Z eskortą policji do szpitala. Niemowlę połknęło agrafkę

Zdjęcie roentgenowskie agrafki
Niemowlę połknęło agrafkę. Z eskortą policji do szpitala
Źródło: tvn24

Trzy szpitale, dwa województwa, łącznie kilka godzin transportu. Rodzice niemowlęcia byli przerażeni, bo ich sześciomiesięczny synek połknął agrafkę.

Zaczęło się od szpitala w Krotoszynie. To tam zgłosiła się pani Edyta z mężem i swoim 6-miesięcznym synkiem. Dyżurującej lekarce powiedziała, że Kubuś połknął agrafkę, więc dziecko przeszło szereg badań.

- Nie było objawów, które mogły zagrażać życiu. Dziecko się nie dławiło, było dotlenione. Ze strony lekarki padła propozycja, żeby rodzice pojechali swoim samochodem do większego szpitala w Ostrowie Wielkopolskim - mówi Sławomir Pałasz, rzecznik prasowy SPZOZ w Krotoszynie.

"Trzymała płaczące dziecko"

Rodzice ruszyli więc z małym Kubą do Ostrowa. Mieli przed sobą około 40 minut drogi samochodem. Pod koniec podróży, przy wjeździe do miasta, zrobiło się niebezpiecznie: ich synek zaczął się krztusić. Wiedzieli, że od tej chwili liczy się każda minuta, więc o pomoc w eskorcie poprosili służby.

- Matka trzymała na rękach małe, płaczące dziecko. Chcieli pilnie udać się do szpitala. Policjanci natychmiast wsiedli do radiowozu i asystowali małżeństwu, żeby jak najszybciej dotarło na miejsce - mówi Piotr Szczepaniak z policji w Krotoszynie.

Kiedy bezpiecznie dotarli do placówki, dziecko trafiło na SOR. - Było w stanie ogólnym dobrym, wydolne krążeniowo, bez bezpośredniego zagrożenia życia - przekazuje Radosław Kaja, lekarz z ostrowskiego szpitala. Było jednak wiadomo, że agrafkę trzeba jak najszybciej usunąć z gardła malca.

- Pacjenta przetransportowano specjalistycznym transportem sanitarnym do ośrodka klinicznego we Wrocławiu - dodaje Kaja.

Postępowanie w sprawie lekarki

Dopiero we wrocławskim szpitalu lekarze wykonali operację wyciągnięcia ostrego przedmiotu. agrafka była otwarta, ale lekarze użyli specjalistycznego sprzętu i zabieg przebiegł pomyślnie, małemu Kubie nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Być może gdyby chłopiec już z Krotoszyna jechał karetką, a nie prywatnym samochodem, udałoby się uniknąć stresującej sytuacji.

- Sposób transportu zastosowanego w tym przypadku będzie wyjaśniany w naszym postępowaniu wewnętrznym, sprawdzimy, czy ta decyzja była właściwa, czy nie - zapowiada Sławomir Pałasz.

Autor: ww/pm / Źródło: TVN 24 Poznań

Czytaj także: