Ewa Gawor usłyszy w czwartek zarzuty. Chodzi o śledztwo dotyczące wydania zgody na mecz otwarcia Mistrzostw Świata w siatkówce w 2014 roku - ustalili dziennikarze "Superwizjera" TVN. Szefowa stołecznego biura bezpieczeństwa i jej obrońca łączą ten ruch prokuratury z wyborami samorządowymi i rozwiązaniem przez nią marszu ONR 1 sierpnia. Prokuratorzy zaprzeczają, że jest jakiś związek między zdarzeniami.
W śledztwie prokurator stwierdził, że na Stadionie Narodowym praktycznie od momentu oddania go do użytku nie działały systemy przeciwpożarowe. Jego zdaniem usterki systemu mogły stanowić "bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia uczestników imprez masowych". Prokurator uważa, że strażacy kontrolujący Narodowy mieli rozmawiać o tych usterkach w trakcie spotkań w stołecznym Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, którego dyrektorem jest Gawor. Zdaniem prowadzącego sprawę strażacy informowali urzędników biura Gawor o usterkach na Narodowym.
Śledztwo od 2014 roku
Dyrektor nie chciała z nami rozmawiać o zarzutach. Odesłała nas do swojego adwokata. – Faktycznie pani dyrektor została wezwana 27 września 2018 roku w charakterze podejrzanej – potwierdza mecenas Antoni Kania-Sieniawski.
Ewa Gawor została wezwana do Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej (tzw. "pezet"). Śledztwo, w którym ma usłyszeć zarzuty to stara sprawa, prowadzona przez prokuraturę i katowicką delegaturę CBA od 2014 roku. Dotyczyła ona przyjęcia łapówek przez ówczesnego prezesa i wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Prowadzący śledztwo
Śledztwo od początku prowadzi Mariusz Kierepka, który uchodzi za zaufanego prokuratora Zbigniewa Ziobry. Z czasem pogłębiał kolejne wątki w aferze.
Gdy prezes Solidarnej Polski po raz pierwszy był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, ("w latach 2005 – 2007), Kierepka współprowadził najważniejsze wtedy dla PiS sprawy" - czytamy w sprawozdaniu sejmowej komisji śledczej, badającej naciski polityczne m.in. na prokuraturę w czasach pierwszych rządów formacji Jarosława Kaczyńskiego), przesłuchiwał m.in. w aferze gruntowej czy w sprawie doktora Mirosława G. (sędzia Igor Tuleya zarzucił prokuratorowi Kierepce niedopuszczalną formę przesłuchań).
- Według ustaleń sejmowej "komisji naciskowej" (większość miała w niej Platforma Obywatelska - red.) przesłuchiwane przez niego osoby, także te w charakterze świadków, twierdziły, że namawiał je do obciążenia innych – mówił o Kierepce poseł PO Krzysztof Brejza.
Zatrzymania i dalsze wątki w śledztwie
Po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r., Kierepka awansował do elitarnej, prokuratorskiej jednostki zwalczającej przestępczość zorganizowaną i korupcję.
W 2016 r. prokurator skierował agentów CBA, by zabezpieczyli dokumenty i dane komputerowe w warszawskim Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego (BBiZK). Były one "związane z wydaną przez stołeczny urząd pozytywną decyzją w zakresie możliwości organizacji przez PZPS meczu otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie w ramach mistrzostw świata w piłce siatkowej w 2014 r." – informowało CBA w sierpniu 2016 roku.
W konsekwencji tych działań – w grudniu 2016 r. – zatrzymani zostali b. komendant stołecznej straży pożarnej i inny funkcjonariusz. Obaj usłyszeli zarzuty przyjęcia łapówki za pozytywną opinię przeciwpożarową, która – jak informowało CBA – "warunkowała uzyskanie pomyślnej decyzji na zorganizowanie imprezy masowej na Stadionie Narodowym".
Zwrot akcji półtora roku później
W lipcu 2018 r. Kierepka zażądał od Urzędu Miasta wydania zakresu obowiązków, jakie ma dyrektor Gawor, zaś 10 września naczelnik warszawskich "pezetów" wysłał do biura Gawor wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanej. Nie wiadomo, jaki zarzut zostanie jej ogłoszony, ani czy będzie dotyczyć właśnie wydanej przez nią zgody w 2014 r. na mecz otwarcia w Mistrzostwach Świata w siatkówce.
Z dokumentów śledztwa wiemy jednak, że zdaniem Kierepki jedna z wydanych przez Gawor zgód na imprezę masową w 2014 r. miała zostać podjęta bez wymaganej dokumentacji.
- Dyrektor nie mogłaby wydać i nie wydała zgody na imprezę masową bez wymaganej dokumentacji. Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych, nakłada obowiązek na organizatora takiej imprezy złożenia do BBiZK szeregu pozytywnych opinii i zezwoleń, jej zabezpieczenia pod każdym względem, w szczególności bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Takie opinie wydają służby porządkowe i mundurowe, w tym Komendant Państwowej Straży Pożarnej. Dyrektor podpisuje zgodę dopiero po kontrasygnacie swojego zastępcy, po uprzedniej kontroli całej procedury. Przy jakichkolwiek brakach w dokumentacji nie dotarłaby ona do podpisu dyrektor – odpowiada na to mecenas Kania-Sieniawski, obrońca Ewy Gawor.
Motywy polityczne?
