Jesteśmy od tego w naszych małych ojczyznach, by kontrolować wydawanie pieniędzy przez samorządy - mówił w programie "Zawód: dziennikarz. Debata" Jerzy Jurecki z "Tygodnika Podhalańskiego. Dyskusja dotyczyła przede wszystkim znaczenia mediów lokalnych i ich relacjom z władzami. Andrzej Andrysiak, wydawca "Gazety Radomszczańskiej", mówił, że w samorządach często jest tak, że jeśli są media niezależne, to czytelnik "ma witrynę", w której może się tej władzy przyjrzeć. Marek Twaróg, były szef "Dziennika Zachodniego", zwracał uwagę, że jeżeli chodzi o przejmowanie mediów w Polsce obecnie realizuje się scenariusz podobny do tego na Węgrzech.
Goście niedzielnego programu "Zawód: dziennikarz. Debata" dyskutowali o tym, czy wolność jest możliwa bez niezależnych mediów, a także o tym, jaką rolę pełnią media lokalne. Gośćmi pierwszej części programu byli: Andrzej Andrysiak, wydawca "Gazety Radomszczańskiej" oraz członek Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Jerzy Jurecki z "Tygodnika Podhalańskiego", a także Marek Twaróg, były redaktor naczelny "Dziennika Zachodniego".
W drugiej części debaty dyskutowali Agnieszka Michajłow, była dziennikarka Radia Gdańsk, Katarzyna Włodkowska, reporterka magazynu "Duży Format" ("Gazeta Wyborcza") oraz publicystka Janina Jankowska.
Twaróg: realizuje się u nas taki scenariusz jak na Węgrzech
Marek Twaróg, były szef "Dziennika Zachodniego", zwracał uwagę, że o repolonizacji mediów mówiło się kilka dobrych lat. - Rozważano scenariusz prawny, a okazuje się, że nie trzeba. Okazało się, że wiele prostszym sposobem będzie kupowanie mediów przez spółki Skarbu Państwa. Idealnie ten scenariusz się zrealizował, jak na Węgrzech - mówił.
Twaróg stracił funkcje redaktora naczelnego "Dziennika Zachodniego" w kwietniu w wyniku zmian personalnych po tym, jak państwowy koncern Orlen poinformował - w grudniu zeszłego roku - o zakupie wydawnictwa Polska Press. Szefował gazecie od 2010 roku.
Czytaj więcej: Redaktorzy naczelni dzienników Polska Press tracą pracę
- Byłem pierwszym naczelnym, do którego przyjechała członkini zarządu i powiedziała, że koncepcja się zmieniła. Zaproponowano mi odejście za porozumieniem stron - relacjonował. Odnosząc się do swojego odejścia z redakcji, powiedział: - Z perspektywy czasu myślę, że to szczęście, że nie musiałem w tym uczestniczyć. Natomiast nie mam wrażenia, że tak to powinno teraz wyglądać.
Jednocześnie stwierdził, że bardzo trudno jest mu krytykować, bo wiele osób w redakcji "Dziennika Zachodniego" to jego przyjaciele, ale na łamach gazety "pojawiają się treści, które go dziwią". - Wiem, że zespół jest tym poirytowany, ale chyba taka jest cena tej zmiany - przyznał.
Andrysiak: dzięki mediom lokalnym czytelnik ma witrynę, żeby przyjrzeć się władzy
Andrzej Andrysiak, wydawca "Gazety Radomszczańskiej", mówił, że w samorządach często jest tak, że jeśli są media niezależne, to czytelnik "ma witrynę", w której może się tej władzy przyjrzeć.
- Jestem przywiązany do teorii, że wyborcom PiS z mniejszych miejscowości nie przeszkadzają standardy działania władzy, bo od dawna znają je z lokalnego poziomu - ocenił.
"Jesteśmy od tego w naszych małych ojczyznach, by kontrolować wydawanie pieniędzy przez samorządy"
Jerzy Jurecki z "Tygodnika Podhalańskiego" podkreślał główną rolę, jaką spełniają media lokalne. - Jesteśmy od tego w naszych małych ojczyznach, by kontrolować wydawanie pieniędzy przez samorządy - podkreślił.
- Mieliśmy nieskończoną liczbę procesów sądowych z radnymi, wójtami czy burmistrzami. Mam wiele przykładów, które pokazują, że lokalna władza nas nie kocha - zauważył.
"Tych Marków Suskich jest po samorządach coraz więcej"
Podkreślał, że siłą jego gazety jest zaufanie ze strony czytelników. - Czytelnicy nas bardzo szanują, że jesteśmy nieugięci. Oczywiście stajemy przed sądami, które są krajobrazem naszego życia codziennego. Ale nie uważam, że to coś złego. My nie bratamy się z władzą, stoimy po drugiej stronie barykady i patrzymy jej na ręce - stwierdził.
