Dziennikarz "Newsweeka" Andrzej Stankiewicz nie musi przepraszać europosła Zbigniewa Ziobry za swe słowa m.in., że "przygotował aferę gruntową" i "doprowadził do przecieku w tej sprawie" - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Decyzja sądu jest nieprawomocna. Sprawa dotyczy komentarza Andrzeja Stankiewicza po ujawnionych przez media informacjach o zbieraniu w latach 2005-2007 bilingów telefonicznych 10 dziennikarzy, w tym Stankiewicza.
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Zbigniewa Ziobry wobec Andrzeja Stankiewicza, byłego redaktora naczelnego "Newsweeka" Wojciecha Maziarskiego oraz wydawcy tygodnika. Zgodnie z wyrokiem nie muszą oni ani przepraszać byłego ministra sprawiedliwości z PiS, ani wpłacać 50 tys. zł na cel społeczny - jak chciał Ziobro. B. minister ma zaś im zwrócić 8,1 tys. zł kosztów procesu.
Komentarz Stankiewicza
Sprawa ma związek z publikacją "Gazety Wyborczej" z 2010 roku. Dziennik napisał że ABW, CBA i policja zbierały w latach 2005-2007 dane na temat połączeń telefonicznych 10 dziennikarzy, badając billingi z okresu nawet dwóch lat. Wśród nich był m.in. Stankiewicz. Dziennikarz skomentował tę informację na portalu newsweek.pl pisząc, że "Ziobro przygotował aferę gruntową, Ziobro doprowadził do przecieku w tej sprawie, a źródeł przecieku szukał w moim telefonie. To żałosne. Panie Ziobro, mam dla pana ofertę. Jeśli podniecają pana moje bilingi, to chętnie je panu dam - nowsze i starsze. Niech pan dzwoni, przecież zna pan mój numer. Panie Zbyszku, pan się nie boi".
Wypowiedź zawiera nieprawdę
Zbigniew Ziobro uznał te słowa za naruszające jego dobra osobiste i złożył pozew w sądzie. Napisał w nim m.in., że wypowiedź zawiera nieprawdę, gdyż nie przygotował on afery gruntowej, nie prowadził też inwigilacji dziennikarza. Pozwani dziennikarze wnieśli o oddalenie pozwu. Podkreślali, że ich słowa były reakcją "na gorąco" na informacje "GW" i że nie sugerowały, by Ziobro złamał prawo.
Prawo do swobody wypowiedzi
W uzasadnieniu wyroku sędzia Katarzyna Bojańczyk powołała się na konstytucyjne prawo do swobody wypowiedzi. - Jako jeden z tych, którzy padli ofiarą działań władzy, (Stankiewicz-red.) miał prawo do wyrażenia na bieżąco krytycznego stosunku do tych działań - powiedziała sędzia. Dodała, że wypowiedź dziennikarza nie przekroczyła granic wolności wypowiedzi. - Nawet jeśli nie można przesądzać, że to Ziobro odpowiada za tzw. aferę gruntową, to te słowa mieszczą się w granicach wolności wypowiedzi - powiedziała sędzia Katarzyna Bojańczyk
Wypowiadał sie jako obywatel
Sąd odrzucił tezę Zbigniewa Ziobry, by Stankiewicza obowiązywała w tej wypowiedzi ustawowo wymagana od dziennikarzy rzetelność i staranność. Sąd uznał, że wypowiadał się on nie jako dziennikarz, ale jako "obywatel, którego dotknęły działania władzy". Zdaniem sądu wydawca "Newsweeka" nie miał też - jak twierdził powód - obowiązku uzyskania komentarza Ziobry, bo nie była to "pogłębiona analiza", ale wypowiedź "na gorąco"
Oczekuje przeprosin Ziobry
Po wyroku Andrzej Stankiewicz powiedział, że sąd wykazał politykom, że nie mogą sami używać w debacie ostrego języka, a zarazem pozywać za to samo dziennikarzy. Dodał, że oczekuje teraz przeprosin Ziobry, który swym pozwem wywierał nacisk na dziennikarzy, by nie komentowali ważnych spraw.
Na ogłoszeniu wyroku nie było ani Ziobry, ani jego pełnomocnika.
Autor: km//bgr / Źródło: PAP