Jest obawa, że może mataczyć i wpływać na zeznania świadków - uznał sąd i przedłużył o kolejne trzy miesiące areszt Grażynie F. Właścicielka zakładu stolarskiego z okolic Nowego Tomyśla jest oskarżona między innymi o nieudzielenie pomocy pracownikowi, który zasłabł w pracy. Wasyl C. zmarł.
Grażyna F., właścicielka zakładu stolarskiego z okolic Nowego Tomyśla spędzi w areszcie kolejne trzy miesiące - tak postanowił we wtorek sąd rejonowy.
Kobieta jest oskarżona w sprawie śmierci swojego pracownika Wasyla C. Mężczyzna zasłabł na terenie zakładu pracy. Według ustaleń śledczych F. najpierw nie pozwoliła wezwać karetki, a potem wywiozła mężczyznę do lasu i zostawiła. 36-letni Ukrainiec zmarł.
W ocenie sądu, dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania wobec oskarżonej jest niezbędne. - Tylko stosowanie takiego środka zapobiegawczego zabezpieczy prawidłowy tok postępowania na etapie sądowym - mówił sędzia Marcin Grabowski, uzasadniając swoją decyzję.
Zdaniem sądu, materiał dowodowy zgromadzony w sprawie wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo, iż oskarżona dopuściła się zarzucanego jej czynu. - Środek zapobiegawczy w postaci aresztu zostaje przedłużony, bo w ocenie sądu istnieje obawa matactwa i możliwość wpłynięcia na zeznania świadków przez Grażynę F. Zwłaszcza, że nie przyznaje się ona do winy i przedstawia inny przebieg zdarzenia niż przesłuchani świadkowie - argumentował sędzia.
Gdy zasłabł, kazała wszystkim wyjść
Do tragedii doszło 12 czerwca. Wtedy w lesie koło Skoków niedaleko Wągrowca leśniczy znalazł zwłoki mężczyzny. Policjanci, którzy zajęli się sprawą, zidentyfikowali denata. Okazało się, że to 36-letni obywatel Ukrainy. Pracował w zakładzie produkującym trumny niedaleko Nowego Tomyśla, około 120 kilometrów od miejsca, w którym znaleziono ciało.
- Policjanci ustalili, że w upalny dzień mężczyzna zasłabł podczas pracy i stracił przytomność. Gdy inni pracownicy zawiadomili właścicielkę, ta zabroniła wzywać karetkę pogotowia i nakazała wszystkim iść do domu. Potem okazało się, że nieprzytomny mężczyzna zniknął z zakładu. Nie pojawił się także w domu, w którym mieszkał. W dziwnych okolicznościach zniknął również jeden z Ukraińców, który z nim mieszkał i pracował - informował wtedy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
W październiku prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko Grażynie F., właścicielce firmy, w której pracował zmarły Wasyl C., oraz przeciwko Serhijowi H., pracownikowi, który pomógł swojej szefowej.
Z ustaleń śledczych wynika, że Wasyl C. zasłabł w swoim miejscu pracy, w firmie stolarskiej nieopodal Nowego Tomyśla.
- W momencie, gdy Wasyl C. dostał ataku Grażyna F. kazała wszystkim opuścić zakład i pozostał tylko oskarżony Serhij H. - tłumaczył Smętkowski.
Grażyna F. zabroniła swojemu pracownikowi wezwać pogotowie ratunkowe. Oskarżony Ukrainiec próbował reanimować Wasyla C. - ustalili śledczy.
Twierdzi, że Wasyl już nie żył
Grażynie F. zarzucono, że nie udzieliła Wasylowi C. niezbędnej pomocy w chwili bezpośredniego zagrożenia jego życia, oraz że nie wezwała pomocy medycznej. Według prokuratury Grażyna F. przez swoje zachowanie nieumyślnie doprowadziła do śmierci swojego pracownika. Kobieta nie przyznała się do winy.
- Nadal podtrzymuje swoją wersję, że Wasyl C. już nie żył, więc wezwanie pogotowia nie miało jej zdaniem sensu – powiedział Smętkowski. Drugim oskarżonym jest Serhij H. - Obywatel Ukrainy jest oskarżony o to, że utrudnił postępowanie karne pomagając Grażynie F. zatrzeć ślady przestępstwa poprzez pomoc w załadunku zwłok Wasyla C. do samochodu, którym Grażyna F. wywiozła je z miejsca zdarzenia – powiedział prokurator.
Przyczyna śmierci nieustalona
Według ustaleń śledczych Grażyna F. porzuciła Wasyla C. w lesie nieopodal Skoków (woj. wielkopolskie), około 120 km od siedziby swojej firmy. Biegłym nie udało się ustalić, czy mężczyzna żył, w momencie gdy był wieziony. Według śledczych Wasyl C. zmarł między godzinami 18:30 a 22:30 w wyniku niewydolności krążeniowej, ale biegłym nie udało się ustalić jej przyczyny.
Grażyna F. została tymczasowo aresztowana, Serhij H. został objęty dozorem policyjnym i nałożono na niego zakaz opuszczania kraju. Obojgu oskarżonym grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
Według prokuratora Smętkowskiego w przypadku Serhija H. sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Oskarżony miał działać w stanie przymusu, obawiał się odpowiedzialności karnej.
- Po drugie groziła mu deportacja i miał nie dostać wypłaty, gdyby nie pomógł (swojej szefowej, Grażynie F. – dop. red.) – wyjaśnił Smętkowski.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/ks / Źródło: tvn24 Poznań/ PAP
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań