Niunia waży pół tony i na razie ma się dobrze. Ale kiedyś się zestarzeje. Czy wówczas będzie musiała, jak inne żubry, zostać zastrzelona? Czy redukcja liczebności rozrastającej się w Polsce populacji tych majestatycznych zwierząt jest konieczna? A może zamiast myśliwskich kul wystarczy stosować petardy?
- No masz Niunia, masz… No chodź, Niunia…
Niunia waży jakieś pół tony. Patrzy spode łba i krok po kroku zbliża się do Macieja, który trzyma karton z jabłkami. Niunia się schyla, bierze do pyska i rozgryza owoc. Za nią zbliża się drugi żubr, za nim trzeci i kolejne. Gdy drugi próbuje się zrównać z pierwszym, następuje szybka reakcja: nagle kilkusetkilogramowe cielsko Niuni staje się lekkie jak piórko. Następuje szybkie ni to kopnięcie, ni to stąpnięcie i w okamgnieniu trzeci w kolejce do jabłek cofa się o kilka metrów dalej od Macieja trzymającego karton z owocami.
- W stadzie jest ściśle ustalona hierarchia - tłumaczy przyrodnik. - Dostęp do jabłek mają te żubry, które mają najwyższą pozycję w stadzie, to przewodnicy. Reszta może sobie popatrzeć z daleka - mówiąc to Maciej rzuca jabłko dalej, gdzie zebrał się już cały tłumek patrzących spod byka krów i cieląt.
Jabłko nie dla żubra z lasu
Maciej Tracz jest wiceprezesem Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego, które zajmuje się opieką nad żubrami w zachodniej Polsce (województwa zachodniopomorskie, lubuskie i wielkopolskie). Dzięki staraniom tej organizacji w ciągu 18 lat populacja żubrów wzrosła z 22 osobników (2005 rok) do 349 (liczenie odbyło się na koniec 2022 roku). Obecnie zwierzęta te żyją w około jedenastu stadach (niekiedy stada się łącza lub dzielą, więc dokładne podanie ich liczby nie jest możliwe), liczących od pięciu do sześćdziesięciu osobników.
Tutaj, na poligonie w Drawsku Pomorskim, żyje około 80 żubrów. Nie przeszkadzają im wystrzały, przyzwyczaiły się. Nie wchodzą też wojskowym w drogę. A że teren jest zamknięty dla postronnych osób, żyje im się tu jak u Pana Boga za piecem.
Maciej zaznacza, że stado "poligonowe" jest wyjątkowe - w tym sensie, że jest znacznie mniej płochliwe niż inne stada.
- Może tak być ze względu na to, że jesteśmy na poligonie, gdzie nie ma w pobliżu siedzib ludzkich, spacerowiczów, grzybiarzy. Inne stada, które żyją w normalnym lesie, zachowują się tak, że jak podejdziesz na 50 metrów, to usłyszysz tylko łoskot i już ich nie ma.
Stąd te jabłka i karmienie niemal z ręki. Z innymi stadami nie byłoby to możliwe i żaden z przyrodników nie próbuje tego robić. Zimowe dokarmianie tych zwierząt sięga około 20 procent ich diety i nie służy zaspokajaniu głodu. Te zwierzęta żyją na wolności, muszą sobie radzić same. W zasadzie cały wysiłek przyrodników opiekujących się żubrami skoncentrowany jest na tym, żeby żubry zatrzymać w lesie, z dala od dwunożnych sąsiadów. Jedną z metod jest zostawianie w określonych miejscach karmy, na przykład buraków. Tylko i wyłącznie po to, żeby żubry nie wychodziły na pola w poszukiwaniu jedzenia.
Żubry w polu
Problemy z żubrami dają znać o sobie od czasu do czasu w całej Polsce. Jednak najbardziej dotkliwe są tam, gdzie stada są największe, na przykład w okolicach Puszczy Białowieskiej. "We wtorek 23 maja (2023 roku - red.) w Starostwie Powiatowym w Hajnówce gorąco dyskutowano na temat szkód wyrządzanych przez żubry ze stada wolno żyjącego na terenie Puszczy Białowieskiej. Stado to w związku ze zniszczeniami puszczy przebywa daleko poza lasem, tratując pola rolników przez cały rok. (…) - Jesteśmy bardzo pokrzywdzeni przez żubry - mówiła Alina Ojdana, przewodnicząca Związku Zawodowego Rolnictwa Korona. - W związku z tym nie ustąpimy, zanim żubr nie zostanie wpisany na listę szkodników i zwierząt bezpośrednio zagrażających człowiekowi" - czytamy w portalu hajnowka.naszemiasto.pl.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami za szkody wyrządzone przez zwierzęta chronione - między innymi żubry, które tratują pola i niszczą uprawy, rolnikom należy się odszkodowanie ze środków Skarbu Państwa. Wypłaca je Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (GDOŚ).
