Strażacy przeszukujący blok przy ul. Wojska Polskiego w Pruszkowie, w którym w piątek doszło do wybuchu, odnaleźli ciało drugiej ofiary eksplozji. Wcześniej potwierdzono śmierć jednej osoby - mieszkańca lokalu, w którym doszło do wybuchu. Dwie osoby zostały lekko ranne.
Informację o drugiej ofierze potwierdził o godz. 17 Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji, ale dodał, że na razie jest za wcześnie, by mówić o szczegółach.
Kilkanaście minut później rzecznik pruszkowskiej Straży Pożarnej kpt. Karol Kroć powiedział w rozmowie z tvn24.pl, że ciało zostało zlokalizowane kilka metrów od miejsca, gdzie znaleziono pierwszą ofiarę. - Prawdopodobnie jest to sąsiednie mieszkanie, ale trudno to stwierdzić, gdyż ściany na tym piętrze zostały poprzesuwane w wyniku wybuchu. Obecnie robimy dostęp, aby wydobyć zwłoki - dodał.
Huk był ogromny. Po prostu skamieniałam, nie wiedziałam, co robić. Myślałam, ze to samochód eksplodował na dole. Przyszła koleżanka i mówi: uciekaj. Złapałam klucze i to, co miałam na sobie, nic więcej, ani dokumentów, ani telefonu, ani zegarka. Wszystko zostało. Mieszkańcy bloku w Pruszkowie o eksplozji
To był taki wybuch, jakby wybuchła bomba albo jakiś bardzo duży pocisk artyleryjski. Zadrżała ziemia i bloki. Ludzie byli przerażeni. Świadek zdarzenia
W sobotę po godz. 16 zakończyło się spotkanie władz miasta i przedstawicieli spółdzielni z mieszkańcami bloku. Uzyskali oni informacje dotyczące tego, gdzie mogą zgłaszać się po pomoc i gdzie zostały dla nich przygotowane noclegi oraz kiedy będą mogli wejść do swoich mieszkań po najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wszyscy będą mieli taką możliwość, ponieważ część budynku wciąż grozi zawaleniem.
- Będziemy do poszczególnych lokali w miarę możliwości wchodzić. Jeśli chodzi o klatkę nr trzy (gdzie doszło do wybuchu – red.), to nikt na razie tam nie wejdzie do czasu jak strażacy nie wyeliminują zagrożenia – mówili mieszkańcom pruszkowscy policjanci.
Oprócz ubrań, leków i przedmiotów pierwszej potrzeby w części mieszkań uwięzione są też zwierzęta i to właśnie ich właściciele, poza tymi z klatki nr trzy, będą wpuszczani jako pierwsi.
Do rozbiórki?
Mieszkańcy wciąż czekają na decyzję Inspektora Nadzoru Budowlanego. Coraz częściej słychać jednak głosy, że budynek nie będzie nadawał się do zamieszkania.
W związku z ryzykiem, że w budynku mogą wciąż znajdować się ludzie, akcja strażaków, a przede wszystkim odgruzowywanie, odbywa się bardzo powoli. Lista mieszkańców, którą posiada spółdzielnia jest bowiem niepełna z tego względu, że zawiera tylko nazwiska właścicieli lokali, a nie wszystkich, którzy tam mieszkają.
- Usuwamy elementy żelbetowe, części stropów i ścian, które ważą koło kilku ton. Używamy do tego dźwigu. Jest to kilkadziesiąt ton do usunięcia. Skupiamy się, by dotrzeć do wszystkich pomieszczeń, w celu potwierdzenia obecności ofiar - mówi rzecznik pruszkowskiej straży pożarnej, która nadal przeszukuje gruzowisko. Na miejscu, poza policją i strażakami, jest też prokurator.
Z bloku ewakuowanych jest około 200 osób, które ubiegłą noc spędziły w dwóch hotelach w Pruszkowie. Niektórzy schronienie znaleźli u rodzin i znajomych. Część z lokatorów jest na wakacjach.
Wybuch gazu czy materiałów pirotechnicznych?
Pierwsze informacje mówiły o nieszczelnej instalacji gazowej, ale jak powiedział podinsp. Maciej Karczyński ze stołecznej policji, nie można wykluczyć innych przyczyn. Dlatego policja skierowała na miejsce specjalistów z zakresu pirotechniki, aby wykluczyć, że powodem eksplozji były materiały wybuchowe.
Oprócz mieszkań zniszczone zostały także samochody zaparkowane w pobliżu bloku. Na razie ich właściciele mogą jedynie zobaczyć straty z daleka, bo policja nie dopuszcza nikogo w pobliże budynku, dopóki nie zostanie on sprawdzony przez inspektora budowalnego.
"Huk ogromny"
- Huk był ogromny. Po prostu skamieniałam, nie wiedziałam, co robić. Wzięłam torebkę tylko, byle co założyłam, pobiegłam do sąsiadów no i za chwilę musieliśmy opuścić blok - mówi jedna z mieszkanek budynku. Inna dodaje: Myślałam, ze to samochód eksplodował na dole. Przyszła koleżanka i mówi: uciekaj. Złapałam klucze i to, co miałam na sobie, nic więcej, ani dokumentów, ani telefonu, ani zegarka. Wszystko zostało.
- Moja mama jest teraz w szpitalu. Całe szczęście, że nie było jej w mieszkaniu, bo by prawdopodobnie zginęła - dodaje inny mieszkaniec bloku.
- To był taki wybuch, jakby wybuchła bomba albo jakiś bardzo duży pocisk artyleryjski. Zadrżała ziemia i bloki. Ludzie byli przerażeni - relacjonuje jeszcze inny.
Całkowicie zniszczony dach nad 3 mieszkaniami
Do eksplozji doszło w piątek około godziny 20:30 w mieszkaniu na czwartym piętrze pięciokondygnacyjnego bloku na ulicy Wojska Polskiego.
- Wiadomo, że był wybuch, ale nie wiadomo, co go spowodowało - informował rzecznik straży pożarnej Paweł Frątczak. Według policji był to wybuch gazu. - Całkowicie został zniszczony dach nad trzema mieszkaniami - nad tym, w którym doszło do wybuchu i trzema sąsiadującymi. Siła wybuchu wypchnęła ściany na zewnątrz. Wejście do bloku przez klatkę schodową nie jest możliwe - powiedział Frątczak.
Pożar gasiło osiemnaście jednostek straży pożarnej. Na miejsce przyjechały też karetki i policja.
Policja po eksplozji zamknęła kilka ulic i skierowała samochody na objazdy. Ulica Wojska Polskiego - główna aleja przelotowa w Pruszkowie - nadal pozostaje zamknięta.
Źródło: Kontakt 24, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP