Zamach jako przyczyna katastrofy smoleńskiej to - według prof. Marka Żylicza, byłego członka komisji Millera - koncepcja absurdalna, mimo to uważa, że również ją należy zbadać. - Komisja działała pod niesłychanym naciskiem na szybkie zakończenie sprawy. Nie wykluczam, że mogliśmy coś przeoczyć - stwierdził w programie "Kropka nad i" prof. Żylicz, dodając, że pracę komisji "zawsze można wznowić".
W ocenie prof. Żylicza, różne uzasadnienia tezy o zamachu i spisku w kontekście tragedii pod Smoleńskiem są absurdalne. - Ale nawet je trzeba potraktować poważnie i w gronie ekspertów ustosunkować się do nich.
Jak zauważył, mimo iż eksperci komisji Millera ustalili przyczyny katastrofy, to zawsze może się ujawnić jakaś nowa okoliczność, a wtedy istnieje możliwość wznowienia postępowania komisji. - Od początku warto wszystko przeanalizować - dodał.
"Jeśli by chcieli, mogliby oddać wrak"
Były członek komisji Millera odniósł się do zarzutów wysuwanych głównie przez osoby związane z PiS, jakoby polski rząd "oddał śledztwo Rosjanom". – My nie mieliśmy prawa badać katastrofy na terenie innego państwa - podkreślił.
Pytany o przetrzymywanie wraku prezydenckiego samolotu przez stronę rosyjską, wyjaśnił, że taki jest podobno wymóg tamtejszego prawa karnego i procedury karnej. Zakładają one, że kluczowe dowody można zwrócić dopiero po zakończeniu badań i śledztw.
- Tak czy inaczej jeśli by chcieli pójść nam na rękę, mogliby oddać (wrak, czarne skrzynki - red.) - uznał prof. Żylicz. Zapewnił też, że eksperci, będący członkami komisji Millera, oglądali wrak Tu-154.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24