Jak wynika z danych GDOŚ, koszty szkód wyrządzonych przez żubry w Polsce kształtowały się następująco:
- 1 380 400 zł w 2020 roku,
- 2 452 700 zł w 2021,
- 3 723 400 zł w 2022.
W ciągu trzech lat kwota wypłacanych odszkodowań wzrosła ponad dwuipółkrotnie.
- Jeśli żubry stoją na polu, zwłaszcza w ciągu dnia, o, to wtedy jest rzeczywiście raban ze strony rolników - przyznaje Maciej Tracz.
Żeby rabanu nie podnosił rolnik, wcześniej inny raban muszą podnieść żubrzy "ochroniarze":
- No cóż, race hukowe, przeganiamy żubry z pola… - Maciej Tracz zdaje się czuć lekkie skrępowanie, gdy o tym mówi; wie, że to może wydawać się drastyczne. - Ale robimy to dla ich dobra. To znaczy nie bezpośrednio. Robimy to - mówiąc w skrócie, po to, żeby rolnik się nie wkurzał.
Niunię i jej stado zostawiliśmy już w spokoju, jedziemy teraz jego terenowym samurajem przez poligonowe bezdroża. Przyrodnik uśmiecha się gorzko, ironicznie:
- Mówi się, że "zajmujemy się żubrami". Ale prawie wszystkie czynności, które wykonujemy - wykonujemy dla dobra ludzi, tylko pośrednio dla zwierząt. Bo czy żubry potrzebują naszych obroży telemetrycznych? Nie, wcale. Te obroże są dla nas, żebyśmy wiedzieli, gdzie są zwierzęta, czy nie wyszły na pole. Czy żubry potrzebują dokarmiania? Nie, wcale. Same znalazłyby sobie pokarm, tylko że przy okazji wyszłyby na pole. Czy żubry potrzebują przepłaszania? No pewnie, że nie. Chcą być tam, gdzie jest najlepsze jedzenie. Gdy je odławiamy, przesiedlamy, czy one są zadowolone? Oczywiście, że nie. To wszystko nam, ludziom, jest potrzebne. Bo faktycznie jest tak, że działając na rzecz ludzi, chronimy żubry, bo tylko akceptowane przez ludzi będą mogły żyć w spokoju. To nas, tu na zachodzie Polski, odróżnia od innych "żubrowych" terenów na wschodzie i południu. Cały czas działamy, żeby minimalizować konflikty.
Polski żubr
Choć niektóre środowiska - najczęściej rolnicy - głośno żądają wyłączenia żubrów (a także na przykład wilków) spod ochrony gatunkowej, co umożliwiłoby ich odstrzał redukcyjny (polowania), to jednak spotyka się to z ostrymi protestami tak zwanej strony ekologicznej.
Żeby dokładnie zrozumieć argumenty obu stron, trzeba zacząć od historii - to smutna opowieść o zagładzie i zarazem historia optymistyczna - o odrodzeniu gatunku, co jest - można to bez wątpienia powiedzieć - sukcesem Polski na skalę światową.
Przed wiekami żubr zamieszkiwał całą Europę - od Oceanu Atlantyckiego po góry Kaukazu. I od początku był zwierzęciem, na które chętnie polowano. W Polsce został objęty ochroną już w XVI wieku. Ostatni żyjący na wolności żubr w Puszczy Białowieskiej zginął w 1919 roku. Na Kaukazie ostatnie osobniki padły od kul myśliwych kilka lat później. Żubr stał się gatunkiem wymarłym.
Zwierzęta te żyły jednak w niewoli, bo wcześniej często były wysyłane z Puszczy Białowieskiej do zwierzyńców i ogrodów zoologicznych. Sto lat temu, w 1923 roku, spisano wszystkie osobniki, których pochodzenie można było udokumentować. Okazało się, że na całym świecie żyją 54 żubry "czystej krwi".
