Bardzo cieszę się, że prezydent jako ten pierwszy obywatel Rzeczypospolitej zdecydował się złożyć taką propozycję - powiedział Jan Strzeżek z Porozumienia, komentując złożony przez Andrzeja Dudę projekt zmiany ustawy dotyczącej aborcji. Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej oceniła, że inicjatywa głowy państwa jest "nie do przyjęcia". Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk tłumaczy, że na ulice wyszły głównie młode kobiety. - One doskonale wiedzą, że mężczyźni z przeszłości próbują ukraść im przyszłość. Na to się tak łatwo nie zgodzą - powiedziała.
Prezydent Andrzej Duda złożył w piątek w Sejmie projekt zmiany ustawy dotyczącej aborcji. W dotyczącym tej inicjatywy oświadczeniu zaznaczył, że zdecydował się na to po rozmowach z "wieloma kobietami" oraz "licznymi ekspertami". Według prezydenta, zmiany w projekcie zagwarantują, że w prawie nadal będą występować trzy przesłanki legalnego usunięcia ciąży.
Jest to reakcja na sytuację po zeszłotygodniowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Uznano w nim, że niezgodne z konstytucją jest prawo do aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Od tego czasu w całej Polsce trwają protesty.
"To jest propozycja z serii: ukradłem wam 100 złotych, oddam 50"
Inicjatywę prezydenta komentowali w piątek politycy. Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej oceniła, że ta inicjatywa jest "nie do przyjęcia". - To jest propozycja z serii: ukradłem wam 100 złotych, oddam 50. A poza tym jest nieostra - mówiła.
Jako przykład podała zespół Edwardsa, w przypadku którego "5 do 10 procent dzieci" przeżywa pierwszy rok życia. Jak mówiła, w tym okresie "cały czas (podawane są - red.) leki przeciwbólowe, cały czas leki przeciwpadaczkowe, cały czas praktycznie męczenie się, a nie życie". - To, co zaproponował prezydent, powoduje, że praktycznie likwiduje się medycynę prenatalną, likwiduje jakąkolwiek szansę dla lekarzy do bezpiecznej terminacji ciąży w sytuacji, w której rzeczywiście możemy mówić o ciężko uszkodzonym płodzie - uznała Lubnauer.
"Rozpaczliwa próba"
Wiceprzewodnicząca klubu KO, liderka Inicjatywy Polska Barbara Nowacka oceniła, że inicjatywa prezydenta to "rozpaczliwa próba" wyjścia z obecnej sytuacji spowodowanej zeszłotygodniowym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który za sprzeczny z konstytucją uznał przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej dopuszczający przerwanie ciąży z powodu trwałej i nieodwracalnej wady płodu.
- Rozumiem, że w takim momencie, kiedy zrozumieli, że jest gigantyczny bunt Polek, (rządzący - red.) próbują rozpaczliwie wyjść z sytuacji, ale to nie jest rozwiązanie. To jest próba powiedzenia, że zabrało się prawa, a teraz odda się jakiś ich kawałeczek i to będą negocjacje. To jest cały czas proponowanie bardzo restrykcyjnego prawa aborcyjnego. Cały czas jest to pogłębianie zakazu, tym bardziej że przecież, o ile ja dobrze kojarzę, to wyrok TK nie został jeszcze opublikowany - powiedziała wiceszefowa klubu Koalicji Obywatelskiej.
Zaznaczyła, że projekt, który proponuje Andrzej Duda, stanowi zaostrzenie dotychczasowych przepisów. - Ulica ma na to jedną odpowiedź. Nie będę jej cytowała, ale omówienie jej brzmiałoby, żeby "prędko się wycofał" - dodała wiceszefowa klubu KO.
Według niej jedyne, co powinno zrobić teraz Prawo i Sprawiedliwość, to przyznać, że skład, który orzekał w sprawie dopuszczalności aborcji, był wadliwy, "naprawić" Trybunał i przestać "grzebać w prawach kobiet". - To jest minimum - stwierdziła Nowacka, przypominając, że uczestnicy trwających już ponad tydzień protestów domagają się prawa wyboru dla kobiet.
Posłanka KO wykluczyła możliwość poparcia projektu prezydenta. - Absolutnie nie. To dzisiaj zresztą Borys Budka na konferencji dosyć wyraźnie powiedział. Takie rozwiązanie nikogo nie satysfakcjonuje, może poza panem Dudą, któremu się wydaje, że odgrywa historyczną rolę. Nie jesteśmy zainteresowani zaostrzeniem przepisów aborcyjnych w Polsce, nie weźmiemy udziału w zaostrzaniu przepisów aborcyjnych w Polsce - oświadczyła.
"Głos pana prezydenta brzmi dziś tak, jakby powiedział: no weźcie się już uspokójcie i nie histeryzujcie"
Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała, że Lewica z pewnością nie poprze tego projektu ustawy. - Prezydent Andrzej Duda zwlekał ponad tydzień po to, żeby wydać z siebie komunikat, że torturować kobiety można, ale może troszkę mniej niż chciałby tego Jarosław Kaczyński - oceniła.
- Jeżeli pan prezydent liczy na to, że kobiety przestaną domagać się pełni praw reprodukcyjnych, no to się przeliczy. Te młode dziewczyny - bo na ulicę wyszły głównie młode dziewczyny - po prostu nie rozumieją, dlaczego mają się poddawać tak dużym restrykcjom, jeżeli chodzi o dokonywanie wyborów o swoim życiu i zdrowiu. One doskonale wiedzą, że mężczyźni z przeszłości próbują ukraść im przyszłość, która należy do nich. Na to się tak łatwo nie zgodzą - podkreśliła posłanka Lewicy.
Jej zdaniem, aby wyjść dziś z kryzysu i uspokoić nastroje społeczne, należy wykonać dwa kroki. Po pierwsze, przyjąć ustawę autorstwa Lewicy dekryminalizującą wsparcie udzielane przy aborcji, a następnie przeprowadzić projekt odpowiadający woli co najmniej 60 proc. polskiego społeczeństwa, czyli projekt liberalizujący ustawę antyaborcyjną. - Głos pana prezydenta brzmi dziś tak, jakby powiedział: no weźcie się już uspokójcie i nie histeryzujcie. To jest głos, który nie ma w zasadzie większego znaczenia, bo na własne życzenie Jarosław Kaczyński wywołał debatę o prawach reprodukcyjnych kobiet i teraz słyszy głos suwerena - mówiła Dziemianowicz-Bąk.
Skierowała również pytania do Andrzeja Dudy, kim byli eksperci, z którymi konsultował swój projekt. - Czy organizacje zajmujące się prawami reprodukcyjnymi kobiet były uwzględnione w tym rzekomym gronie ekspertów? Czy była uwzględniona Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, czy też znowu do grona ekspertów zostali zaliczeni przedstawiciele instytutu Ordo Iuris i na tym grono ekspertów się zakończyło? - pytała.
"Czas kompromisu się skończył"
Inna posłanka Lewicy, Magdalena Biejat oceniła, że inicjatywa prezydenta nie rozwiąże obecnego kryzysu. - To jest wprowadzenie jeszcze większej uznaniowości w decyzję o tym, czy kobieta może przerywać ciążę, czy nie może. Absolutnie nie ma na to naszej zgody. Nie poprzemy żadnego kompromisu. Czas kompromisu się skończył - oświadczyła.
Podkreśliła, że Lewica proponuje legalizację aborcji do 12. tygodnia ciąży bez żadnych kompromisów i bez żadnych warunków. - Chcemy umożliwić kobietom świadome macierzyństwo, macierzyństwo wybrane wtedy, kiedy są na to gotowe, kiedy tego chcą. Tego żądają kobiety, które masowo wychodzą na ulicę. Dalsze przesuwanie ściany na prawo i dalsze odkrawanie kawałek po kawałku naszych praw jest absolutnie nie do przyjęcia - mówiła Biejat.
