Gdy jego siostra zaginęła, próbował "na własną rękę" wyjaśnić, co się z nią stało. Piotr Tylman docierał do świadków, nagrań z monitoringu. Poznańska prokuratura nie pozwalała mu na dostęp do akt śledztwa. A potem uznała, że swoimi działaniami je utrudniał. Czy tak było faktycznie, sprawdziła zielonogórska prokuratura.
Ewa Tylman zaginęła 23 listopada 2015 r. około godziny 3.30 nad ranem. Wcześniej bawiła się ze znajomymi z pracy w centrum Poznania. Grupa kilkakrotnie przenosiła się do różnych klubów. Ostatnim z nich był klub Mixtura przy ul. Wrocławskiej. Stamtąd Ewa Tylman i jej znajomy Adam Z. wyszli około godz. 2.15 i udali się w stronę mostu św. Rocha. Tam ślad po kobiecie zaginął.
Rodzina zaginionej zawiadomiła policję, jednak jednocześnie prowadziła własne, prywatne śledztwo w tej sprawie. - Brat zaginionej chodził do świadków, próbował odtworzyć przebieg zdarzenia i ostatnie chwile, gdy była widziana - wymienia Zbigniew Fąfera z zielonogórskiej prokuratury.
Zatrudnił Rutkowskiego; uważał, że siostrę uprowadzono
Trzy dni po zaginięciu dziewczyny, rodzina zatrudniła Krzysztofa Rutkowskiego. Były detektyw tak opisywał to w sądzie: - 26 listopada osobiście przyjechałem do Poznania, gdzie wraz z moimi ludźmi nawiązaliśmy kontakt z Adamem Z. Był również wtedy obecny Piotr Tylman. Spotkaliśmy się z Adamem Z. w hotelu Mercure. Skupialiśmy się przede wszystkim na drodze Adama i Ewy, weryfikowaliśmy tę drogę w czasie i miejscu, w stosunku do zapisu w telefonie komórkowym Z., gdzie mieliśmy techniczną możliwość odtworzenia tzw. drogi tożsamej - tłumaczył.
Na początku grudnia Piotr Tylman przekonywał, że jego siostra żyje i została uprowadzona. - Na moście, na którym obecna jest moja siostra jak i Adam Z., miało miejsce pewne zajście. Są też inne osoby. Mogę stwierdzić 100-procentowo, że nie było żadnego nieszczęśliwego wypadku - mówił w rozmowie z TVN24.
Piotr Tylman prowadził też grupę poszukiwawczą na Facebooku, namawiał ludzi do poszukiwań nad Wartą, zbierał środki na badania rzeki sonarem.
Słowem - robił wszystko, by wyjaśnić zagadkowe zaginięcie siostry. Tym bardziej że przez pół roku rodzina nie miała dostępu do akt śledztwa i nie wiedziała, jakie działania w tej sprawie podejmowano.
Poznańska prokuratura: mógł utrudniać śledztwo
Ciało Ewy Tylman znaleziono w Warcie dopiero po ośmiu miesiącach, w lipcu 2016 r. Pół roku później, w styczniu 2017 r., poznańska prokuratura stwierdziła, że jej brat mógł utrudniać śledztwo. By nie dochodziło do konfliktu interesów, sprawą zajęła się zielonogórska prokuratura.
Teraz, po 10 miesiącach, postępowanie zostało umorzone. - Prokurator Łukasz Wojtasik prowadzący postępowanie stwierdził, że w zachowaniu brata Ewy Tylman brak jest działań mających charakter przestępstwa - wyjaśnia Fąfera.
Jak tłumaczy, właśnie poprzez prowadzenie własnego śledztwa Piotr Tylman miał "niejako utrudniać czynności śledcze". - W jego zachowaniu można było dopatrywać się znamion gróźb. Niemniej jednak analiza całości jego zeznań oraz osób, do których chodził, prokurator stwierdził, że jego zachowanie znajdowało się w granicach dozwolonych - kończy Fąfera.
Zabójstwo?
Tymczasem w głównym procesie w sprawie śmierci Ewy Tylman wciąż nie ma przełomu. Odbyło się dziewięć rozpraw. Twardych dowodów na zabójstwo jak nie było, tak nie ma. Sąd uprzedził już strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu dla oskarżonego Adama Z. z zabójstwa o zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Za ten czyn grozi do 3 lat więzienia.
Wyrok zapadnie prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku. Ostatnia rozprawa zaplanowana jest obecnie na kwiecień.
Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Jeśli dojdzie do zmiany kwalifikacji czynu oskarżonego z zabójstwa na nieudzielenie pomocy, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24