Zbieranie informacji o tajemniczych znajomych, podsłuchy rozmów z byłą pierwszą damą o "butach", które miały być domem za 3,5 mln zł i "agent Tomek" jako hojny biznesmen - a wszystko po to, by znaleźć dowody, że Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy ukrywają majątek, pochodzący z nielegalnych źródeł. To miała przynieść akcja CBA przeciwko byłej parze prezydenckiej. Akcja, wokół której nadal najczęściej wypowiadanym słowem jest słowo "tajemnica".
Jeszcze przed rozpoczęciem tajnego posiedzenia Sejmu Mariusz Kamiński mówił, że zarzuty wobec niego dotyczą głównie sprawy majątku Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Parlamentarzyści uznali ostatecznie, że były szef CBA nie zostanie pozbawiony immunitetu, a część z nich przyznawała po utajnionym głosowaniu, że przedstawione przez posła PiS szczegóły dotyczące tamtej akcji zrobiły na nich duże wrażenie i to one mogły przeważyć na jego korzyść.
Wokół operacji funkcjonariuszy CBA, działań samego Kamińskiego i materiałów, które miały obciążać byłą parę prezydencką, słowa "tajne", "poufne" i "niejawne" padają najczęściej. Wiadomo jednak na pewno, że "prekursorem" całej sprawy i mimowolnym oskarżycielem Kwaśniewskich stał się Józef Oleksy - co przyznaje dzisiaj sam Kamiński.
Po taśmie do kłębka
Pod koniec 2006 roku były premier został nagrany przez ochronę Aleksandra Gudzowatego podczas dwóch prywatnych rozmów z biznesmenem. W marcu 2007 roku nagrania i przebieg spotkań ujawniły "Dziennik" i "Wprost". Oleksy mówił dużo i nie przebierał w słowach. Kwaśniewskiego nazywał "żulem" i "małym krętaczem", który "za co się brał, zawsze spier.....". Kluczowe były jednak jego słowa o majątku byłej pierwszej pary i oskarżenia, że małżeństwo może ukrywać nielegalne źródła dochodów.
"Kupili przecież w Kazimierzu całe wzgórze od Jaśka Wołka. To jest ten artysta. Byłem tam. Piękne. (...) Teraz on (Kwaśniewski) ma dołączyć jeszcze na kolejne 10 tysięcy, ale nie uzbiera, żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego. Jedyną karą boską za ewentualne tego typu nieuczciwości jest niemożność wylegitymizowania tych pieniędzy" - mówił Oleksy.
O "domu Kwaśniewskich" w Kazimierzu już wcześniej krążyły plotki - lokalne gazety rozpisywały się na ten temat jeszcze na początku 2006 roku. Ale to dopiero po ujawnieniu "taśm Gudzowatego" katowicka prokuratura postanowiła uważniej przyjrzeć się majątkowi byłego prezydenta i jego żony, a prowadzenie czynności zleciła właśnie CBA.
Z prezydentową o kablówce
Prokuratorzy podejrzewali na tamtym etapie, że Kwaśniewscy mogą poprzez zakup nieruchomości prać brudne pieniądze. Funkcjonariusze CBA dosyć szybko odkryli, że małżeństwo bywało w willi, zaczęli też podejrzewać, że to oni są faktycznymi właścicielami domu - chociaż formalnie należy on do Marii J., z którą Jolanta Kwaśniewska dobrze się znała.
J. założono podsłuch. Według informacji podawanych później przez media, dzięki niemu udało się ustalić m.in., że Maria J. regulowała miesięczne opłaty za pieniądze osoby określanej w jej rozmowach z synem jako "koleżanka". Podczas jednej z rozmów Kwaśniewska miała z kolei przypominać J. o opłatach za "kablówkę". - Pamiętaj, żeby było dużo kanałów sportowych, bo Olek tak je lubi oglądać - instruowała.
To rejestrowane i analizowane przez funkcjonariuszy rozmowy doprowadziły ich ostatecznie do przekonania, że kolejnym "słupem" w całej sprawie może być Marek M., ówczesny szef Budimeksu (także znajomy Kwaśniewskich), który po tym, jak nad głową J. zaczęły gromadzić się czarne chmury Urzędu Skarbowego, przyznał przed urzędnikami, że to on jest właścicielem posesji w Kazimierzu.
"Nie wiem, czy wiesz, ale sprzedajesz dom"
Sama akcja CBA - o kryptonimie "Krystyna" - która miała doprowadzić do ostatecznego potwierdzenia, że dom należy do Kwaśniewskich, rozegrała się w połowie 2009 r. Kluczową rolę odgrywał w niej agent "Tomasz Małecki" czyli Tomasz Kaczmarek - wtedy funkcjonariusz Biura, dzisiaj poseł. CBA podejrzewało, że domniemani właściciele willi, wokół której zrobiło się już nieprzyjemnie głośno, będą chcieli się jej pozbyć i dlatego "agent Tomek" wcielił się w postać biznesmena zainteresowanego kupnem domu.
Transakcję omawiał z Marią J. i jej synem Janem. Kaczmarek vel. Małecki nie chciał zgodzić się jednak na kwotę 3,5 mln. Fragment nagranej rozmowy między J. a Kwaśniewską przytaczała później "Gazeta Polska": - Klient mówi, że 350 złotych za te buty to za drogo. Trzeba obniżyć cenę - tłumaczyła J. Ostatecznie stanęło na 3,1 mln zł.
Dziennikarze gazety przytaczają jeszcze jeden fragment rozmowy J. - tym razem z Markiem M., w dniu finalizacji transakcji, tj. 29 lipca 2009 r.: - Słuchaj, Marek, nie wiem czy wiesz, ale sprzedajesz swój dom. - Sprzedaję mój dom? A, dobra - odpowiada szef Budimeksu.
Bez najważniejszego dowodu
Ostatecznie akcja CBA nie zakończyła się tak, jak planowano - a więc zgromadzeniem dowodów na to, że pieniądze z transakcji powędrowały do małżeństwa Kwaśniewskich. Sprzedający nalegał na wymianę znaczonych pieniędzy w kantorze, a Biuro nie chciało ryzykować ich utraty.
W 2010 roku katowicka prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie legalności majątku Kwaśniewskich, "nie dopatrując się nieprawidłowości". W ocenie Kamińskiego była to "kompromitująca decyzja".
Autor: ŁOs/kka/zp / Źródło: tvn24.pl