- Czas, by rządzący wreszcie usłyszeli głos obywatelek i obywateli - bo mężczyźni również wychodzą na ulicę - i przestali iść w zaparte, przestali udawać, że nie widzą, co się dzieje dookoła nich i wysłuchali woli suwerena, którego podobno chcą reprezentować - dodała posłanka Lewicy.
Propozycję prezydenta Dudy skomentował też poseł Lewicy Tomasz Trela. - Lewica od tygodnia czasu rozmawia z mieszkankami i mieszkańcami na ulicach polskich miast i tam nie słowa "kompromis aborcyjny". Tam jest liberalizacja przepisów aborcyjnych, więc myślę, że pan prezydent Duda musi szukać sprzymierzeńców gdzie indziej, ale głęboko wierzę, że dolał tylko oliwy do ognia, nie rozwiązał żadnego kryzysu, a kryzys jest potężny, bo każdego dnia kilkaset tysięcy obywateli naszego kraju protestuje na ulicach - powiedział.
- Musimy dzisiaj słuchać tych obywateli, którzy protestują, a protest nie dotyczy tylko aborcji, bo ludzie są wkurzeni na wszystko, co robiło Prawo i Sprawiedliwość przez pięć lat - dodał.
"Porozumienie Jarosława Gowina popiera inicjatywę prezydenta"
Jan Strzeżek z Porozumienia mówił zaś w TVN24, że jego ugrupowanie kilka dni temu przedstawiło w tym zakresie własne propozycje. - Ta propozycja prezydenta jest bardzo podobna do naszej, zawiera podobne postulaty - wskazywał.
Strzeżek podkreślił przy tym, że "w sposób jasny Porozumienie Jarosława Gowina popiera inicjatywę prezydenta". - Bardzo cieszę się, że prezydent Andrzej Duda jako ten pierwszy obywatel Rzeczypospolitej zdecydował się zabrać głos i złożyć taką propozycję - dodał. Ocenił, że może "część polityków - czy Koalicji Obywatelskiej, czy PSL-Koalicji Polskiej, czy może nawet Konfederacji - również poprą inicjatywę prezydenta".
"Poczekam na publikację wyroku Trybunału Konstytucyjnego"
Senator Jan Maria Jackowski (PiS) zaznaczył w rozmowie z "Faktami po Południu", że nie może się wypowiadać w imieniu całego klubu, jeśli chodzi o poparcie projektu prezydenta. - Ja po pierwsze to poczekam na publikację wyroku Trybunału Konstytucyjnego - powiedział. Dodał, że będzie do niego dołączone uzasadnienie i to jest jego zdaniem "kluczowe przy tworzeniu prawa". - To tak naprawdę będzie pokazywało, jak należy oceniać ten wyrok Trybunału Konstytucyjnego względem tych rozwiązań, które proponuje prezydent - wyjaśnił senator. Stwierdził, że za rozwiązaniem, aby za pomocą ustawy z wyroku TK wyłączyć przypadki wad letalnych u płodu, może zagłosować większość posłów w Sejmie.
Przyznał, że protesty "robią wrażenie". - One też wywołują żywą reakcję społeczną. Zadzwonił do mnie ksiądz z południowej Polski oburzony tym, że ludzie w Warszawie sobie chodzą na spacerki w dużych miastach, a on w małej wioseczce nie będzie mógł 1 i 2 listopada pójść na cmentarz. Po prostu powiedział mi parę ostrych słów pod adresem rządu, który dopuszcza do takich sytuacji, że prawo jest nierówne dla ludzi - dodał.
Stwierdził, że ważne jest, aby "państwo równo traktowało wszystkich, a przede wszystkim, żeby organy państwa pilnowały przestrzegania prawa w przestrzeni publicznej". - To wtedy świadczy o jakości państwa - powiedział.
Ocenił, że oczekiwania obecnie protestujących nie dotyczą tylko wad letalnych, ale również "możliwości zabijania dzieci nienarodzonych na żądanie". - W tych protestach biorą udział ludzie o bardzo różnych poglądach politycznych - stwierdził i dodał, że wzięcie pod uwagę wszystkich postulatów demonstrujących może być bardzo trudne.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Anna Kwaśny/ tvn24.pl