9 godzin miesięcznie tracą w korkach kierowcy dojeżdżający codziennie 10 km do pracy w Warszawie. W innych dużych polskich miastach sytuacja wygląda nieco lepiej. Stanie w korkach to nie tylko strata czasu ale też pieniędzy. Przy okazji Europejskiego Dnia bez samochodu eksperci zachęcają do zamiany "czterech kółek" na inne środki transportu.
Kierowca dojeżdżający do pracy 10-kilometrową trasą w Warszawie średnio traci w korkach blisko 9 godzin w skali miesiąca. Nieco mniej czasu kierowcy spędzają w korkach w Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku – tam właściciele czterech kółek tracą ponad 6 godzin miesięcznie. Najmniej czasu w korkach tracą kierowcy z Łodzi i Katowic – w korkach stoją odpowiednio ok. 4,5 i 3,5 godzin - wynika z raportu o korkach w 7 największych miastach Polski przygotowanym przez Deloitte i Targeo.pl.
Badanie oparto na pomiarach prędkości przejazdu poszczególnymi odcinkami dróg, wyznaczanych na podstawie danych GPS zbieranych z poruszających się pojazdów. Autorzy raportu sprawdzili, ile czasu zajmuje przejazd określonymi trasami, gdy te są puste i zestawili z czasem przejazdu tymi samymi odcinkami w godzinach szczytu. By porównać wyniki poszczególnych miast, otrzymane wyniki uśredniono, podając średni czas opóźnienia na 10 km trasy w największych polskich miastach.
Dziennie tracimy kilkanaście złotych
Codzienne stanie w korkach oznacza nie tylko stratę czasu, ale również pieniędzy. W ulicznych korkach mieszkańcy Poznania i sześciu innych największych polskich miast w 2013 r. stracili ponad 3 mld zł. Obliczono, że kierowca stojąc w korkach traci dziennie średnio ok. 11 zł, czyli blisko 3 tys. zł rocznie. Postój w korkach najbardziej odczuwają portfele warszawiaków – w ubiegłym roku stracili oni 3,5 tys. zł (13,3 zł dziennie), poznaniaków (3 241 zł, 12,30 zł dziennie) oraz mieszkańców Krakowa (3 194 zł, 12,10 zł dziennie). Najmniej na staniu w korkach tracą kierowcy poruszający się po Gdańsku (2 238 zł, 8,80 zł dziennie) oraz Katowicach (2 563 zł, 9,70 zł dziennie).
Prognozy nie są najlepsze - wskaźnik zmotoryzowania (liczba samochodów na 1000 mieszkańców) z roku na rok wzrasta - w 2013 r. w Polsce wyniósł on 504. Tak szybki przyrost liczby samochodów na drogach, przy spowolnionym rozwoju infrastruktury oznaczać berdzie jeszcze większe korki.
- Od 1990 r. do 2013 r. w Polsce liczba zarejestrowanych samochodów osobowych zwiększyła się z 5,3 do 19,4 mln – mówi dr Hubert Igliński z Katedry Logistyki Międzynarodowej, Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Specjaliści twierdzą, że do 2030 r. liczba pojazdów drogowych na świecie zwiększy się do około 1,9 mld, choć jeszcze w 2000 r. było około 840 mln aut.
Stare palą więcej
Jak mówią eksperci, na samochodowej rewolucji tracą wszyscy – nie tylko kierowcy swój czas i pieniądze, ale również osoby, które korzystają z komunikacji miejskiej czy przemieszczają się rowerem lub pieszo. Nie od dziś wiadomo, że spaliny produkowane przez auta są szkodliwe dla naszego zdrowia.
- W Polsce większość kierowców porusza się starymi samochodami. Średnio polskie samochody mają powyżej 15 lat. Są one nieekologiczne i spalają znacznie więcej paliwa niż nowoczesne auta. Jeszcze więcej spalin emitujemy, gdy stoimy w korkach – wówczas nasze cztery kółka spalają o 50 procent więcej paliwa niż w przypadku płynnej jazdy po mieście – podsumowuje dr Igliński.
"Nie budujmy nowych dróg"
Jak tłumaczy, nie ma uniwersalnego lekarstwa na korki dla polskich miast. - Zależne jest to od lokalnych uwarunkowań - mówi dr Igliński.
Receptą z pewnością nie jest budowanie nowych dróg w miastach. - Każda nowa inwestycja lub modernizacja powoduje, że ludzie dostrzegają korzyść i wybierają samochód, którym dojada szybciej i wygodniej. To powoduje, że w ciągu kilku-kilkunastu miesiącach mamy w tych miejscach podobną sytuację - wyjaśnia.
Pomóc w rozładowaniu korków może rozwój transportu zbiorowego, w szczególności komunikacji szynowej i autobusowej. - Ruch w miastach przyspieszy marchewka w postaci taniego i efektywnego transportu publicznego przy jednoczesnym ograniczaniu miejsc parkingowych w miastach, rozbudowie strefy tempo 30 w centrach, wprowadzaniu deptaków. Dobrym pomysłem, choć trudnym do realizacji w Polsce jest rozwiązanie londyńskie - wprowadzania strefy płatnego wjazdu do miasta. Pomogłaby także lepsza polityka parkingowa, która niestety obecnie sterowana jest centralnie. Tym samym maksymalne opłaty za parkowanie są identyczne w Wyśmierzycach i w Warszawie, a przecież ruch w tych miastach jest zupełnie inny - zauważa dr Igliński.
Autor: FC/kv / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: UEP