Zwolnienia w "Rzeczpospolitej". Pracę stracili redaktor naczelny, jego zastępca, szef działu krajowego oraz autor artykułu o śladach materiałów wybuchowych na wraku tupolewa Cezary Gmyz. "Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany" - stwierdził zarząd spółki w oficjalnym oświadczeniu. Podobnie we własnym oświadczeniu pisze Hajdarowicz. - Bardzo łagodnie rzecz ujmując wydawca "Rzeczpospolitej" w oświadczeniu mija się z prawdą - tak zareagował na nie Cezary Gmyz za pośrednictwem Twittera.
Decyzje zapadły na poniedziałkowym zebraniu zarządu i rady nadzorczej spółki "Presspublica".
Zwolnienia są efektem artykułu "Trotyl na wraku tupolewa", jaki ukazał się w "Rzeczpospolitej" 30 października. Jak wyjaśnił w rozmowie z tvn24.pl prezes zarządu Presspubliki "nie było żadnych podstaw, aby formułować takie wnioski, tak daleko idące".
- Redaktor Gmyz nie miał żadnych danych, które byłby w stanie udokumentować w sposób należyty, żeby tego typu informacje, które są bardzo społecznie wrażliwe ukazały się w tak poważnym tytule jakim jest "Rzeczpospolita" - powiedział Hajdarowicz. Dodał, iż tekstu Gmyza nie widział przed publikacją.
Próbowaliśmy się skontaktować zarówno z Wróblewskim, jak i Gmyzem. Żaden z nich nie odbierał telefonu.
Tekst "Trotyl na wraku tupolewa" zawierał stwierdzenie dotyczące tego, że we wraku samolotu, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Zaprzeczył temu szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie Ireneusz Szeląg.
"Wydawca mija się z prawdą"
- Bardzo łagodnie rzecz ujmując wydawca "Rzeczpospolitej" w oświadczeniu mija się z prawdą - tak zareagował na oświadczenia władz Presspubliki Cezary Gmyz za pośrednictwem Twittera.
- Miałem wrażenie, że decyzja została podjęta jeszcze przed posiedzeniem Rady Nadzorczej, dlatego jeszcze w zeszłym tygodniu złożyłem rezygnację. Nie została ona jednak przyjęta, ale dzisiaj zwolniono mnie dyscyplinarnie. Rozmawiając z Radą Nadzorczą wydawnictwa wiedziałem, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej - powiedział wcześniej portalowi niezalezna.pl.
Burza po artykule
Tekst opublikowany na łamach "Rz" wywołał lawinę komentarzy w mediach i w polityce. Kilka godzin po jego wydrukowaniu Naczelna Prokuratura Wojskowa zwołała konferencję prasową, na której jej szef, płk Szeląg wyjaśniał, co znaleźli biegli badający wrak tupolewa. Stwierdził też, że nie potwierdza tezy zamieszczonej w artykule Cezarego Gmyza i żadnego materiału wybuchowego na miejscu katastrofy nie znaleziono.
Dzień po publikacji głos w sprawie zabrał redaktor naczelny dziennika, Tomasz Wróblewski, który napisał w oświadczeniu: "Mając na względzie dobre imię »Rzeczpospolitej«, poinformowałem zarząd, że oddałem się do dyspozycji Rady Nadzorczej wydawnictwa Presspublika. Do najbliższego posiedzenia Rady Nadzorczej przebywać będę na urlopie".
W piątek głos zabrały też władze Presspubliki, pisząc w serwisie Rp.pl, że "jeśli okaże się, że nie dochowano standardów wykonywania zawodu dziennikarza, a tym samym wprowadzono w błąd czytelników »Rzeczpospolitej«, osoby za to odpowiedzialne poniosą daleko idące konsekwencje”.
Pod oświadczeniem podpisał się prezes Grzegorz Hajdarowicz i rada nadzorcza spółki.
Ogromne nadużycie
W poniedziałek, po kilkugodzinnym posiedzeniu i podjęciu decyzji o zwolnieniach wydawca "Rzeczpospolitej" zamieścił na jej stronie internetowej oświadczenie. - Bardzo łagodnie rzecz ujmując wydawca "Rzeczpospolitej" w oświadczeniu mija się z prawdą - skomentował Cezary Gmyz na Twitterze.
Autor: adso,mn/ ola,gak / Źródło: tvn24.pl, niezalezna.pl, wpolityce.pl, press.pl