Sama dyrektor i jej obrońca uważają, że termin ogłoszenia zarzutów może mieć związek zarówno z wyborami samorządowymi, jak i decyzją dyrektor o rozwiązaniu marszu ONR z 1 sierpnia 2018 r. - Nie znamy treści zarzutów ani artykułu kodeksu karnego, z którego mają być ogłoszone. Rodzi się pytanie, dlaczego dopiero teraz prokuratpr w przeddzień wyborów i po rozwiązaniu przez dyrektor marszu ONR 1 sierpnia chce jej postawić zarzuty? Tego dowiemy się na przesłuchaniu - mówi mecenas Kania-Sieniawski. Prokuratura Krajowa potwierdziła nam, że "w toku postępowania prowadzonego od 2014 r. prokurator zaplanował wykonanie czynności procesowych z udziałem podejrzanej Ewy G. polegające m.in. na ogłoszeniu jej postanowienia o przedstawieniu zarzutów i przesłuchania jej w charakterze podejrzanej". Podkreśliła przy tym, że zarzuty stawiane Ewie G. "dotyczą wydarzeń z sierpnia 2014 roku i nie mają żadnego związku z marszem ONR z sierpnia tego roku", a "konieczność wykonania zaplanowanych czynności procesowych jest konsekwencją tylko i wyłącznie zgromadzonego w sprawie bardzo obszernego materiału dowodowego i regulacji kodeksu postępowania karnego". W odpowiedzi otrzymaliśmy też zapewnienie, że "działania prokuratury nie mają żadnego związku z bieżącymi wydarzeniami politycznymi". W związku z naszym zapytaniem przedstawiciel Prokuratury Krajowej dodał też, że prokurator nie planuje ogłoszenia Ewie G. zarzutu popełnienia przestępstwa z art. 228 Kodeksu karnego (dotyczy łapownictwa).
Rozwiązanie marszu narodowców
1 sierpnia w Warszawie po godzinie 17 rozpoczął się marsz, którego - według dokumentów - organizatorem był rzecznik prasowy Obozu Narodowo-Radykalnego. Marsz miał upamiętniać rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Służby miejskie uznały jednak, że pod pretekstem tego marszu ONR kolportuje na stoiskach w rejonie dworca Warszawa-Śródmieście "materiały zawierające symbolikę nawołującą do nienawiści na tle narodowościowym, wyznaniowym i przekonań politycznych oraz ksenofobiczną".
Uczestnicy marszu, m.in. członkowie ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego, byli ubrani w stroje nawiązujące do ugrupowań faszystowskich i nosili symbole neonazistowskie.
Dyrektor Gawor zdecydowała o rozwiązaniu zgromadzenia.
Reakcja prawicy
Wtedy została skrytykowana przez rządzących polityków. - To jest chyba próba szukania, prowokowania awantur w naszym mieście – m.in. w ten sposób wypowiadał się Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, kandydat Solidarnej Polski na prezydenta stolicy.
Zaś szef MSWiA Joachim Brudziński zareagował od razu na Twitterze. "Potwierdzam, że powodem rozwiązania przez #HGW Marszu była koszulka jednego z uczestników z sierpem i młotem. Takie uzasadnienie otrzymała @PolskaPolicja od przedstawiciela ratusza. Powód moim zdaniem 'totalnie od czapy'. Mam nadzieję, że nie chodziło o wywołanie kolejnej awantury" - napisał.
W połowie sierpnia do biura kierowanego przez Gawor przyszli poseł i prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki oraz posłowie Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski i Bartosz Józwiak. Żądali wydania dokumentów w sprawie rozwiązania marszu 1 sierpnia.
Policja i prokuratura: nawoływanie do nienawiści
ONR odwołał się od rozwiązania marszu do Sądu Okręgowego w Warszawie. Wspomniany sąd ma zdecydować o prawidłowości decyzji o rozwiązaniu demonstracji narodowców. Jak poinformowała nas w piątek rzeczniczka sądu, odwołanie zostało zwrócone organizatorowi z powodu "nieuzupełnienia braków formalnych".
Jak ustaliśmy, Komenda Rejonowa Policji Warszawa I i prokuratura prowadzą swoje dochodzenie w sprawie tego zgromadzenia. - Dochodzenie jest prowadzone w sprawie publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych etnicznych i rasowych w dniu 1 sierpnia 2018 r. w Warszawie przy wejściu do stacji Metra Centrum poprzez rozprowadzanie i sprzedaż materiałów w postaci książek, ulotek i innych przedmiotów na stoisku ulokowanym przy wejściu do stacji, tj. o czyn z art. 256 § 1 kk. Dochodzenie zostało wszczęte 19 września. Postępowanie prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Piasecznie – poinformował nas Łukasz Łapczyński, rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej.
Rzecznik dodał, że "zawiadomienie zostało złożone przez osobę prywatną, która przechodziła obok stoiska i zwróciła uwagę na znajdujące się tam materiały, a także muzykę dobiegającą ze sprzętu znajdującego się przy stoisku".
Do tego dochodzenia dołączono też pismo stołecznego ratusza "informujące, iż w rejonie stacji Metra Centrum grupa osób wykorzystuje emblematy i symbole, których odbiór kojarzy się z organizacjami neofaszystowskimi. Pismo zawierało prośbę o sprawdzenie w/w informacji oraz podjęcie czynności w sprawie" - informuje nas prokurator.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), Łukasz Ruciński (l.rucinski@tvn.pl) Superwizjer TVN / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24