- Prokurator generalny wpadł w panikę w związku ze sprawą, która zawisła przed trybunałem w Luksemburgu. Zamiast porządnie przygotować stanowisko rządu polskiego, to próbuje ją wyorać z rejestru spraw, które zawisły przed Luksemburgiem - mówił w "Tak jest" w TVN24 były prezes Trybunału Konstytucyjnego, profesor Andrzej Rzepliński.
Prokurator generalny Zbigniew Ziobro skierował w czwartek wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów, na podstawie których Sąd Najwyższy zawiesił niektóre zapisy nowej ustawy o SN - poinformowała w komunikacie Prokuratura Krajowa.
Rzepliński odniósł się w "Tak jest" do wspomnianego wniosku. Jak powiedział, "Trybunał Konstytucyjny może wszystko orzec".
- Sądzę, że w rozumowaniu prokuratora generalnego chodzi o to, żeby odblokować funkcjonowanie Krajowej Rady Sądownictwa czy organu, który pełni teraz taką rolę i aby dopiąć tworzenie nowego Sądu Najwyższego przed wydaniem rozstrzygnięcia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej - ocenił były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Profesor stwierdził, że "wtedy (po wyroku TK - red.) trybunał w Luksemburgu straciłby przedmiot do rozstrzygnięcia, ponieważ w Polsce już funkcjonowałby nowy Sąd Najwyższy".
"Ta sprawa nie może być zahamowana"
- Nawet pan Ziobro nie ma takiej władzy, żeby uzdrowić ustawę, która nie jest ustawą, w procedurze trzech sekund - powiedział Rzepliński.
Według niego "przedmiotem sprawy w Luksemburgu jest bowiem zgodność prawa stanowionego w Polsce z przepisami wspólnotowymi".
- Ta sprawa nie może być zahamowana. To, co może zrobić pan Ziobro, to przygotować znakomite prawniczo pismo adresowane w tej sprawie do Luksemburga. Jestem silnie przekonany, że się przeliczy, dlatego że instytucje unijne, w tym również Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, uczą się na przykładzie węgierskim, że jeżeli jesteś autokratycznym władcą państwa, który idzie po trupach wartości, to miejsca dla ciebie nie ma - powiedział Rzepliński.
Rzepliński o słowach Rokity: nadużycie
W programie przywołano słowa Jana Rokity, który we wczorajszych "Faktach po Faktach" bronił pomysłu, by sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa wybierali politycy. Stwierdził też, że kilka lat temu prof. Rzepliński popierał takie rozwiązanie.
- Pamiętam rozmowy z profesorem, to dzisiaj brzmi zabawnie. Mówił mi, że jak nie wyrwiemy sędziom Krajowej Rady Sądownictwa, to nic się nie da zrobić z wymiarem sprawiedliwości - myśmy to wszystko od lat wiedzieli - mówił w środę Rokita.
Rzepliński odniósł się do tej wypowiedzi. - Słowa Jana Rokity to daleko idące nadużycie - stwierdził.
I dodał: - Przewodniczący PO wtedy powołał dwa zespoły przed wyborami - jeden złożony z grupy profesorów i doktorów prawa. W drugim byli wybitni specjaliści od gospodarki. Pierwszym z nich dowodził poseł Rokita. Skończyło się to niczym.
Jak wyjaśniał, "optował wówczas po pierwsze za tym, żeby wzmocnić Krajową Radę Sądownictwa przez dodanie jej zadania, że KRS stoi na straży prawa każdego do sprawiedliwego wyroku w niezależnym sądzie, wyroku wydanego przez niezawisłego sędziego".
- Chodziło o to, że tego nie było i w dalszym ciągu nie ma. To bardzo by wzmacniało pozycję Krajowej Rady Sądownictwa - wyjaśniał.
"To sprzedawanie państwa"
- Wtedy mi się taki pomysł podobał, oczywiście (żeby parlament wybierał członków KRS - red.). Moją propozycją było, aby sędziowie apelacji wybierali dwóch swoich kandydatów na wakujące miejsce w KRS, a Sejm wybierałby jednego albo drugiego - kontynuował.
Podkreślił, że jego propozycja sprzed lat "była zupełnie czym innym, niż teraz istnieje i co proponował pan Kaczyński w 2016 roku".
- To jest sprzedawanie państwa, a tam nie chodziło o sprzedawanie, ale o rozsądną troskę o dobro wspólne - przekonywał Rzepliński.
Autor: jt//plw//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | TVN24