Poszedł na spacer do swojej pasieki, zastał w niej zniszczone ule i zamarznięte pszczoły. - Bezmyślny człowiek zniszczył życie owadów, dzięki którym sam żyje – mówi córka poszkodowanego pszczelarza. Policja szuka sprawcy. A sam pszczelarz zapewnia: odbuduję tę pasiekę.
Kazimierz Zasada z Jastrowia od prawie 20 lat prowadzi małą, amatorską pasiekę w pobliżu tamtejszych ogródków działkowych. Do tej pory owady nikomu nie zawadzały. Kilka dni temu ktoś jednak zdewastował pasiekę i skazał na śmierć tysiące pszczół.
- Tata często spaceruje po okolicy i dogląda wtedy pasieki. Tak samo było 2 stycznia. Kiedy pojawił się na miejscu, zobaczył poprzewracane ule i leżące w śniegu martwe, zmarznięte pszczoły. To było coś strasznego. Wiele lat pracy zostało pogrzebane w jedną noc – opowiada Joanna Wójcik, córka pana Kazimierza.
- Zadzwoniłem do żony, bo nie wiedziałem, czy nie będę potrzebował pomocy medyków. Jestem po operacji serca. Jak to wszystko zobaczyłem, to oparłem się o słup i zacząłem płakać. No nic nie mogłem. Dla mnie to było barbarzyństwo. Na ziemi leżały tysiące pszczół. Jedne zamarznięte, inne jeszcze próbowały się ruszyć. A ja byłem bezsilny. Oparłem się o płot i zaczęło mnie boleć serce – mówi Kazimierz Zasada.
Rodzina pszczelarza podejrzewa, że pasiekę zniszczyli wandale w sylwestrową noc. - Wcześniej wszystko było w porządku. Teren jest ogrodzony, a furtka zamknięta. Gdyby szkód narobiło jakieś zwierzę, to po prostu sforsowałoby płot w którymś miejscu, a nie szukałoby furtki – tłumaczy pani Joanna.
- Widać, że ule były niszczone z jakąś taką pasją, nienawiścią. Bo one nie tylko były przewrócone, ale i skopane. Nawet jak leżał ul to widać, że jeszcze od spodu ktoś kopnął i przebił go na wylot – dodaje pan Kazimierz.
Pan Kazimierz bardzo przeżył to, co się stało. Jego córka twierdzi, że po prostu się załamał. - Nie ma już siły ani finansów na samodzielne budowanie wszystkiego od nowa – dodaje Joanna. Jej tata pasiekę prowadzi amatorsko, nie jest ona źródłem jego zarobku, ale to nie zmienia faktu, że w opiekę nad pszczołami co roku wkładał dużo pracy, czasu i serca.
- 20 lat temu tata przejął od swojego schorowanego ojca trzy ule. Chciał się nimi zająć, żeby nie zmarnować pracy swego ojca. Miały być tylko trzy ule. Ale tata szybko pokochał pszczoły. Z hobbystycznie trzymanych kilku uli zrobiło się kilkanaście. Dziś uchowały się z nich tylko dwa. W dodatku o tym, w jakim stanie, przekonamy się dopiero wiosną – dodaje pani Joanna.
Koszt utrzymania jednego ula przez amatora to około 296 zł.
Szukają świadków
O sprawie poinformowano policję, która prowadzi postępowanie w sprawie zniszczenia mienia. Policjanci pojawili się na miejscu 2 stycznia, a dwa dni później pan Kazimierz złożył wyjaśnienia.
- Prowadzimy czynności w celu ustalenia sprawcy zniszczenie pasieki. Właściciel wstępnie oszacował straty na około 4,8 tysiąca złotych. Sprawą zajmują się policjanci z komisariatu w Jastrowiu. Poszukujemy świadków tego zdarzenia, stąd nasz apel: jeśli ktoś posiada wiedzę o okolicznościach tego zdarzenia bądź ma informacje, które pomogą w ustaleniu sprawcy, to powinien się zgłosić do komisariatu w Jastrowiu lub komendy w Złotowie – informuje podkomisarz Maciej Forecki, rzecznik złotowskiej policji.
"Bezmyślny człowiek zniszczył życie owadów, dzięki którym sam żyje"
Kilka dni temu rodzina pszczelarza opublikowała w internecie zdjęcia zniszczonej pasieki. Liczyli, że może ktoś w Jastrowiu wie coś więcej o zniszczeniu pasieki. - Zależy nam na dwóch rzeczach. Po pierwsze chcieliśmy nagłośnić tę sprawę, bo jest ważna społecznie. Ostatnie wydarzenia pokazały, że wiele osób wciąż nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele zawdzięczamy pszczołom. Po drugie, chcemy, żeby sprawca został ustalony i ukarany. To byłaby nauczka dla kolejnych osób, którym coś takiego przyszłoby do głowy – dodaje córka pana Kazimierza.
Za namową oburzonych tym aktem wandalizmu internautów rodzina zaczęła zbiórkę pieniędzy na odbudowę pasieki.
- Bezmyślny człowiek zniszczył życie owadów, dzięki którym sam żyje. Tata wielokrotnie pomagał innym pszczelarzom w odbudowywaniu ich pasiek. Chcemy, żeby uwierzył, że dobro wraca, dlatego założyliśmy internetową zbiórkę środków, dzięki której będzie mógł odtworzyć swoją – dodaje pani Joanna.
Pan Kazimierz jest poruszony falą wiadomości i ofert pomocy od pszczelarzy, ale i producentów uli.
- Jestem wdzięczny za tę pasję i zamiłowanie tych ludzi. Nie jestem w stanie nawet im podziękować, może za państwa pośrednictwem się to uda. Zgłaszają się do mnie ludzie i mówią, że są w stanie częściowo mi pomóc. Ja wcześniej mówiłem, że rezygnuję już z tego wszystkiego i nie będę nic robił. Ale po tych wiadomościach stwierdziłem, że odbuduję tę pasiekę, choćbym nie miał sił. Zrobię to dla tych ludzi, którzy tak mnie wspierają – mówi pan Kazimierz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Joanna Wójcik