Wszedł na strych spalonego budynku, nagle zawalił się pod nim strop. 47-latek ze złamaną nogą wylądował w piwnicy. Mężczyzna doczołgał się na parter i wołał o pomoc. Po trzech dniach usłyszeli go policjanci, którzy akurat pojawili się w pobliżu.
Policjanci patrolując gminę Lipka (woj. wielkopolskie) usłyszeli wołanie o pomoc. Odgłosy dochodziły ze spalonego budynku gospodarczego, który znajdował się w pobliżu drogi gruntowej. - Budynek nie posiadał okien. Z uwagi na to, że drzwi do pomieszczenia były zamknięte, mundurowi siłowo weszli do środka. W pomieszczeniu na tapczanie leżał mężczyzna, który nie mógł się poruszać. Był wychłodzony i odwodniony - przekazał aspirant Damian Pachuc, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Złotowie.
Funkcjonariusze udzielili poszkodowanemu pierwszej pomocy i szybko wezwali pogotowie.
Spadł ze strychu
Z relacji 47-latka wynika, że trzy dni wcześniej wszedł na strych swojego budynku, który uległ spaleniu. W pewnym momencie zarwał się pod nim strop i spadł z piętra do pomieszczenia piwnicznego, łamiąc sobie nogę. - Z miejsca, gdzie spadł, doczołgał się do pomieszczenia na parterze i tam też został znaleziony. 47-latek przez trzy dni nie jadł i nie pił, wycieńczony wołał o pomoc, licząc, że odnajdą go osoby przejeżdżające drogą - powiedział Pachuc.
Medycy, którzy pojawili się na miejscu, przekazali, że pomoc nadeszła w ostatniej chwili. - Stwierdzili poważne złamanie nogi, które zagrażało życiu. Mężczyzna został przetransportowany do szpitala, gdzie został hospitalizowany - dodał rzecznik.
Policja nie udziela dalszych informacji o stanie zdrowia 47-latka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPP Ostrów Wielkopolski