- Pożyczałem laptopa Patrycji Koteckiej. Czy ktoś robiłby aferę, gdybym komuś użyczył długopisu? - tak Zbigniew Ziobro (PiS) w rozmowie z "Rzeczpospolitą" uzasadniał skąd w jego służbowym komputerze znalazły się scenariusze programów telewizyjnych dziennikarki.
Były minister sprawiedliwości zaprzecza informacjom radia RMF FM, że w jego służbowym laptopie znalazły się scenariusze „Wiadomości” TVP. - To nieprawda. Na moim laptopie nie było żadnych informacji dla „Wiadomości” TVP. Służby pana Bondaryka – szefa ABW – celowo zmanipulowały informacje, by podgrzać atmosferę i dyskredytować jednego z liderów opozycji - przekonuje.
Według niego na komputerze znalazły się napisane przez Kotecką scenariusze programu „Detektor” dla TV 4 i scenariusz programu dla TVP 3 na temat Edwarda Mazura. - Zaznaczę, że jest to wiedza, którą mam post factum. Dopiero po wycieku z ABW zapytałem Patrycję o tę sprawę - mówi Ziobro.
Kotek i piesek Koteckiej w laptopie Ziobry? Polityk PiS twierdzi, że lista osób używających jego laptopa była dłuższa. Mieli się nim posługiwać także jego asystenci oraz kilkoro znajomych. - Podobnie udostępniłem laptop Patrycji Koteckiej. ABW zapewne odkryje też zdjęcia jej kotka i pieska - ironizuje Ziobro.
Według niego służbowy laptop nie służył do przechowywania informacji tajnych i afera wokół jego udostępniania jest bezpodstawna. - Czy ktoś robiłby aferę, gdybym komuś użyczył długopisu? - argumentuje polityk.
Jak twierdzi, wymazał z pamięci komputera tylko "informacje nieprzeznaczone do oglądania przez osoby postronne", nie związane z jego działalnością jako ministra sprawiedliwości.
"ABW pracuje jak policja polityczna" Pytany, jak ocenia działania ABW w tej sprawie, Ziobro miażdżąco je skrytykował. - Agencja pracuje jak klasyczna policja polityczna. Na moim laptopie były również dokumenty związane z moją działalnością polityczną. To klasyczna inwigilacja. Zamiast badać laptopy aferzystów i gangsterów sięga się po środki policyjne, by inwigilować opozycję. Ciekawe, ile do tej pory kosztowało zaspokojenie ciekawości pana Ćwiąkalskiego i Bondaryka? - grzmiał polityk.
Zapowiedział, że w tej sprawie będzie interweniował bezpośrednio do premiera. - Teraz Tusk nie może, jak w przypadku prowokacji z Jarucką, umyć rąk i powiedzieć, że służby specjalne mu nie podlegają. Szef ABW podlega mu bezpośrednio. Premier ponosi polityczną odpowiedzialność, ale też prawną, za te działania - stwierdził. Według niego ABW dopuszcza się przestępstw, np. dopuszczając do "celowego przecieku" z badania laptopa.
- Wykrycie sprawcy jest tu proste, bo wiedziało o tym kilka osób. Odpowiada za to osobiście Krzysztof Bondaryk. Szef ABW w przeszłości kilka razy tracił stanowisko w atmosferze podejrzeń o przecieki i zbieranie haków na przeciwników politycznych - uważa polityk.
- Za każdym razem, kiedy pojawią się informacje o dziwnych koneksjach pana Bondaryka, natychmiast pojawia się przeciek z ABW, który ma przykryć sprawę. Mam wrażenie, że w ABW znowu zatrudniono „jakiegoś Lesiaka” i już wstawiono dla niego szafę - dodał.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: PAP