- Dosyć szczegółowo opisał sam moment katastrofy, ale i okoliczności, które poprzedziły feralny lot i sam jego przebieg - mówił prokurator o przesłuchaniu jedynej osoby, która przeżyła sobotnią katastrofę samolotu pod Częstochową. Zeznania 40-letniego instruktora określił jako "bardzo cenne". Jak dowiedziały się nieoficjalnie "Fakty TVN", mężczyzna potwierdził problemy z silnikiem samolotu, który uległ katastrofie.
- Zeznania mężczyzny są bardzo dla nas cenne, na pewno mogą przyczynić się do wyjaśnienia katastrofy - mówił Tomasz Ozimek z prokuratury okręgowej w Częstochowie. Mężczyzna bardzo dokładnie opisał bowiem wszystko to, co działo się jeszcze przed startem, w trakcie lotu, w chwili samej katastrofy. Relacjonował również akcję ratunkową na miejscu wypadku. Szczegółów jednak nie chciał zdradzić.
Śledczy po przesłuchaniu uważają za równorzędne trzy hipotezy dotyczące katastrofy: pod uwagę biorą tak błąd pilota, jak i awarię silnika czy nieprawidłowości w organizacji tego konkretnego lotu spadochroniarzy. W ostatnim przypadku zajmują się między innymi ewentualnym przeciążeniem maszyny.
- Ale w tej chwili nie mogę powiedzieć, która z hipotez jest bardziej prawidłowa - tłumaczył Ozimek. Więcej ujawniać nie chciał, zapewniając tylko o "intensywnie trwających czynnościach śledczych".
Jak dowiedziały się jednak nieoficjalnie "Fakty TVN", instruktor, z którym rozmawiali dziś śledczy, potwierdził problemy z silnikiem.
Analizują próbki do badań genetycznych
Tu prokurator miał na myśli między innymi sekcje zwłok, które odbywają się w Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach. Tam pobierane i analizowane są próbki do badań genetycznych. - To bardzo trudne badania, zwłaszcza że zwłoki są w znacznej części spalone - tłumaczył Ozimek. Apelował do bliskich zmarłych: posiadamy już pełne próbki od rodzin, jednakże biegli proszą o pobranie dodatkowych, żeby badania były kategoryczne - dodał.
Przesłuchanie mężczyzny, który jako jedyny przeżył katastrofę samolotu pod Częstochową, trwało prawie dwie godziny. Jeszcze przed wejściem do szpitala, w którym leczony jest 40-letni instruktor spadochroniarstwa, śledczy informowali, że zapytają o to, co działo się przed startem i tuż przed wypadkiem.
W przesłuchaniu poza prokuratorami wziął też udział członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Odbyło się ono w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Częstochowie w obecności lekarzy, którzy monitorowali stan 40-latka. Dyrekcja szpitala informowała wcześniej, że mężczyzna sam chciał spotkać się z prokuratorami i opowiedzieć, co pamięta z wypadku. Lekarze uznali, że jego stan już na to pozwala.
W czwartek pierwsze wnioski?
To, co mogło rzeczywiście stać się w sobotę na pokładzie samolotu, specjaliści planują omówić w czwartek. Wcześniej, podzieleni na zespoły, będą badać poszczególne fragmenty wraku, sprawdzać dokumentację, obliczać ciężar maszyny z 12 pasażerami na pokładzie. - Również każdy przyrząd znaleziony we wraku jest dla nas kopalnią wiedzy - poinformował Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
- Spotykamy się w czwartek, będziemy opowiadać, kto jakie ma wnioski, wyniki, i zrobimy przysłowiową burzę mózgów - tłumaczył Pussak.
Już w niedzielę samolot został rozebrany w ok. 90. proc. Od wraku zostały oddzielone najbardziej newralgiczne - według PKBWL - elementy, czyli silniki i zespoły śmigieł z tzw. reduktorami. Specjalistom Komisji zależało na dostaniu się do zdeformowanego kokpitu maszyny, gdzie znajdują się elementy wyposażenia, z których część mogła rejestrować rejs tego samolotu i jego parametry. Z wraku wydobyto też zniszczony sprzęt nagrywający uczestników lotu. Nie wiadomo jeszcze, czy urządzenia te przed katastrofą były włączone i czy katastrofę mogły przetrwać nośniki danych. Podobny problem dotyczy dokumentacji samolotu, z której część, m.in. pokładowy dziennik techniczny, znajdowała się na pokładzie. Wrak jest bardzo zniszczony: niezależnie od uszkodzeń od uderzenia o ziemię, spłonął w ok. 80 proc. Specjaliści Komisji w ciągu 30 dni mają upublicznić tzw. raport wstępny ze swoich prac. Akcentują przy tym, że ich rolą nie jest orzekanie o winie, lecz znalezienie przyczyny zdarzenia i wskazanie właściwych działań profilaktycznych.
"Stan stabilny"
Przed przesłuchaniem jedynego świadka rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie przekazała informacje o stanie rannego w katastrofie.
- Pacjent nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii. Lekarze po wizycie zdecydują, czy dziś trafi na oddział chirurgii ogólnej - tłumaczyła rano Beata Marciniak.
- Stan pacjenta, który przeżył, poprawia się, jest stabilny. Uśmiecha się, trochę opowiada o tragedii, myślę, że będzie coraz lepiej - dodała rzeczniczka.
Mężczyznę czekać będzie teraz szereg zabiegów. Lekarze jeszcze wykonują badania, ale wiadomo że na oddział 40-latek trafił z obrażeniami jamy brzusznej, klatki piersiowej i kręgosłupa. Miał również złamaną rękę. Na OIOM-ie przez dobę był przez cały czas monitorowany.
40-letni mężczyzna to instruktor spadochronowy z Krakowa. Poza nim i pilotem na pokładzie był również właściciel prywatnej szkoły spadochronowej Omega, trzech jej klientów, trzech instruktorów i czterech kursantów. Samolot wystartował z lotniska Rudniki, które należy do Aeroklubu Częstochowskiego i runął na ziemię krótko po starcie w okolicy miejscowości Topolów (gm. Mykanów) w woj. śląskim. Spadł na obszar niezamieszkały. Strażacy i eksperci podkreślają, że to najtragiczniejsza katastrofa samolotu cywilnego, do której doszło w Polsce od wielu lat.
Autor: bieru/tr/kdj / Źródło: tvn24, "Fakty TVN"