Nazywali ich barbarzyńcami, chociaż jako pierwsi przetłumaczyli na swój język Nowy Testament. Poza tym szanowali przodków, no i robili biżuterię, która zawstydziłaby słynnego Gustawa Fabergé. Poznajcie Gotów, o których wiemy coraz więcej dzięki odkryciom poznańskich archeologów.
Chociaż Dolina Noteci położona jest w północnej Wielkopolsce, to można tu pojeździć na nartach. Wyniosłe skarpy, na których dziś działają stoki narciarskie, dwa tysiące lat temu wykorzystywane były do zgoła odmiennych celów. Chociaż z tego samego powodu. Na jednej z nich, nieopodal Ujścia, swe cmentarzysko założyła ludność kultury wielbarskiej.
- Wysokość była w cenie - mówi profesor Andrzej Michałowski z Wydziału Archeologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, który od pięciu lat kieruje wykopaliskami na tej nekropoli – Wyniesione w terenie miejsce mogło być uznawane za szczególnie bliskie bóstwom i zaświatom – wyjaśnia naukowiec.
Poza tym była to demonstracja siły. Kurhany, które skrywały kości zmarłych, były ustawione wzdłuż krawędzi zbocza. - Dzisiaj skarpę porasta las, ale jeszcze przed wojną były tutaj pola uprawne – tłumaczy prof. Michałowski. – W sąsiedztwie cmentarzyska biegną linie okopów z czasów Powstania Wielkopolskiego, bo żołnierze mieli tu świetny widok na okolicę. Zapewne podobnie było dwa tysiące lat temu. Rząd kurhanów widoczny był z bardzo daleka. Obcym pokazywał potęgę lokalnej społeczności i był komunikatem, że z nimi nie wolno zadzierać – dodaje.
Z nimi czyli z Gotami. To z tym germańskim ludem przybyłym na tereny dzisiejszej Polski najpewniej z południowej Szwecji wiąże się tzw. kulturę wielbarską. Oczywiście w bardzo dużym uproszczeniu, bo Goci w czasie wędrówki asymilowali grupy autochtonów.
"Gdzie jest moja księżniczka?"
To pytanie jeden z pilskich leśniczych zadał archeologom, gdy dotarła do niego wieść że na podległym mu terenie odkryto niezwykły pochówek. - Kurhan skrywał szkielet młodej kobiety – wspomina prof. Andrzej Michałowski - Była drobnej budowy ciała i zmarła około 20 roku życia. Jej kości nie nosiły tak częstych w owych czasach śladów deformacji spowodowanych ciężką pracą czy niedożywieniem. To kolejna przesłanka, by uznać, że mamy do czynienia z przedstawicielką elit – mówi prof. Michałowski.
Bo pierwszą było wyposażenie. Mnóstwo srebrnej biżuterii najwyższej próby oraz kolia z paciorków i belemnitów czyli skamieniałych głowonogów. Archeolodzy mieli szczęście, że był to pochówek szkieletowy i zabytki zachowały się w dobrym stanie.
- Nie zawsze tak jest, bo przedstawiciele kultury wielbarskiej czasami swoich zmarłych palili na stosach – mówi archeolog Adam Telążka - Wtedy niektóre przedmioty ulegały stopieniu, a my musimy taki pochówek dosłownie wrzucić na sito, żeby oddzielić resztki kości od piasku i węgli drzewnych – tłumaczy badacz.
Zabierz dziadka na wędrówkę
Goci potrafili ze swoimi zmarłymi wyczyniać dziwne rzeczy. Do pochówku żony włożyć krowi łeb, babkę wyposażyć na ostatnią drogę w ręce i nogi należące do innego człowieka, a szwagra ekshumować i obserwować jak jego ciało rozkłada się w otwartym grobie. Te drastyczne z naszego punktu widzenia praktyki miały dla tych społeczności głęboki i trudny dziś do zrozumienia sens. Zjawisko nasiliło się w okresie wpływów rzymskich, gdy Goci wędrowali już na południe Europy. Ale również nad Notecią kontakt ze zmarłymi był… ożywiony.
- W minionym sezonie trafiliśmy na pustą jamę grobową – wspomina profesor Michałowski – No, prawie pustą, bo na jej dnie leżał efektowny kawałek ceramiki a na stropie gliniany przęślik. W wypełnisku zamiast zmarłego znaleźliśmy spalone węgle drzewne, jakby pozostałość po jakichś obrzędach – mówi naukowiec.
Nie był to więc typowy rabunek, lecz celowa i wykonana z szacunkiem ekshumacja. Dodatkowo kawałki spalonego drewna dały możliwość analizy radiowęglowej i poznania przybliżonej daty ponownego otwarcia grobu. - Okazuje się, że między pierwotnym pochówkiem a jego ekshumacją minęło jakieś 200 lat – wyjaśnia archeolog – Wśród lokalnej społeczności przetrwała pamięć o przodkach pochowanych w tym miejscu. Gdy rozpoczął się okres intensywnych migracji i trzeba było opuścić dolinę Noteci miejscowi zdecydowali się zabrać szczątki przodków ze sobą.
Siła kobiet
Archeolodzy żartują między sobą, że trafili na cmentarzysko Amazonek. To oczywiście metafora, ale faktem jest, że od kilku sezonów znajdują na tym stanowisku same kobiety. Były nimi między innymi wspomniana "księżniczka" ociekająca srebrem jaki i jej skromniejsza towarzyszka, którą wyposażono w gliniane przęśliki i kościane szpile do włosów.
- Teraz czekamy na księcia na białym koniu, ale jakoś nie chce się nam objawić – żartuje profesor Michałowski – A na poważnie, to dopiero po eksploracji wszystkich kurhanów będziemy mogli stwierdzić czy to cmentarzysko kobiet i czy tym samym odbiega od normy – tłumaczy.
Od normy już teraz odbiega pochówek "kobiety – wojowniczki". Ta zbitka celowo wzięta została w cudzysłów, bo mówienie o roli społecznej danej osoby na podstawie wyposażenia grobowego wydaje się tyleż oczywiste, co jest zwodnicze. - Gdyby za tysiąc lat archeolodzy mieli określić do jakiej kultury należeli Polacy, to uznaliby że są Azjatami . Bo używamy telefonów "made in Korea" i nosimy koszulki "made in China" – śmieje się archeolog– Nie mniej dary grobowe w jakie wyposażono jedną z kobiet dały nam do myślenia.
Mowa o parze niewielkich ostróg z brązu pokrytych wspaniałą zieloną patyną. Są powyginane od działania ognia z ciałopalnego stosu, ale nadal można dostrzec, że był niewielkie. Ot, jakby wykonane specjalnie na kobiece stopy.
- Kultura wielbarska raczej stroniła od wyposażania zmarłych w broń, dlatego ostrogi tym bardziej traktuje się jako wyznacznik męskości. I faktycznie najczęściej znajdujemy je w grobach mężczyzn, których uznaje się za jeźdźców i wojowników. Czy kobieta, której na ostatnią drogę dano militarny atrybut była wojowniczką? Może, ale pewności nie mamy i trzeba być ostrożnym – ostrzega prof. Andrzej Michałowski.
Podobnie sprawa ma się z młodszymi o tysiąc lat grobami skandynawskich kobiet-wojowniczek. Na pewno nie walczyły one na masową skalę na polach bitew i nie pływały „na wiking”, niczym Lagertha ze słynnego serialu. Ale takie nietypowe znaleziska każą nam porzucić stereotypowe myślenie na temat dawnych społeczności. Stereotypy mogą zresztą dotyczyć nie tylko wspomnianych ról płciowych.
Nie taki barbarzyńca straszny…
- To nie było tak, że oni siedzieli brudni, źli i niczego nie potrafili – mówi z przekonaniem prof. Andrzej Michałowski – Mówi się o nich barbarzyńcy, ale przecież to określenie stworzone przez grecko-rzymską propagandę. Spójrzmy chociażby na ozdoby naszej "księżniczki". To dzieła sztuki jubilerskiej do dziś budzące zachwyt – dodaje naukowiec.
W archeologii używa się nawet określenia "barok wielbarski". Nie bez powodu, bo fantazyjnie wygięta srebrna bransoleta przypominające żmiję, klamerki spinające kolię w kształcie litery S czy brosze w kształcie kuszy pokryte granulkami kruszcu zadziwiają estetycznym rozpasaniem i jednocześnie precyzją. Przedstawiciele kultury wielbarskiej uczyli się też od swych rzymskich sąsiadów, z którymi utrzymywali kontakty handlowe. Nie tylko importowali od nich szklane naczynia czy paciorki, ale też adaptowali pewne rozwiązania technologiczne na potrzeby własnej sztuki. Goci jako pierwsi doczekali się własnego przekładu biblii. Dzięki temu znamy gocki język z czwartego wieku naszej ery . Możemy nawet znaleźć w dzisiejszej polszczyźnie zapożyczone lub wspólne z nim słowa takie jak książę, dół, hełm, cesarz, szkło, miecz czy dziecko.
Reklama zakładu pogrzebowego
W sosnowym lesie wśród kurhanów kręci się blisko 20-osobowa ekipa studentów archeologii. Kolejne roczniki uczą się tutaj fachu. Pracy z niwelatorem, rysowania profili i metod zdejmowania kolejnych warstw. Na przykład kurhan, i wiele innych kolistych obiektów, bada się eksplorując po kolei kolejne ćwiartki. Z daleka wygląda to jakby ktoś pokroił olbrzymią wielkanocną babę i wyjadł z niej spory kawałek.
- Żartujemy, że nasze kurhany mogłyby trafić do starożytnego folderu reklamowego zakładu pogrzebowego – mówi prof. Michałowski. Niby są do siebie podobne, a tak naprawdę każdy był nieco inny. Jeden miał kamienne wieńce, inny kamienną stelę na wierzchołku, wreszcie były takie do budowy których używano piasku z głębi doliny. Ktoś zadał sobie duży trud by wnieść go na szczyt skarpy - dodaje.
- Czasami znajdujemy też pochówki "dołożone" do istniejącego już kurhanu – wtóruje profesorowi Adam Telążka – Tak było w tym sezonie, gdy odkryliśmy spopielone szczątki kobiety z przęślikami i szpilą. Do pierwotnego pochówku zagłębionego w calec dokopiemy się pewnie za kilka dni.
I być może wówczas o nadnoteckim cmentarzysku znów będzie głośno.
Źródło: TVN24