W Polsce restytucję gatunku rozpoczęto w 1929 roku. Do Białowieży przywieziono wówczas pierwsze osobniki i umieszczono je w rezerwacie, na terenie ogrodzonym. W 1952 pierwsze żubry wypuszczono na wolność. Dzisiaj mamy w Polsce około 2500-3000 osobników, w trzech populacjach: białowieskiej, bieszczadzkiej i zachodniopomorskiej. To mniej więcej jedna trzecia światowej populacji - w sumie na świecie żyje około 10 tysięcy tych zwierząt.
Dziesięć tysięcy - czy to dużo? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, można dokonać porównań z innymi, ściśle chronionymi czy zagrożonymi wyginięciem, gatunkami: słoni afrykańskich żyje na świecie około czterystu tysięcy, orangutanów - około stu dwudziestu tysięcy, panter śnieżnych - około czterech tysięcy, tygrysów - około pięciu i pół tysiąca (źródło: dane publikowane przez WWF).
Za zabicie tych zwierząt grożą surowe kary. Dla przykładu: w Kenii za zabicie słonia grozi dożywocie - czyli taka sama kara, jak za zabicie człowieka w Europie.
CZYTAJ TEŻ: BYŁO CIEMNO, RÓSŁ TOPINAMBUR, MYŚLIWY POMYLIŁ ŻUBRA Z DZIKIEM. PROKURATURA UMORZYŁA ŚLEDZTWO >>>
Obecnie - przynajmniej oficjalnie - nie redukuje się w Polsce liczebności populacji żubrów przez odstrzały, choć Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydaje co roku decyzje na eliminację określonej liczby osobników żubra:
- w roku 2020 - 3 decyzje (52 osobniki),
- w roku 2021 - 13 decyzji (79 osobników),
- w roku 2022 - 10 decyzji (68 osobników).
To jednak nie są "redukcje liczebności populacji" wynikające z uciążliwości, jakie żubry powodują dla rolników. Jak pisze Piotr Otrębski z GDOŚ: "Zaznaczam, że w tym okresie żadna z decyzji nie została wydana w związku ze szkodami wyrządzanymi przez żubry. Każda decyzja wiązała się z chorobami (telazjoza) lub poważnymi urazami zwierząt (np. wypadki)".
Polska podzielona
Wydawałoby się więc, że do spełnienia postulatów rolników z Puszczy Białowieskiej nie dojdzie, że nie ma na to szans, by żubry w Polsce zostały wpisane na "listę szkodników", by można było do nich strzelać.
Czyżby?
Okazuje się, że wśród naukowców w Polsce pojawiają się głosy, że liczebność poszczególnych populacji należy redukować - nie tylko ze względu na choroby poszczególnych osobników, ale dlatego, że jest ich za dużo (czyli wyrządzają szkody).
Profesor Wanda Olech-Piasecka z Katedry Genetyki i Ochrony Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego jest osobą, która "propaguje odstrzały żubrów w Polsce" - w ten sposób została określona przez działaczy Greenpeace w publikacji "Polowanie, czyli ochrona żubra po polsku".
Kim jest naukowczyni? Dla jednych to znany (również na świecie) autorytet w kwestii ochrony żubrów, dla innych zaś osoba, która wyjątkowo szkodzi sprawie ochrony tego gatunku w Polsce.
W tym miejscu konieczna jest dygresja.
Żeby zrozumieć istotę sporu wokół działalności prof. Wandy Olech-Piaseckiej, trzeba wiedzieć o głębokim podziale, jaki panuje wśród osób zajmujących się ochroną przyrody w Polsce. Upraszczając, można stwierdzić, że istnieją dwa obozy. Jeden można nazwać "zarządczym", drugi "ochroniarskim".
Obóz "zarządczy" - jak sama nazwa wskazuje, kładzie nacisk na zarządzanie przyrodą. To myśliwi, którzy chcą regulować populacje zwierząt. To leśnicy, którzy chcą wycinać świerki w Puszczy Białowieskiej, żeby ratować ją przed kornikiem drukarzem. To inżynierowie, którzy stoją na stanowisku, że regulacje rzek będą służyły ochronie ekosystemów.
