Życie przerwane po 17 dniach

Życie przerwane po 17 dniach
Życie przerwane po 17 dniach
Źródło: TVN24

Córka pani Joanny ze Szczecina żyła tylko 17 dni. Była wcześniakiem, zmarła w szpitalu na sepsę. Rodzice za wszelką cenę starają się dowiedzieć, czy lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby uratować ich dziecko. Okazuje się bowiem, że szpital, choć miał taki obowiązek, nawet nie zgłosił zakażenia sepsą do sanepidu.

Córeczka pani Joanny i pana Piotra urodziła się w 30 tygodniu ciąży. Jako wcześniak trafiła na oddział patologii noworodka.

- Była w inkubatorku jako wcześniak. Miała problemy z oddychaniem, potem jej te problemy minęły - opowiada mama dziewczynki Joanna Gryc. W nieco ponad dwa tygodnie po narodzinach, jej stan gwałtownie się pogorszył. Po długiej reanimacji dziecko zmarło. Badania wykazały, że przyczyną śmierci była sepsa.

Kto zawinił?

W tym samym czasie na oddziale wykryto groźną bakterię. Wstrzymano przyjęcia i odwiedziny. Rozpoczęto dezynfekcję oddziału. Dzieciom zakażonym bakterią podano antybiotyk. Zdaniem rodziców zmarłej dziewczynki za zakażenie odpowiada personel szpitala.

Ale kierownik oddziału, na którym do tego doszło twierdzi, że nie ma w tym winy personelu. - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby uratować dziecko i wszystkie inne pozostałe wcześniaki - mówi prof. Jacek Rudnicki, kierownik Kliniki Patologii Noworodków Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie.

Czy powiadomili?

Wątpliwości budzi jednak kwestia powiadomienia służb sanitarnych. Lekarz twierdzi, że dopełnił wszystkich formalności. Powiatowy inspektor sanitarny mówi co innego. - Do tej pory nie trafiła do nas informacja o śmierci dziecka z powodu sepsy - mówi Elżbieta Pakulska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Szczecinie.

Rodzice zmarłego dziecka zapowiadają, że nie będą się domagać odszkodowania od szpitala. Domagają się natomiast ukarania winnych. Chcą, by prokuratura wyjaśniła, dlaczego zmarło ich dziecko.

Źródło: tvn24

Czytaj także: