Tragedia w Pile. Dwuletnia dziewczynka z ciężkimi obrażeniami głowy trafiła do szpitala. Dziecka nie udało się uratować, zmarło na stole operacyjnym. - W sprawie zostali zatrzymani matka i jej mąż, który nie jest biologicznym ojcem dziecka - informuje prokurator. Siniaki na ciele dziewczynki pojawiały się już wcześniej - przyznają pracownicy MOPS. Śledztwo trwa.
Informacja do prokuratury dotarła w środę: śledczych zaalarmował ordynator oddziału intensywnej opieki medycznej lokalnego szpitala. Kiedy dziewczynka trafiła do szpitala, była nieprzytomna.
- Poinformował o tym, że na oddział trafiło dziecko w stanie ciężkim z obrażeniami głowy. W trybie pilnym zostało poddane operacji - relacjonuje Magdalena Roman z Prokuratury Rejonowej w Pile. Lekarze stwierdzili u dwulatki złamanie czaszki.
Podczas zabiegu nastąpiło zatrzymanie akcji serca dziecka. Mimo niemal godzinnej reanimacji lekarzy, dziewczynki nie udało się już uratować.
Nie pierwszy raz w szpitalu
Rafał Szuca, dyrektor placówki nie chce wyrokować i mówić, że dziewczynka trafiła do szpitala pobita. Wiadomo jednak, że na głowie miała krwiaki. - Zmiany ewidentnie pochodzą z urazu, a nie z powodu zmian chorobowych - ocenia.
Jak udało się ustalić reporterowi TVN24, dziewczynka już wcześniej trafiała do placówki. Dwukrotnie lekarze zauważali na jej ciele zasinienia. Matka tłumaczyła ten fakt ruchliwością dziecka, innym razem twierdziła, że córka spadła z krzesła.
Rodzice zatrzymani
Nie wiadomo jeszcze dokładnie, w jakich okolicznościach dziecko odniosło wszystkie obrażenia. Śledczy będą ustalać też, kiedy dokładnie to się stało.
Dzisiaj odbędzie się sekcja dwulatki, która pozwoli udzielić odpowiedzi na te pytania. W sprawie zatrzymano do wyjaśnień dwie osoby.
- Zostali zatrzymani matka i jej mąż, który nie jest biologicznym ojcem ani tego, ani dwójki pozostałych dzieci - relacjonuje Magdalena Roman.
Śledztwo prokuratury wciąż trwa. Na temat sytuacji rodzinnej pokrzywdzonej od środy zbierane są zeznania świadków. W planach kolejne przesłuchania.
MOPS: Matka nie radziła sobie z opieką
W rodzinie dwulatki nie działo się najlepiej, co przyznała sama matka. To ona zgłosiła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i poprosiła o wyznaczenie asystenta, który pomógłby w wychowywaniu potomstwa. - Rodzinie asystent został przydzielony na prośbę samej matki, która nie do końca radziła sobie z opieką nad trójką dzieci. Przychyliliśmy się do tej prośby - mówi Liwia Kolasa, rzecznik MOPS w Pile.
W lutym asysta została wzmożona, bo ze szpitala dotarły do ośrodka informacje, że obrażenia dziewczynki mogą mieć związek z udziałem osób trzecich. Sprawę zgłoszono prokuraturze.
Rodzinę odwiedzał i asystent (raz w tygodniu), i pracownik socjalny. Z ich relacji wynika, że rodzina nie utrudniała kontaktu, nie stwarzała problemów z współpracą. Kwestia siniaków była jednak poruszana już od dawna. - Pierwsza hospitalizacja dziecka była w listopadzie ubiegłego roku, na skierowanie lekarza rodzinnego pod kątem choroby krwi. Chodziło o jakąś skazę krwotoczną polegającą na tym, że na ciele pojawiały się zasinienia - mówi Kolasa.
- Wiedzieliśmy, że dziecko było hospitalizowane. Jak asystent przychodził do domu rodziny to były przypadki zasinień, ale mama motywowała to chorobą. W zachowaniu rodziców nie było nic podejrzanego - kończy.
Autor: ww/gp/jb / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24