"Do trzech razy sztuka" - może powiedzieć Bartłomiej Wróblewski. Poznański himalaista po dwóch nieudanych próbach zdobycia najwyższej góry świata, tym razem przeprowadził udany atak na jej szczyt. - Mimo silnego wiatru, 25 maja wszedłem na górę. Atak szczytowy trwał 22 godziny - poinformował.
Mount Everest był dla Wróblewskiego ostatnią pozostającą do zdobycia górą Korony Ziemi. Próbował ją zdobyć w dwóch ostatnich latach. Bezskutecznie.
- W 2012 r. zabrakło do szczytu 1000 metrów (od strony północnej), w 2013 r. 500 metrów (od strony południowej) - mówi himalaista.
O ile o poprzednich wyprawach poznaniaka było głośno, tym razem o jego podróży wiedziało niewielu. - Chciałem skoncentrować się wyłącznie na wspinaczce - wyjaśnia.
Choroba skomplikowała przygotowania
Ponownie wchodził od północy, czyli od strony Tybetu. - Poprzednia wyprawa od strony północnej w 2012 r. miała charakter indywidualny, w tym roku wspinałem się w dziesięcioosobowym zespole: dwóch Szwajcarów, jeden Niemiec, trzech Francuzów, dwóch Austriaków, jeden Norweg, jeden Polak. Dziewięciu mężczyzn i jedna kobieta - wylicza. - Z Poznania do Katmandu wyruszyłem 7 kwietnia. Tam spotkałem się z wszystkimi uczestnikami wyprawy i dalszą podróż kontynuowaliśmy wspólnie - dodaje.
15 kwietnia w południe czasu nepalskiego grupa dotarła do bazy pod Everestem. Tam przez trzy tygodnie mieli się zaaklimatyzować i przygotowywać do ataku szczytowego. Mieli, bo plany Wróblewskiego skomplikowała choroba.
- Musiałem na tydzień opuścić bazę pod Everestem i zjechać ok. 2600 m do miejscowości Zhangmu. Dalszą część aklimatyzacji kontynuowałem tylko z jednym z kolegów, który znalazł się w podobnej sytuacji. Po wyzdrowieniu dotarliśmy do wysuniętej bazy głównej na wysokości ok. 6400 m - relacjonuje Wróblewski.
Rzutem na taśmę
Atak na szczyt najwyższej góry świata rozpoczął 22 maja. Zakończył się sukcesem. - Trzeba jednak przyznać, że rzutem na taśmę. Na okno pogodowe czekaliśmy w bazie pod Everestem niemal dwa tygodnie. W końcu, mimo silnego wiatru, 25 maja wszedłem na górę. Atak szczytowy trwał 22 godziny. Mieliśmy dużo szczęścia, bo podczas zejścia zaczął się monsun i w ciągu kolejnych godzin spadł ponad metr śniegu. Była to więc w tym sezonie pierwsza i jedyna szansa - przyznaje Wróblewski.
W czwartek Wróblewski powinien dotrzeć do Katmandu. Do Polski planuje powrócić w sobotę.
16 lat walki o Koronę
Zdobycie Korony Ziemi zajęło Wróblewskiemu 16 lat. - Na pierwszą z nich - Elbrus na Kaukazie - wszedłem jeszcze w czasie studiów. Szmat czasu. W latach 1998-2012 wszedłem na osiem z dziewięciu szczytów Korony (Elbrus 1998, Kilimandżaro 2002, Mont Blanc 2003, Aconcagua 2007, McKinley 2008, Góra Kościuszki i Piramida Carstensz 2011, Vinson 2012 - przyp. red.). Wyprawy były organizowane samodzielnie, większość szczytów zdobyłem samotnie bądź z jednym partnerem. Niemal wszystkie wejścia, z wyjątkiem wspinaczki na Mount Blanc oraz Masyw Vinsona, były częścią dłuższych podróży po Europie, Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Północnej oraz Australii i Oceanii - wymienia.
Bartłomiej Wróblewski to doktor nauk prawnych, konstytucjonalista i dyrektor Instytutu Prawa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu. Jednocześnie jest podróżnikiem, entuzjastą wspinaczek górskich i członkiem Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu.
Autor: FC//rzw/zp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: 7szczytow.pl | Bartłomiej Wróblewski