Drugi obóz - "ochroniarski", to zwykle niezależni (od państwowych instytucji) naukowcy i przedstawiciele organizacji pozarządowych (również tych największych, jak WWF czy Greenpeace), którzy kładą nacisk na ochronę, na pozostawienie przyrody "samej sobie", ograniczanie ingerencji człowieka do minimum. Protestują więc przeciwko odstrzałom zwierząt chronionych, wycince w Puszczy Białowieskiej (a także Karpackiej) czy regulacji rzek, postulując ich renaturyzację, czyli odtwarzanie naturalnych warunków. Zabiegają o ustanawianie parków narodowych, gdzie nie byłaby prowadzona gospodarka leśna i łowiecka.
Nie ma co ukrywać, że spór ten przybiera barwy polityczne czy ideologiczne, choć obydwie strony utrzymują, że kierują się tylko i wyłącznie przesłankami merytorycznymi, naukowymi. Ideologia jest wpisana w spór o przyrodę i nie ma się temu co dziwić, bo zasadnicze pytanie jest natury filozoficznej: czy przyroda jest wartością samą w sobie, ma charakter podmiotowy, czy też ma służyć człowiekowi jako "koronie stworzenia"?
Co do zasady (od której znajdą się wyjątki) obóz "zarządczy" jest kojarzony z prawą stroną sceny politycznej, a jego najbardziej wyrazistą postacią był minister Jan Szyszko, obóz "ochroniarski" zaś to polityczne centrum i lewa strona, tradycyjnie odrzucająca ewangeliczną wskazówkę, że ziemię należy sobie "czynić poddaną".
Pani profesor od odstrzałów
W tym podziale prof. Wanda Olech-Piasecka jest jednoznacznie kojarzona ze stroną prawą, czyli z obozem "zarządców".
Od wielu lat zasiada w Państwowej Radzie Ochrony Przyrody (PROP). To organ doradczy administracji rządowej, który opiniuje kluczowe decyzje Ministerstwa Środowiska i podległej mu Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. W latach 2012-2014 prof. Wanda Olech-Piasecka była przewodniczącą komisji ds. ochrony zwierząt.
W 2014 roku skład PROP się zmienił. Na czele Rady stanęły osoby kojarzone z nazwijmy to umownie "obozem ochroniarzy". Kadencja PROP powinna trwać pięć lat. Ale przyszła dobra zmiana…
W 2016 roku minister Jan Szyszko odwołał całą PROP i powołał nową, na czele której stanęła prof. Wanda Olech-Piasecka (przewodniczącą PROP jest do dzisiaj). A jeśli chodzi o żubry, to jest szefową tak zwanych komisji hodowlanych (organów powoływanych do zarządzania poszczególnymi stadami żubrów) i autorką dokumentów strategicznych dotyczących ochrony tego gatunku w Polsce. Zasiadała w Zarządzie Głównym Polskiego Związku Łowieckiego, jest dianą (poluje - uprawia myślistwo). O "mądrej miłości do zwierząt" mówiła między innymi na konferencjach organizowanych przez Radio Maryja i Telewizję Trwam oraz w wywiadach publikowanych w Radiu Maryja i w materiałach Lasów Państwowych. Kieruje Stowarzyszeniem Miłośników Żubrów, z którą to organizacją podejmuje szereg działań dla ich ochrony.
CZYTAJ TEŻ: WICEWOJEWODA ZAPOWIEDZIAŁ, ŻE SPRAWCY "SADYSTYCZNEGO WRĘCZ ATAKU" ZOSTANĄ ZASTRZELENI >>>
W środowisku "ochroniarzy" znana jest jednak z tego, że jest zwolenniczką odstrzału żubrów w ramach "zarządzania populacjami", które to zadanie miałyby wykonywać w całości Lasy Państwowe (z ograniczeniem roli organizacji pozarządowych, na przykład takich jak Zachodnipomorskie Towarzystwo Przyrodnicze). Wielokrotnie sygnowała swoim nazwiskiem opinie zezwalające na odstrzał tych zwierząt - nie tylko chorych i cierpiących osobników, ale na przykład "w słabej kondycji" czy "odstających od stada" lub "późno urodzonych cieląt". Zdaniem przeciwników tych decyzji - "ochroniarzy" - podejście prof. Wandy Olech-Piaseckiej nie różni się niczym od gospodarki łowieckiej, a przecież żubr jest gatunkiem chronionym, a nie łownym i liczebności populacji w tym przypadku nie można regulować poprzez odstrzał.
