale za niego zapłacisz". Więc wyłamał
Była godzina 14. O tej godzinie przy wyjeździe z parkingu, którym zarządza zewnętrzna firma, tworzą się korki, podobnie na ulicy Waryńskiego. Dlatego zdecydowali się na wyjazd od drugiej strony, przez wjazd do szpitala. Tamtędy droga była krótsza i szybsza. Ale jadącej na sygnale karetki nie chciał wypuścić portier odpowiedzialny za podnoszenie szlabanu.
- Dwa tygodnie wcześniej też nas nie chciano wypuścić. Wtedy zmierzyliśmy czas. To 4 minuty różnicy - podkreśla Górski.
Gdy dojechali pod zamknięty szlaban, wysiadł z ambulansu i poprosił o jego otwarcie. - Usłyszałem, że mamy jechać dookoła. Zagroziłem, że jeśli nie otworzy, to mu ten szlaban po prostu wyłamiemy. Powiedział: "To wyłamuj, ale za niego zapłacisz". Więc długo się nie namyślaliśmy, wyłamałem szlaban i pojechaliśmy dalej - tłumaczy.
"Totalna bezmyślność i znieczulica"
Jak mówi, kompletnie nie rozumie postawy tego człowieka. - Ciekawe, jak by się zachował, gdybyśmy powiedzieli, że jedziemy do jego matki czy syna. Totalna bezmyślność i znieczulica - denerwuje się Górski.
Na szczęście okazało się, że stan pacjentki, do której jechali, nie jest tak zły jak ostatnio. Kobieta czuje się już dobrze.
Po powrocie do szpitala Górski o incydencie zawiadomił dyrekcję. Uprzedził go portier, który poskarżył się na załogę karetki kierownictwu firmy zarządzającej parkingiem.
Portier upomniany
- Kierownik miał na początku do mnie pretensje. Zaczął mówić o kosztach... Gdy mu na spokojnie wytłumaczyłem, jaka była sytuacja, to zmienił zdanie. Powiedział, że mieliśmy rację, a wobec portiera zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe - mówi Górski.
Wyjaśnień od firmy zarządzającej parkingiem domaga się też szpital. - Do takiego zdarzenia nie powinno dojść i mamy nadzieje, że nigdy więcej już nie dojdzie - mówi Sylwia Malcher-Nowak, kierownik zarządu Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
Firma zarządzająca parkingiem nie chciała komentować sprawy. Jak ustaliła reporterka TVN24, portier nie będzie już pracował w tym miejscu, został upomniany i przeniesiony.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Robert Górski