- Czytelnik, jeśli zobaczy, że gazeta lokalna sprzyja władzy, to może natychmiast reagować. Cokolwiek ja napiszę, jeszcze tego dnia mogę dostać w mordę, bo wyjdę z pracy i spotkam bohatera mojego tekstu - powiedział.
Odniósł się też do projektu ustawy medialnej, który uderza w niezależność TVN, a którego twarzą jest poseł PiS Marek Suski. Stwierdził, że "tych Marków Suskich jest po samorządach coraz więcej".
- Stanę na głowie, żeby TVN-owi nic się nie stało. Mam nadzieję, że Polacy nie dadzą sobie odebrać przez polityków żadnej telewizji, żadnego radia i żadnej gazety - dodał.
"Byłam zachwycona, jak wychodził polityk ze studia i był niezadowolony. To o to chodziło"
W drugiej części programu Agnieszka Michajłow mówiła o tym, co sobie najbardziej ceniła, kiedy pracowała w Radiu Gdańsk. - Byłam zachwycona, jak wychodził polityk ze studia i był niezadowolony. To o to chodziło - mówiła.
Wyjaśniła, czemu odeszła z Radia Gdańsk i z zawodu. - Byłą dziennikarką zostałam dlatego, że po tym, jak ekipa PiS przejęła władzę, od 2015 roku, właściwie przez kilka lat słyszałam, że jestem na liście do zwolnienia. Przekazywano mi takie wiadomości, że "jestem do zwolnienia", że "coś trzeba ze mną zrobić", (...) ciągle słyszałam, że "tej Michajłow trzeba się pozbyć" - opowiadała.
- Ostatecznie sama odeszłam z Radia Gdańsk. Musiałam stamtąd odejść, bo ówczesny szef wystąpił do związków zawodowych z wnioskiem o opinię, czy można było mnie zwolnić (...), a wiadomo było, że trzeba się było przypodobać. Pewni ludzie w PiS-ie, na różnym poziomie, wyższym czy niższym, chcieli, żeby "tej Michajłow w radiu nie było" - kontynuowała.
- Mam mnóstwo kolegów, którzy wierzą, że przetrzymają to, co się dzieje. Ja uważam, że mediów publicznych nie da się odbudować - dodała.
Jankowska: nikt nie jest w pełni obiektywny, ale trzeba się starać o bezstronność
Janina Jankowska mówiła także o mediach ogólnopolskich. Jak wyznała, "nie ma pretensji" że istnieje TVP Info czy Polskie Radio pod warunkiem, że byłaby to "prywatna PiS-owska stacja". Uznała, że obecna sytuacja "to jest wielki cios w polską kulturę, dlatego, że media publiczne to jest jedyne medium, które ma potencjalnie możliwość przekazywania rzeczy względnie bezstronnych".
Oceniła, że "nikt nie jest w pełni obiektywny, ale trzeba się starać o bezstronność".
Również ona odniosła się do projektu ustawy medialnej, który uderza w niezależność TVN. - W obecnej sytuacji TVN24 to jest stacja ogromnie potrzebna. Żeby był pełen pluralizm, powinny być media publiczne, które zostały zawłaszczone - podkreślała.
Włodkowska: kiedyś zawód dziennikarza wiązał się z zaufaniem, estymą
Katarzyna Włodkowska, reporterka magazynu "Duży Format" ("Gazeta Wyborcza"), odnosząc się do swoich początków pracy jako dziennikarki wskazywała, że kiedyś zawód ten wiązał się z zaufaniem, estymą. - Nie pamiętam, żeby ktoś kiedyś kwestionował to, co napisała gazeta (...). Jak dzisiaj sobie myślę, to media lokalne nauczyły mnie zbierać materiały z policyjną dokładnością - mówiła.
Jej zdaniem jednym z problemów środowiska dziennikarskiego jest to, że "nie chcemy rozmawiać o swojej odpowiedzialności jako dziennikarzy".
Zwracała także uwagę, że w pewnym momencie "pojawiło się w mediach dziennikarstwo tożsamościowe". - Na przykład na Twitterze dziennikarze zupełnie niepotrzebnie czują potrzebę zapisania się do jakiegoś plemienia (...) Staliśmy się stroną konfliktu i nie bardzo jesteśmy w stanie się z tego wycofać - diagnozowała.
Włodkowska oceniła, że jeżeli dzisiaj ktoś może cieszyć się stuprocentowym zaufaniem, "to jest pojedynczy dziennikarz". - I za nim będą szli i czytelnicy, i widzowie - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24