5 grudnia opublikowaliśmy reportaż Zastrzelony żubr to ma być szkoda nieistotna. Myśliwy nie poniesie kary?, w którym opisaliśmy jedną z najświeższych kontrowersyjnych decyzji prof. Wandy Olech-Piaseckiej, gdy jako biegła z zakresu ochrony przyrody wydała opinię na potrzeby prokuratorskiego śledztwa.
W wyniku tej opinii prof. Wandy Olech-Piaseckiej prokurator umorzył sprawę i myśliwy, który zastrzelił dwa żubry, został uznany za niewinnego. Stało się tak dlatego, że przewodnicząca Państwowej Rady Ochrony Przyrody uznała, iż zastrzelenie dwóch żubrów nie powoduje "istotnej szkody" ani "znacznego zniszczenia w świecie zwierzęcym".
Przyglądając się reakcji aktywistów przyrodniczych i naukowców na informację o decyzji prof. Wandy Olech-Piaseckiej, można dostrzec, jak w soczewce, funkcjonujący w Polsce podział na dwie odrębne "filozofie" ochrony przyrody.
Trzeba strzelać, nie ma rady
Postanowiłem więc zapytać profesor Wandę Olech-Piasecką o to, czy powinniśmy strzelać do żubrów.
- Społeczeństwo nie daje zgody na odstrzał żubrów - zwracam uwagę przewodniczącej PROP.
- Ale "społeczeństwo" siedzi w mieście i wyciąga wnioski z Facebooka - odpowiada prof. Wanda Olech-Piasecka. - A potem wypowiada się na temat przyrody w Puszczy Białowieskiej… Ile z tych osób, które się dzisiaj wypowiadają, kiedykolwiek tam było i zna problemy lokalnej społeczności? Życzyłabym sobie, żeby opinia lokalnej społeczności także była pokazywana i prezentowana w mediach. Proszę zapytać o odstrzał żubrów rolników wokół Puszczy Białowieskiej, Knyszyńskiej. A potem zapytać mieszkańców Warszawy. Zobaczy pan, jaka jest różnica.
Profesor zaznacza, że sposobem na rozwiązanie problemu zbyt liczebnych stad jest zakładanie nowych, tak zwane rozgęszczanie.
- Dlatego razem z Lasami Państwowymi staramy się tworzyć nowe populacje - mówi. - Chciałabym, żeby udało się stworzyć na przykład pięćdziesiąt małych populacji zamiast kilku wielkich.
To jednak nie jest łatwe, jak twierdzi Wanda Olech-Piasecka. Żeby wprowadzić żubry do jakiegokolwiek miejsca, trzeba to miejsce przygotować. Potrzeba na to czasu, spokoju i pieniędzy. Trzeba też przygotować ludzi na przyjście żubrów. To jest robione i ten proces trwa, trzy nowe populacje w tej chwili istnieją: w Lasach Janowskich, Puszczy Rominckiej i w Puszczy Augustowskiej.
Z wysyłaniem żubrów za granicę też jest problem - nie zawsze są tam chciane, poza tym to kosztowny proces, jak przekonuje naukowczyni. - Rocznie udaje się "wyeksportować" około dwudziestu osobników - informuje pani profesor z SGGW.
- To należy wprowadzić odstrzały żubrów, czy nie? - pytam wprost.
- Jestem zwolenniczką prowadzenia racjonalnej selekcji - odpowiada. - Ale nie selekcji w znaczeniu, żeby zmniejszać liczebność, tylko żeby "wyjmować" z populacji zwierzęta, które albo cierpią, albo stanowią zagrożenie dla innych.
- Co do tego nie ma sporu. Natomiast w pani opracowaniach jest mowa o regulacji liczebności poprzez eliminowanie osobników agresywnych, odstających od stada, późno urodzonych cieląt czy osobników w słabej kondycji. Jeżeli osobnik ma słabą kondycję, to przecież nie zagraża stadu…
- Zgadzam się, ale zagraża samemu sobie, poza tym jest słabej kondycji, bo może mieć obniżoną odporność, w tym momencie on sam może szybko być zainfekowany - zaznacza przewodnicząca PROP. - Natomiast o co innego tu chodzi… Ja jestem zwolennikiem dostosowania wielkości populacji do możliwości danego siedliska. Jeśli stado będzie zbyt duże dla danego siedliska, wówczas pojawi się choroba i zbierze ogromne żniwo.
- A co z odstrzałami? - dopytuję.
- Żeby zachować właściwą strukturę populacji, to starsze zwierzęta mogą być eliminowane, jeżeli jest ich za dużo. Trzeba utrzymywać strukturę i wielkość populacji. Szczególnie populacjami zwierząt, które mają duże zasięgi. Mówimy o żubrze, możemy mówić o wilku…
- Zarządzać to znaczy regulować ich liczebność poprzez odstrzał. Czy tak?
- Utrzymywać właściwą liczebność na danym terenie.
- No tak, ale powiedzmy to czytelnikom: poprzez odstrzał.
- Jeżeli mamy spowodować śmierć zwierzęcia, to odstrzał jest najbardziej łagodną, najlepszą formą wykonania tego wyroku.
- Czyli że powinniśmy zdjąć ochronę gatunkową z żubrów, wilków, bobrów i zdjąć tak zwane moratorium dla łosi?
- Bobry są gatunkiem chronionym, który wyrządza szkody. Tak samo wilki zaczynają robić spore problemy. Żubry też robią spore szkody i sporo pieniędzy w tej chwili już jest wypłacanych w ramach odszkodowań… Więc wszystko wymaga zarządzania i powinno się odbywać według planu, nie na zasadzie gaszenia nagłego pożaru. Takie plany zarządzania populacjami przygotowaliśmy w 2011 roku i zostały złożone do ministerstwa. I leżą. Nikt nie podjął dyskusji na temat wdrożenia, poprawy czy w ogóle zrobienia cokolwiek z tymi planami.
- A w tych planach była propozycja czegoś, co pani nazywa zarządzaniem populacjami, "pilnowaniem ich liczebności", czyli...
- Tak, tam było zarządzanie liczebnością i rozmieszczeniem. Zwierzęta mają to do siebie, że się rozmnażają. A skoro się rozmnażają… Gdzieś trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy populacją człowieka a innymi populacjami, które nas otaczają.
Inne sposoby?
Czyli trzeba strzelać, nie ma wyjścia. Przecież zwierzęta się rozmnażają. Tak mogłoby się wydawać.
- Odstrzał redukcyjny żubrów na pewno nie jest rozwiązaniem - ripostuje Stefan Jakimiuk z Fundacji WWF Polska. - Problem jest nie tylko w liczebności tego gatunku, ale i ilości stad, w których one występują. Dla przykładu: tak zwana zachodniopomorska populacja żubrów liczy około 400 osobników, ale występuje w kilkunastu stadach, które są monitorowane przy pomocy obroży telemetrycznych. W związku z tym można podejmować działania, zanim te zwierzęta spowodują szkody na przykład w uprawach. Dlatego poziom szkód jest tam znacznie mniejszy niż w Polsce północno-wschodniej, gdzie żubry nie są monitorowane w taki sposób.
Ekspert fundacji przekonuje, że jeśli stada są mniejsze - również i szkody są mniejsze. A monitoring pozwala na "podejmowanie decyzji dotyczących zarządzania stadami żubrów w odpowiednim czasie".
O jakie decyzje, o jakie działania tu chodzi?
O te, które codziennie realizuje Maciej Tracz z Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego. To dzięki nim szkody rolnicze są znacznie mniejsze niż na wschodzie Polski.
Race hukowe i hajda
Mroźny lutowy poranek. Minęła piąta. Przez noc wiało jak cholera. W Dzikiej Zagrodzie wiatr złamał drzewo, spadło na ogrodzenie. Szybko trzeba będzie naprawić, z samego rana. Maciej spogląda na ekran komputera. A tam, jakby mało było wichury, kolejny kłopot: żubry wyszły na pole.
Opiekunowie żubrów z zachodniopomorskiej populacji używają obroży telemetrycznych, które co godzinę mierzą pozycję według GPS, zaś co sześć godzin dane są przekazywane do komórki Macieja Tracza i do komputera.
