Przez lata ofiary księdza Arkadiusza H. czekały na sprawiedliwość, tydzień po rozpoczęciu procesu duchownego zapadł wyrok. 52-latek oskarżony o molestowanie 15-latka w Pleszewie (woj. wielkopolskie) został skazany na trzy lata pozbawienia wolności oraz zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą na 10 lat. Wyrok nie jest prawomocny.
Ksiądz Arkadiusz H. to negatywny bohater głośnego dokumentu braci Tomasza i Marka Sekielskich "Zabawa w chowanego". Według prokuratury 52-latek pomiędzy wrześniem 1998 a majem 2000 w Pleszewie dopuścił się co najmniej kilkunastu przestępstw o charakterze seksualnym na szkodę 15-letniego pokrzywdzonego. Arkadiusz H. miał skrzywdzić jeszcze sześciu chłopców, którzy zgłosili się do prokuratury, ale większość z tych spraw już się przedawniła i śledztwa zostały umorzone.
We wtorek (2 marca) ruszył proces duchownego, a już w poniedziałek (8 marca) zapadł wyrok. Sąd Rejonowy w Pleszewie uznał, że ks. Arkadiusz H. jest winny zarzucanych mu czynów i skazał go na trzy lata więzienia oraz zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą na 10 lat.
52-latkowi groziło nawet 12 lat więzienia. Prokurator Jakub Łuczak żądał dla Arkadiusza H. wyższej kary - sześciu lat bezwzględnego więzienia, zakazu kontaktu z pokrzywdzonym przez osiem lat oraz zakazu pracy z dziećmi przez maksymalnie długi możliwy czas. Obrońca oskarżonego, adwokat Michał Królikowski wnioskował z kolei o łagodniejszą karę - 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat.
Wyrok nie jest prawomocny.
Sędzia Krzysztof Urbaniak w uzasadnieniu tłumaczył, że o wymiarze kary decydowało m.in. to, że oskarżony przyznał się do winy. Nie podzielił jednak opinii obrońców, że była to sytuacja odosobniona. Zdaniem sądu ksiądz dopuszczał czynów z pełną świadomością: aranżował spotkania, zdobywał zaufanie chłopca i jego rodziców. Dodał też, że według materiałów, którymi dysponuje prokuratura, osób pokrzywdzonych przez księdza miało być więcej, choć nie występowali oni w postępowaniu.
Strony na razie nie określiły, czy będą odwoływać się od wyroku.
- Uzasadnienie zawiera wiele rozsądnych argumentacji. Sąd przyłożył się do tej sprawy - oceniał po wyroku prokurator Jakub Łuczak.
Brat pokrzywdzonego zapowiedział natomiast, że zamierzają cywilnie pozwać kurię. - Diecezja kaliska popełniła mnóstwo błędów, ukrywając tego księdza, i przenosząc z parafii do parafii, doprowadziła do tego, że byliśmy poszkodowani. Bo ksiądz krzywdził nie tylko w Pleszewie, ale robił to wcześniej w Koźminie i Sycowie - tłumaczył.
"Chcę z głębi serca pokornego przeprosić"
Do chwili rozpoczęcia procesu H. utrzymywał, że jest niewinny. Jednak gdy pojawił się na sali sądowej podczas pierwszej rozprawy, i zabrał głos, zmienił zdanie.
- Zarzut, o którym tutaj mowa, został przeze mnie popełniony. (...) Chcę z głębi serca pokornego bardzo serdecznie przeprosić. Jeszcze raz powtarzam - bardzo mocno przeprosić pana Bartłomieja, który wnosi dzisiaj w swoim oskarżeniu. Mam świadomość i poczucie ogromnej szkody, jaką przez swoją słabość ludzką, nieudolność, grzeszność dokonałem wobec pana Bartłomieja – powiedział w sądzie Arkadiusz H.
Oskarżony podkreślił też, że nigdy nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy. - Ludzka słabość spowodowała, że dzisiaj, na podstawie także minionych miesięcy, wielu przemyśleń, wielu modlitw, przeproszenia w duchu i modlitwy wstawienniczej w intencji osoby pokrzywdzonej, raz jeszcze wyznaję ze skruchą swoją winę. I proszę pana Bartłomieja P. o wybaczenie moich słabości, moich grzechów i wnoszę o łaskę takiego braterskiego pojednania – jeśli jest to możliwe – ze strony osoby pokrzywdzonej przeze mnie. Bardzo serdecznie żałuję raz jeszcze. I mam świadomość, tak wiele zła swoją słabością, grzesznością dopuściłem się wobec pana Bartłomieja P. – podkreślił.
"Ja i mój brat staliśmy się łakomym kąskiem"
Przed sądem zeznania złożył również pokrzywdzony. Tłumaczył, że jego ojciec pracował w kościele jako organista, dlatego jego rodzina znała się bliżej z księżmi pracującymi w parafii. Również z ks. Arkadiuszem H., który wówczas był tam wikarym.
- Jako "przyjaciel domu" często u nas w bywał, przychodził do nas na kawę, na herbatę. Po prostu był traktowany jak "przyjaciel domu" – mówił na sali sądowej pan Bartłomiej. - Okazało się, iż w tamtym okresie ja i mój brat Jakub staliśmy się dla pana Arkadiusza H., wtedy księdza wikarego, łakomym kąskiem ku temu, żeby zaspokajać swoje potrzeby seksualne i swoje jakieś potrzeby.
- Początkowo zaczynało się od niewinnych spotkań, jednak z czasem te spotkania powoli przeradzały się w coś innego. (…) Moje zaufanie do pana H. potęgowało kupowanie prezentów z jego strony i okazywanie mi, jak na tamten czas, jakiegoś rodzaju miłości – dzisiaj wiem, że ta miłość była fałszywa. Prezenty nie były kupowane bez powodu, prezenty były pretekstem ku temu, by zachowania, których dopuszczał się pan H., były utrzymane w tajemnicy. Zachowaniami tymi było, tak jak jest w aktach, całowanie mnie z "języczkiem", przytulanie, sadzanie na kolanach, dotykanie moich miejsc intymnych. Kolejnym etapem było również dotykanie miejsc intymnych i pobudzenie seksualne, niejako tymi czynami, oskarżonego – podkreślił.
Pokrzywdzony mówił też, że ze względu na chorobę brata czujność jego rodziców "była uśpiona".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24