37-latka, która wjechała autem w budynek stacji paliw w Rymaniu (woj. zachodniopomorskie) nie stanie przed sądem - informuje prokuratura. Wszystko dlatego, że - zdaniem biegłych - w chwili zdarzenia kobieta miała zniesioną poczytalność. A to oznacza, że nie poniesie odpowiedzialności karnej za zdemolowanie stacji benzynowej. Śledczy będą wnioskować o umorzenie postępowania i umieszczenie kobiety w specjalistycznym szpitalu.
Jak informuje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, śledczy z Kołobrzegu zapoznali się z opinią psychiatryczną sporządzoną - przez biegłych specjalistów psychiatrów, psychologa i neurologa - po kilkutygodniowej obserwacji Katarzyny A. w Areszcie Śledczym w Szczecinie.
- Biegli wskazali, że Katarzyna A. w chwili popełniania czynu miała zniesioną poczytalność, nie była w stanie kierować swoim postępowaniem i ocenić jego znaczenia - podsumował opinię prokurator.
Wniosek o umorzenie i umieszczenie kobiety w szpitalu psychiatrycznym
Zaznaczył także, że taka ocena stanu psychicznego podejrzanej nie pozwoliła śledczym na postawienie podejrzanej w stan oskarżenia. - Katarzyna A. nie będzie odpowiadać za swoje czyny. W październiku do kołobrzeskiego sądu trafi prokuratorski wniosek o umorzenie postępowania z jednoczesnym wnioskiem o umieszczenie Katarzyny A., wobec której nadal stosowany jest tymczasowy areszt, w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym - wyjaśnił Gąsiorowski.
Dodał, że opinia biegłych wskazuje na to, że stan psychiczny kobiety wciąż "nie jest ustabilizowany", więc umieszczenie jej w zakładzie psychiatrycznym "jest zasadne".
Agresywna i irracjonalna
Do sytuacji doszło pod koniec lutego na stacji benzynowej w Rymaniu. Policję wezwała obsługa stacji, która była zaniepokojona zachowaniem kobiety. Miała ona być agresywna i zachowywać się irracjonalnie.
Po przyjeździe funkcjonariuszy 37-latka wjechała dwukrotnie w budynek sklepu stacji. Jej manewry stwarzały zagrożenie dla wszystkich osób zgromadzonych wokół. Nie reagowała na wezwania funkcjonariuszy, a jednego z nich lekko potrąciła.
Gdy policjanci oddali w kierunku pojazdu trzy strzały, 37-latka z piskiem opon odjechała z miejsca zdarzenia. Po przejechaniu ponad 50 kilometrów zgłosiła się na komisariat w Koszalinie. Tam została zatrzymana i następnego dnia przewieziono ją do Kołobrzegu, gdzie prowadzone jest śledztwo w sprawie zajścia na stacji.
Zdarzenie na stacji nagrał jeden ze świadków. Słychać na nim wulgaryzmy, a także krzyki świadków. Niektórzy zwracali się do policjantów, by strzelali w opony pojazdu, inni zwracali uwagę na to, że strzelają w kierunku dystrybutora. Nagranie trafiło do internetu i było szeroko komentowane.
Cztery zarzuty
Kobieta na co dzień mieszka w Holandii i stamtąd wracała do Polski. Miała powiedzieć funkcjonariuszom policji, że powodem jej zachowania był "konflikt z partnerem", którego się obawiała. Czuła się zagrożona, a policjantów, którzy interweniowali na stacji, uznała za przebierańców. Była także pod wpływem marihuany i amfetaminy.
Znajomy, który z nią podróżował, zeznał, że już w trakcie jazdy z Holandii miała dziwnie się zachowywać, łapać za kierownicę. Dlatego zatrzymał się na stacji w Rymaniu.
Kobiecie śledczy przestawili cztery zarzuty: uszkodzenia mienia o łącznej wartości 20 tysięcy złotych, narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dwóch pracownic stacji i funkcjonariusza policji, wywierania wpływu na czynności funkcjonariuszy oraz posiadania nieznacznej ilości marihuany i prowadzenia pojazdu pod wpływem narkotyków.
Katarzyna A. w prokuraturze przyznała się jedynie do celowego uszkodzenia budynku stacji paliw. Do pozostałych zarzutów już nie. Złożyła wyjaśnienia. Groziło jej w sumie pięć lat więzienia.
Policjanci strzelali "zasadnie"
Jak informowała nas podinspektor Alicja Śledziona, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, postępowanie wyjaśniające w sprawie policjantów, którzy oddali strzały podczas interwencji w Rymaniu, zakończyło się uznaniem, że wykorzystanie przez policjanta broni palnej w celu zatrzymania auta było zasadne i zgodne z przepisami.
Policjanci zostali jednak ukarani, bo, jak przekazała rzeczniczka, podczas postępowania wyszło na jaw, że zawiodła komunikacja wewnętrzna patrolu z dyżurnym jednostki oraz wadliwie wykonano zapis na temat interwencji w notatniku służbowym. "Analiza interwencji posłuży w procesie doskonalenia zawodowego funkcjonariuszy Policji" - przekazała rzeczniczka zachodniopomorskiej policji.
Źródło: TVN24 Szczecin, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Stoją! Stargard