Maciej patrzy w znaczniki na ekranie wskazujące pozycje zwierząt. Spodziewał się tego. Kiedy kładł się spać wieczorem, widział, że się przemieszczają w stronę pól. Nie było jednak nikogo, kto mógłby natychmiast ruszać na interwencję. Nie ma też nikogo teraz: zespół w pierwszej kolejności musi naprawić ogrodzenie po wichurze, żeby zwierzęta z zagrody pokazowej nie pouciekały.
Płot udało się szybko naprawić. Zespół terenowy uwinął się sprawnie i już o dziewiątej grupa z racami hukowymi była u żubrów na polu.
- Zazwyczaj jest tak, że jak nasze żubry widzą patrol interwencyjny, zawracają do lasu już po pierwszym huku - tłumaczy Maciej.
Na pole tej nocy wyszły trzy stada. Z dwoma udało się szybko sprawę załatwić, zwierzęta są już w lesie. Z trzecim stadem jest problem.
Ranek minął więc dość nerwowo, ale jest już spokojniej. Godzina dziesiąta, siedzę z Maciejem w Dzikiej Zagrodzie. To siedziba Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego, znajduje się pod Mirosławcem. Można tu podziwiać żyjące w zagrodach żubry i rysie, prowadzone są także zajęcia edukacyjne.
Przed chwilą zadzwonił telefon, Maciej wydaje komuś jeszcze jakieś wskazówki, gdzie skierować zwierzęta, w którą stronę, do jakiego fragmentu lasu, byle dalej od ruchliwej drogi.
Zdaje się, że i z trzecim stadem się udało.
Inny pracownik właśnie szybko zawozi karmę do stałego miejsca dokarmiania. Żeby była nagroda. Żeby żubry wiedziały, że nie warto wychodzić na pola, jeśli przekąska jest w lesie.
Dzień jak co dzień.
- I na tym to całe zamieszanie, jak widzisz, polega - wzdycha Maciej. - Sztab ludzi nad tym pracuje codziennie, siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Widać, że wiceprezes Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego jest dzisiaj zmęczony.
Ale opowiada chętnie i długo. Nie tylko o płoszeniu, ale też o tym, jak się dzieli stada, zakłada nowe, typuje przywódczynie, usypia zwierzęta, ładuje do transportu, przewozi i tak dalej…
- Śmiejemy się czasami, że żubry pewnie mają nas za największych zbrodniarzy. Przez te wszystkie race hukowe, przez to ciągłe płoszenie, usypianie, wożenie, przesiedlanie... Nas, którzy staramy się je chronić.
Chronić, czyli na przykład płoszyć, a nie strzelać.
- Czujesz takie parcie ze strony myśliwych, że chcą strzelać do żubrów? - pytam Macieja, który sam był myśliwym. Nie pasuje do stereotypowego wizerunku ekologa-mieszczucha. Jest rolnikiem, je mięso, lubi sobie postrzelać, co prawda dzisiaj już tylko na strzelnicy. Zna miejscowych doskonale. Również tych, którzy polują.
- Oczywiście, że czuję! Aż im się ręce trzęsą! Otwartym tekstem mówią, że zamiast nagłaśniać wszystkie przypadki kłusownictwa, nielegalnego zabijania żubrów, powinienem na tacy przynosić im zezwolenia na odstrzał. Bardzo chcą sobie zapolować na żubra, oj bardzo.
- A słyszysz czasem pytania: "A po co nam te żubry w ogóle? Przecież same z nimi kłopoty".
- Często słyszę takie pytania. Żubry tu były, zanim my tu żyliśmy. To jest ciężki temat, bo jeśli ktoś zadaje takie pytania… Powinien być tylko samochód, dom, krowa, świnia, czyli zwierzęta pożyteczne i ewentualnie pies, oczywiście na łańcuchu, żeby kur nie podusił, bo jak podusi, to trzeba będzie mu głowę odrąbać…
Przyrodnik, aktywista, a zarazem miejscowy rolnik zamyśla się. Twarz rozjaśnia mu uśmiech.
- Gdyby na świecie nie było żubrów, rysi, wilków, to przecież to byłby wtedy świat... - tu Maciej Tracz szuka słowa. - Nieludzki świat.
1 380 400 zł w 2020 roku,
2 452 700 zł w 2021,
3 723 400 zł w 2022.
w roku 2020 - 3 decyzje (52 osobniki),
w roku 2021 - 13 decyzji (79 osobników),
w roku 2022 - 10 decyzji (68 osobników).
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl