Na wnioski o pomoc w likwidacji składowiska w Przylepie rząd, tak samo jak marszałek województwa, odpowiadali, że chwilowo nie są w stanie zaspokoić naszych potrzeb finansowych - powiedział w TVN24 prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki. Pytany był o postanowienie Naczelnego Sądu Administracyjnego, który w 2020 roku nakazał usunięcie odpadów z hali magazynowej. Samorządowiec dodał, że ostatnio pojawiały się sygnały, iż "Fundusz Ochrony Środowiska pomoże nam w utylizacji", ale "nie udało się tego zrobić".
Od soboty z pożarem hali w Przylepie w województwie lubuskim, w której składowane są niebezpieczne substancje, walczyło około 200 strażaków. Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki w niedzielnej rozmowie z TVN24 powiedział, że "sytuacja została opanowana po całonocnej akcji gaśniczej".
- W tej chwili trwają ostatnie dogaszania i wracamy w pewnym sensie do normalności. W wyniku badań powietrza nie stwierdzono, aby doszło do przekroczenia norm, które zagrażałyby zdrowiu i życiu mieszkańców. To powietrze było monitorowane zarówno przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, jak i Straż Pożarną i wojsko - mówił.
Prezydent Zielonej Góry: wszyscy o tym wiedzieli
Prezydent Kubicki pytany był o decyzję Naczelnego Sądu Administracyjnego, który w marcu 2020 roku nakazał likwidację składowiska. "Z akt sprawy wynika, że ze względu na zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi oraz środowiska konieczne jest niezwłoczne usunięcie odpadów z terenu hali magazynowej". Sąd postanowił "wskazać prezydenta miasta Zielona Góra jako organ właściwy w tej sprawie".
Kubicki zapewnił, że "przyjdzie jeszcze czas i my wszystkie dokumenty pokażemy w tym zakresie, bo to nie jest nic tajnego". - Dzisiaj jest wiele osób, które mówią "nie zrobiliście nic". Zwracaliśmy się bardzo często, również do tych osób, o pomoc w tym zakresie, bo to jest jednak gigantyczne obciążenie. (…) I te same osoby, które dzisiaj mówią, że "nie zrobiliśmy nic", odpisywały nam, że nie widzą możliwości, aby nam w tym pomóc - poskarżył się Kubicki.
- Wszyscy o tym wiedzieli. I marszałek województwa, i wojewoda, i ministrowie. Wszyscy byli o tym poinformowani. Myśmy ostatnio rozmawiali również z panią minister (klimatu i środowiska Anną) Moskwą i mieliśmy zapewnienie, że w tym roku - bo nasz wniosek jest złożony na dofinansowanie - otrzymamy środki finansowe na to, żeby rozpocząć ten proces - tłumaczył.
Zaznaczył, że władze miejskie "wielokrotnie informowały" o składowisku. - Nie jesteśmy jedynym miastem w Polsce, gdzie takie wysypisko istnieje. Tego są setki. I tak naprawdę zostajemy w którymś momencie jako samorządowcy sami z tym problemem - zauważył.
Prezydent Zielonej Góry dodał, że "mieliśmy w ogóle problem fizyczny, że właściciel - bo to jest prywatna nieruchomość - nie chciał nas wpuszczać na teren tego obiektu". - Chciał żebyśmy od niego odkupili ten obiekt, zanim rozpoczniemy proces - powiedział.
Co odpowiadały władze państwowe i wojewódzkie?
Pytany o to, co odpowiadały władze państwowe i wojewódzkie na wnioski miasta o pomoc w usunięciu składowiska, Kubicki odparł, że "rząd, tak samo jak marszałek, odpowiadali, że chwilowo nie są w stanie zaspokoić naszych potrzeb finansowych w tym zakresie". - W ostatnim okresie były już elementy wskazujące na to, że Fundusz Ochrony Środowiska pomoże nam w utylizacji tego. Myśmy się do tego przygotowali. Nie udało się tego zrobić. Pokażemy te wszystkie dokumenty - powtórzył.
- Przecież to nie jest tak, że myśmy uciekali od tego albo o tym nie wiedzieli. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Staraliśmy się doprowadzić do sytuacji takiej, aby wreszcie można było zakończyć ten proces - mówił prezydent miasta w rozmowie z TVN24.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24