- Uderzała pięścią, szarpała za włosy. On popychał na ścianę, kazał klęczeć z rękami w górze - prokurator jednym tchem wymienia, co działo się w domu rodziny zastępczej w Radawcu Małym. Przez siedem lat rodzice mieli tam znęcać się nad dwunastką adoptowanych dzieci. Do sądu trafił akt oskarżenia.
Ciotka jednej z dziewczynek pomyślała: dlaczego mała ma mieszkać z rodziną zastępczą, skoro może ze mną? "Mała" przebywała razem z innymi dziećmi u przyszywanych rodziców w Radawcu Małym. Trafiła tam z domu dziecka. Ciotka postanowiła połączyć rodzinę.
- Właśnie dlatego, że zgłosił się członek rodziny dziecka, wysłaliśmy do tej rodziny zastępczej kuratora. Zazwyczaj nie jest wysyłany do rodzin, tym razem miał jednak przeprowadzić wywiad i pomóc sądowi w decyzji, czy dziecko powinno być przeniesione do domu swojej krewnej - mówi Beata Syk-Jankowska z prokuratury okręgowej w Lublinie.
"Przez 7 lat małżeństwo znęcało się nad dwanaściorgiem dzieci"
To, co kurator zobaczył na miejscu miało go zszokować. Zamiast jednym, zainteresował się wszystkimi dziećmi. I tym, co - jego zdaniem - mieli im robić rodzice zastępczy.
Jak później napisał prokurator w akcie oskarżenia, przez siedem lat małżeństwo znęcało się nad dwanaściorgiem dzieci.
Ona, 37-letnia Małgorzata, miała uderzać dzieci pięścią, szarpać za uszy i włosy, popychać, grozić.
On, 41-letni Witold, miał dodatkowo uderzać ich głowami o ściany, szarpać za ubrania, bić pasem, kazać przez wiele godzin klęczeć z rękami w górze.
- Zamykali dzieci w różnych pomieszczeniach, zabraniali chodzić po domu, w tym wchodzić do toalety bez zezwolenia - opowiada Beata Syk-Jankowska.
"Ograniczali jedzenie i dostęp do kąpieli"
Prokurator wymienia dalej: wyzywali dzieci słowami powszechnie uznanymi za obelżywe, nie zapewniali odpowiednich warunków, ograniczali jedzenie i dostęp do kąpieli czy zabawek, wykorzystywali do pracy w gospodarstwie rolnym. - Po prostu się znęcali nad tymi dziećmi - twierdzi prokurator.
O tym, co działo się w domu opowiedzieli sami podopieczni. Najmłodszy ma osiem lat, najstarsi - ci, którzy dom już opuścili - są pełnoletni. Wszystkich przesłuchał prokurator w obecności psychologa. - Zeznania tych najmłodszych są wiarygodne - zapewnia Beata Syk-Jankowska.
Podejrzani nie przyznali się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia. Sprawa trafiła do sądu rejonowego w Lublinie.
Autor: bieru / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock