Gabloty na nowej wystawie w Muzeum Twierdzy Kostrzyn wypełniają szczelnie setki ceramicznych naczyń. Ani to saska porcelana, ani wazy z dynastii Ming. Większość prezentowanych zabytków wypalona została ze zwykłej gliny i uformowana bez użycia koła garncarskiego. Co może być zatem w nich ciekawego?
- Wszystko - odpowiada bez wahania na tak postawione pytanie archeolog i muzealnik Krzysztof Socha - Nie ma tutaj dwóch identycznych naczyń, chociaż wzory rzecz jasna się powtarzają. Każde naczynie jest osobną historią, za każdym stoi człowiek. Począwszy od rzemieślnika, który wyrobił glinę i uformował dany przedmiot, przez osobę która tę rzecz użytkowała, aż po moment złożenia naczynia w postaci daru grobowego. Dlatego one są tak fascynujące, bo opowiadają nam historię ludzi, którzy zamieszkiwali te ziemie przed tysiącleciami - przekonuje naukowiec.
Ta ziemia, to dzisiejsza Górzyca nieopodal Słubic położona na malowniczej terasie zalewowej Odry. Bliskość wody sprawiała, że ludzie osiedlali się tutaj już w mezolicie, czyli czasach, gdy nasi umowni przodkowie ganiali za turami, ciskając w nie krzemiennymi grotami. Jednak dopiero w epoce brązu Górzyca zaczęła tętnić życiem. Jak na ironię, wiemy to dzięki eksploracji grobów.
- Naczynia prezentowane na wystawie pochodzą z grobów ciałopalnych, których do tej pory udało się nam odkopać prawie pół tysiąca - wyjaśnia Krzysztof Socha - Ma to związek z planowanymi inwestycjami drogowymi i wodociągowymi. Zazwyczaj jest tak, że w wąskich wykopach znajduje się niewiele. W Górzycy było inaczej - mówi muzealnik i dodaje, że przyrost materiału był tak znaczny, że archeolodzy najpierw zdecydowali się popularyzować swoje odkrycia w mediach społecznościowych, a potem stworzyć wystawę, której bohaterami są właśnie pradziejowe naczynia. Chociaż w Górzycy znajdowano także fenomenalne szpile, kolie i miecze z brązu, to świadomie zdecydowano się nie eksponować zabytków metalowych oddając przestrzeń w całości niepozornej glinie. W końcu tytuł wystawy, "Gdzie ziemia garnki rodzi" zobowiązuje.
Cmentarz swój widzę ogromny
Jeśli komuś się wydaje, że wielkie nekropolie takie jak szczeciński Cmentarz Centralny czy paryski Père-Lachaise są czymś stosunkowo nowym i związanym z rozwojem miast, to jest w błędzie. Już w epoce brązu pojawił się fenomen zwany polami popielnicowymi. Jak Europa długa i szeroka rozmaite społeczności chowały swoich zmarłych w podobny sposób, na rozległych, liczących nierzadko kilka-kilkanaście hektarów, cmentarzyskach. Jedno z nich zlokalizowane było właśnie w Górzycy i to na nie natrafili archeolodzy.
- Jak sama nazwa wskazuje dominującym obrządkiem pogrzebowym była kremacja - mówi Krzysztof Socha - Zmarłych palono na stosie, a następnie zbierano kości i przepalone ozdoby. Przed złożeniem szczątków do urny kości niekiedy starannie myto. Głównej popielnicy towarzyszyły niemal zawsze "przystawki", czyli dary grobowe w postaci kolejnych naczyń ceramicznych. Niekiedy całość obkładano polnymi kamieniami - wyjaśnia archeolog.
Wiele naczyń trafiających do grobu było powtarzalnych, ale archeolodzy z Muzeum Twierdzy Kostrzyn trafiali też na pochówki wyjątkowe. Te wzbudzające najwięcej emocji należały do dzieci. Wyposażone były w miniaturowe naczynka, jakie znamy ze współczesnych nam domków dla lalek. Do tego małym ludziom w ostatnią drogę ofiarowano grzechotki w kształcie ptaków.
- To jest Kasia, a ten większy to Ptaszek Staszek - mówi archeolożka Julianna Sójkowska - Socha prezentując w dłoni ptaszki z czerwonej gliny przypominające trochę ludowe okaryny -Tak je przezwaliśmy. W środku znajdują się małe kuleczki, które nadal, po blisko trzech tysiącach lat nadal grzechoczą - mówi archeolożka potrząsając figurkami i dodaje, że przedstawienia ptaków były popularne wśród ludności kultury łużyckiej - Były to najczęściej ptaki wodne, interpretowane jako kaczki, perkozy albo łabędzie. Ale niektórzy widząc ich wydłużone szyje żartują, że to diplodoki i dowód na istnienie wówczas dinozaurów - śmieje się archeolożka.
Pumba bez Timona, za to z Muminkiem
Ptaszek Staszek ma na wystawie towarzystwo. W jednej z gablot znajduje się waza z wąskim otworem, którego brzegi ozdobione są odpowiednio głową i…zadkiem zwierzęcia przypominającego do złudzenia afrykańskiego guźca. To wystarczyło, by skłonni do żartów naukowcy przezwali stworzenie na cześć jednego z bohaterów Króla Lwa
- Poza Pumbą mamy też Muminka. To kubek, który posiada nad charakterystycznie wydętym brzuścem odciśnięte stempelkiem dwa kółka przypominające oczy. Kształt od razu skojarzył nam się z postacią z książek Tove Jansson - tłumaczy Julianna Sójkowska - Socha.
Przedstawiciele kultury łużyckiej zwierzęta z gliny lepili chętnie. W kręgu ich zainteresowań znajdowały się wspomniane ptaki, dziki oraz krowy. Jaki miały dla nich sens tego rodzaju figurki używane jako grzechotki albo naczynia? Na to nie mamy dobrej odpowiedzi, ale archeolodzy przypuszczają, że mogły pełnić rolę obrzędową i być rekwizytem w ówczesnym kulcie. Podobnie jak kadzielnice odnajdowane na cmentarzysku w Górzycy. Gliniane naczynia swym kształtem do złudzenia przypominają współczesne kominki zapachowe. I trudno się dziwić, bo ich funkcja była bardzo podobna.
- Na dole umieszczano źródło ognia, które podgrzewało znajdującą się w partii górnej czarkę z rozsypanymi na niej wonnymi ziołami - mówi Socha -Zapachy mogły maskować niezbyt przyjemny odór stosu pogrzebowego, ale może były też wykorzystywane w innych obrzędach związanych z pochówkiem - konkluduje.
Gospodarka, głupcze!
Większość prezentowanych w kostrzyńskim muzeum naczyń pochodzi z pochówków ludności kultury łużyckiej. To społeczności, które w dojrzałej epoce brązu i we wczesnej epoce żelaza zasiedlały tereny niemal całej dzisiejszej Polski. Słynny gród w Biskupinie był ich dziełem!
>>>Czytaj też: Nocny baron na zesłaniu. Ściągnął nawet dalajlamę >>>
"Łużyczanie" z Górzycy zajmowali szczególnie atrakcyjne miejsce na mapie ówczesnej Europy. Krzyżowały się tu bowiem wpływy z północy i południa. Oprócz kubków i waz lokalnej produkcji zdobionych geometrycznym ornamentem czy charakterystycznymi guzami są też zabytki, które przed złożeniem do grobu przebyły daleką drogę.
- Mamy na przykład naczynia, które są malowane w czerwone i czarne pasy - mówi Julianna Sójkowska - Socha - Zwykle występują one na terenach dzisiejszego Dolnego i Górnego Śląska, a nie w lubuskim . Do naszego regionu mogły trafić drogą wymiany handlowej i ożywionych kontaktów między różnymi ugrupowaniami łużyckich społeczności - wyjaśnia muzealniczka.
Jeszcze dłuższą drogę przebyło kilkanaście biało-niebieskich paciorków szklanych, które składały się na kolię znalezioną w jednym z górzyckich pochówków. Szklane kuleczki przywędrowały z północnej Italii, zapewne przy udziale licznych pośredników, którzy przemierzali tzw. odrzański szlak bursztynowy. Nie inaczej było na początku naszej ery.
- Atrakcyjne położenie Górzycy sprawiało, że również w okresie wpływów rzymskich osiedlali się tutaj barbarzyńcy, których identyfikujemy jako Gotów związanych z kulturą wielbarską - mówi Krzysztof Socha - Również oni handlowali z południem, w tym przypadku z rzymskimi prowincjami. Przez Górzycę transportowano bursztyn, futra i niewolników a w zamian za to do Gotów docierały emaliowane zapinki, szklane naczynia, srebrne monety i terra sigillata - wylicza archeolog.
Ta ostatnia nazwa odnosi się do połyskliwej czerwonej ceramiki, która była bogato zdobiona różnymi ornamentami czy scenami figuralnymi. W Górzycy natrafiono na jedno, bardzo spektakularne naczynie tego typu przedstawiające mitycznego Herkulesa trzymającego maczugę.
- Pochodziło z pochówku młodej kobiety, przy której znaleziono także kulistą złotą zawieszkę. Dzięki analizie stylu wiemy, że to naczynie powstało w Lezoux w dzisiejszej Francji w warsztacie rzemieślnika noszącego imię Laxtucissa lub jego syna Laxtucissa-Paternusa pod koniec 2 w. Naszej ery - mówi archeolog i dodaje, że misa została wypożyczona kilka lat temu na wystawę do Lezoux, więc po dwóch mileniach przebyła jeszcze raz te samą drogę.
Made in Barbaricum
Niekiedy potrzeba obcowania z luksusowymi wyrobami była tak duża, że barbarzyńcy sięgali po…podróbki. Lub raczej, jak należałoby to określić zgodnie z naukową terminologią, "naśladownictwa". Na wystawie można obejrzeć przykład takiego naczynia będącego glinianą imitacją szklanych pucharów importowanych z Imperium Romanum. Z racji charakterystycznych kolczastych wypustek archeolodzy określają je mianem naczynia jeżowatego. Wspomniani już Goci, choć potrafili wykonywać niezwykle kunsztowną biżuterię, nie mieli talentu do lepienie garnków. Poza rzadkimi przypadkami starannie opracowanych naczyń ich standardowa produkcja była raczej zgrzebna. To irytuje archeologów, którzy muszą te naczynia sklejać.
- Im bardziej porowata glina i im grubsza domieszka żwiru czy potłuczonych kamieni tym gorzej ceramika przyjmuje klej. - tłumaczy Julianna Sójkowska-Socha - Co innego niektóre naczynia kultury łużyckiej, które kleją się jak marzenie. Zdarzają się egzemplarze o ściankach grubości 3 milimetrów. To jak chińska porcelana! - mówi Sójkowska-Socha.
Być może podobnych odkryć będzie więcej. Archeolodzy z Kostrzyna nad Odrą trafili w Górzycy już na 450 pochówków z różnych epok, ale czekają ich kolejne nadzory związane z budową w tym miejscu wodociągów. Postępy ich prac można śledzić na profilu Archeologia Górzycy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Archeologia Górzycy