W Gizałkach-Lesie (woj. wielkopolskie) spłonął w niedzielę budynek mieszkalny. Nikomu nic się nie stało, ale mieszkańcy wsi się boją. O grasującym w okolicy podpalaczu alarmują już od dwóch miesięcy.
Gizałki-Las to mała wieś w powiecie pleszewskim, w której znajduje się 12 domów. Od początku roku gaszono tam pięć pożarów, z czego cztery na tej samej posesji. Dwa kolejne wybuchły ledwie kilka kilometrów dalej, w miejscowości Wierchy. Śledztwo w sprawie prowadzi pleszewska policja.
Ostatni pożar miał miejsce w ostatni weekend. - Zgłoszenie otrzymaliśmy w niedzielę kilka minut po godzinie 3. Dotyczyło pożaru budynku mieszkalnego – mówi kpt. mgr inż. Paweł Mimier, oficer prasowy pleszewskiej straży pożarnej.
Dach cały w ogniu
Na miejsce wysłano dwa zastępy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Pleszewa i zastępy z ochotniczej straży pożarnej z gminy Gizałki. - Ogniem objęty był cały dach ze strzechy. Mieszkańcy przebywali na zewnątrz, ewakuowali się sami – tłumaczy Mimier.
Strażacy najpierw zabrali się za gaszenie dachu, następnie w aparatach oddechowych weszli do budynku i wynieśli z niego butlę z gazem. Działania na miejscu trwały trzy godziny, uczestniczyło w nich 31 strażaków. - Całkowitemu spaleniu uległ dach i drewniany strop – przekazuje Mimier.
Wszystko wskazuje na to, że doszło do podpalenia, kolejnego w okolicy. - Ogień raczej nie pojawił się tam przypadkowo. W tej samej miejscowości, na tej samej posesji to już czwarty odnotowany pożar w tym roku - mówi Mimier.
Wcześniej strażacy dwukrotnie gasili tam pożary budynków gospodarczych i pożar samochodu. - Szczegóły tych wszystkich zdarzeń ustala policja – podaje Mimier.
Uratowali cielaki, spłonął dobytek
Pierwszy pożar w Gizałkach-Lesie strażacy gasili 30 stycznia. Spłonęła wtedy stodoła. - Ogień zauważono około godziny drugiej. Gdy na miejsce dotarły pierwsze wozy gaśnicze, żywioł opanował już większą część stodoły, a płomienie wychodziły na dach budynku - relacjonował aspirant Mariusz Glapa z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pleszewie.
Gwałtownie rozprzestrzeniający się pożar zagrażał pobliskim budynkom gospodarczym - wiacie i oborze, w której znajdowało się dziesięć cieląt. - Strażacy musieli jednocześnie rozpocząć gaszenie stodoły, obronę zagrożonych budynków i ewakuację z nich zwierząt. Na szczęście udało się wyprowadzić wszystkie cielęta i nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia - opisywał Glapa.
W akcji brało dziewięć zastępów straży pożarnej. Ogień strawił stodołę i oborę. Zniszczeniu uległ dach obiektu o powierzchni około 300 metrów kwadratowych oraz znajdujące się w nim maszyny, urządzenia rolnicze oraz płody rolne.
Ten pożar poruszył mieszkańców. Władze gminy zwróciły się z apelem o pomoc dla poszkodowanej rodziny, o przekazywanie pasz dla zwierząt i materiałów budowlanych. Uruchomiono także zbiórkę pieniężną.
Ogień na tej samej posesji
Szybko okazało się, że to dopiero początek. Tydzień po pierwszym pożarze wybuchł kolejny, na sąsiedniej posesji. Strażacy otrzymali zgłoszenie 6 lutego o godzinie 1:40.
- Płonęły drewniane budynki gospodarcze i garaż, w którym znajduje się samochód osobowy. Strażacy niezwłocznie podali dwa prądy wody na objęte pożarem obiekty. Jednocześnie, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia, podano kolejny prąd wody w obronie bezpośrednio zagrożonego lasu sosnowego. Niestety, zarówno auta, jak i znajdującego się w pomieszczeniach wyposażenia nie udało się ocalić - wyjaśniał Glapa.
Z ogniem walczyły cztery zastępy straży pożarnej.
Kilkadziesiąt godzin później, 9 lutego, strażacy interweniowali po raz drugi na tej samej posesji. - Spłonął samochód osobowy marki Renault Laguna - podał Glapa. Pożar znów wybuchł w nocy, tym razem pomiędzy godziną trzecią i czwartą. W akcji brały udział trzy wozy strażackie.
Kolejny pożar na tej posesji zgłoszono 11 lutego. Tym razem spłonął ostatni ze znajdujących się tam budynków gospodarczych. - Strażaków wezwano do płonącej szopy z drewnem. Wszystko się spaliło - tłumaczył Glapa. Interweniowały cztery zastępy straży pożarnej.
Paliło się też w sąsiedniej wiosce
13 lutego prawdopodobny podpalacz przeniósł się kilka kilometrów dalej, do miejscowości Wierzchy. - Najpierw, kilka minut po godzinie dziewiątej, spłonął samochód osobowy marki Volkswagen Golf. Dziewięć godzin później otrzymaliśmy informację o kolejnym pożarze – tym razem palił się budynek gospodarczy kilka posesji dalej - wymieniał Glapa.
Komendant powiatowy PSP w Pleszewie brygadier Roland Egiert przekazał, że strażacy nie ustalili przyczyn tych pożarów.
Mieszkańcy w strachu
Mieszkańcy wsi Gizałki-Las po następujących jeden po drugim pożarach nie kryli strachu. - To nie jest przypadek czy jakiś zbieg okoliczności – mówili, prosząc o anonimowość. Pytani o podejrzenia odpowiadają: - Nic nie powiemy, bo każdy z nas boi się o swój dobytek. Każdy z nas ma swoje podejrzenia. Wierzymy, że policja zrobi swoje.
Ich zdaniem gospodarstwa dotknięte pożarami zamieszkują spokojni ludzie. - W jednym mieszka małżeństwo z dziećmi. Bardzo dobrzy, pracowici i lubiani ludzie. W drugim mieszka mężczyzna z partnerką. Też spokojni – zapewniali.
Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PSP Pleszew