1 stycznia zmieni się wycena testów PCR. To oznacza, że Narodowy Fundusz Zdrowia będzie znacznie mniej płacił szpitalom i laboratoriom, które wykonują testy na obecność koronawirusa. Placówki, które świadczą takie usługi, uprzedzają, że planowane zmiany mogą ograniczać dostępność testowania.
Każdy, kto dostaje skierowanie na wykonanie testu PCR od lekarza, idzie do punktu, który świadczy takie usługi i bezpłatnie może zrobić test na obecność koronawirusa. Koszty tej usługi w naszym imieniu pokrywa Narodowy Fundusz Zdrowia, który każdemu takiemu punktowi wypłaca ustaloną wcześniej stawkę. Do tej pory wynosiła ona 280 złotych za test. Ale już wiadomo, że od 1 stycznia ta kwota znacznie się zmniejszy.
- Wyliczenia są różne, zależne też od marży danego laboratorium. Jedno z poznańskich laboratoriów wskazuje, że nowa stawka w ich przypadku ma wynieść 118 złotych, inni mówią o kwocie 113 złotych - relacjonuje reporter TVN24 Łukasz Wójcik.
"Ja nie rozumiem tej decyzji"
Według dyrektora Instytutu Genetyki Człowieka Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu, tak znaczna zmiana cennika może prowadzić do zmniejszenia dostępności punktów pobierania wymazów w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Powód: to po prostu może przestać się opłacać, bo laboratoria nie będą chciały dopłacać z własnej kieszeni.
- Ja nie rozumiem tej decyzji, dlatego, że to w zasadniczy sposób ograniczy możliwość testowania. Jest to w ogóle niezgodne z tymi deklaracjami i z logiką, jaka w takiej sytuacji musi nas obowiązywać. A ta logika mówi nam, że należy się szczepić i należy się testować. Jeżeli teraz chodzi o to, żeby laboratoria przestały testować, to ja już przestaję rozumieć, o co chodzi - mówi TVN24 prof. Michał Witt, dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu.
Apel do ministra
Profesor Andrzej Pławski, który również pracuje w tym instytucie, wystosował do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia apel, w którym pisze między innymi o tym, że nowa stawka nie uwzględnia wielu okoliczności, które wpływają na pracę laboratoriów i koszty, jakie one ponoszą. Chodzi tu o takie czynniki jak wzrost cen energii, wzrost wynagrodzeń dla wysoko wykwalifikowanej kadry, która "od początku pandemii pracuje z ogromnym zaangażowaniem", utrzymanie na odpowiednim poziomie wyspecjalizowanej aparatury oraz dostosowanie laboratorium do wymogów odpowiedniej klasy bezpieczeństwa.
"W naszej ocenie istnieje wysokie ryzyko, że sposób wprowadzenia zmian, ich termin oraz zakres, spowodują znaczne pogorszenie opieki nad pacjentami, a powszechność możliwości diagnostycznych dla społeczeństwa stanie się iluzoryczna" - tymi słowami profesor Pławski zakończył swój apel.
"Te 280 złotych pochodzi z czasów początków pandemii"
Do tej sprawy w porannym programie Radia Zet odniósł się minister Adam Niedzielski. - Do tej pory marża miała wysoki poziom. Przypomnę, że te 280 złotych pochodzi z czasów początku pandemii, gdy testów było mało i nie były tak powszechnie produkowane na całym świecie - mówi minister i tłumaczy, że "teraz sytuacja jest diametralnie inna".
- W związku z tym zmienia się ta wycena. Jest ona wykonana przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Ona uwzględnia analizę odczynników i sytuację na rynku międzynarodowym. Ta cena 280 była wyższą ceną niż w Niemczech i innych krajach bardziej rozwiniętych - powiedział minister.
Rozmówcy reportera TVN24 podkreślają, że zmiana wyceny została zaplanowana w wyjątkowo newralgicznym momencie. A to dlatego, że omikron, czyli nowy wariant koronawirusa staje się coraz bardziej powszechny. Objawy, jakie mu towarzyszą, do złudzenia przypominają zwykłe przeziębienie. Jak rozstrzygnąć, co jest pacjentowi? Zrobić test.
- To pokazuje, jak mówią specjaliści, że ta powszechność powinna być większa, a w obecnej sytuacji może stać się odwrotnie - relacjonuje Łukasz Wójcik.
Reporter TVN24 próbował się skontaktować z Agencją Oceny Technologii Medycznej i Taryfikacji i poprosić jej przedstawiciela o komentarz.. Został poproszony o przesłanie pytań. Czekamy na odpowiedź.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAN w Poznaniu