Ruszył proces Macieja Ż. oskarżonego o wprowadzanie do obrotu "spalaczy tłuszczu" - tabletek, które miały odchudzać, a spowodowały śmierć młodej kobiety i zatrucie kilkunastu innych osób. Mężczyzna nie przyznaje się do winy, odmówił też składania jakichkolwiek wyjaśnień.
W piątek sąd ma przesłuchać dziesięciu świadków.
Oskarżony został doprowadzony na salę sądową z aresztu, gdzie przebywa od września 2013 roku. Z aktu oskarżenia, odczytanego przez prokuratora Mirosława Kozioła, wynika, że od 2012 roku w Zgierzu (Łódzkie) Ż. wyrabiał i wprowadzał do obiegu środek chemiczny w postaci tabletek, który powoduje silne zatrucie i może spowodować śmierć.
- Jest to szczególna trucizna, niezwykle trudna do rozpoznania. Mężczyzna był świadomy wpływu tej substancji na organizm ludzki. Nie informował o jej szkodliwym działaniu. Część osób, która zażyła tabletki, miała problemy ze zdrowiem - powiedział prokurator.
Prokuratura oskarżyła Ż. o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. Grozi za to od 2 do 12 lat więzienia.
Śmiertelne odchudzanie
Ustalono listę osób, które za pośrednictwem internetu korzystały z tych środków. Na liście znajduje się 20-latka z Warszawy, która zmarła 17 maja.
Przed sądem zeznawała jej matka. Jak mówiła, 16 maja odebrała od córki sms-y, w których pisała, że bardzo źle się czuje, ma wysoką temperaturę i nie może oddychać. Matka dodała, że gdy jej córka trafiła do szpitala przy ulicy Barskiej, lekarze nie postawili żadnej diagnozy.
- Żadne badania nie wykazały obecności alkoholu lub narkotyków - powiedziała. - Córka zawsze była szczupłą osobą, nie odnotowałam u niej gwałtownej utraty wagi. Nie zażywała narkotyków, nie chorowała na bulimię. Wynajmowała mieszkanie z koleżankami. Chciała prowadzić samodzielne życie - dodała. Matka stwierdziła, że miała żal, że koleżanki nie zaprowadziły córki na pogotowie i nie zainteresowały się nią. - O zatruciu dowiedziałam się po jej śmierci od lekarzy. Z jakiegoś powodu kupiła to dziadostwo. Ja ufałam córce, była bardzo mądrą osobą, najlepszą w klasie - mówiła.
Ż. przyznał przed sądem, że przeciwko niemu toczyło się inne postępowanie karne przed Sądem Rejonowym w Krakowie. Dotyczyło ono nielegalnego posiadania broni. Mężczyzna dobrowolnie poddał się karze 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 500 zł grzywny.
W sprawie "spalaczy tłuszczu" nie przyznaje się do winy, odmówił też składania jakichkolwiek wyjaśnień.
"Leki" z internetu
O "lekach na odchudzanie" z internetu stało się głośno w zeszłym roku. Krakowscy policjanci odkryli w Zgierzu (Łódzkie) linię technologiczną do produkcji tabletek na odchudzanie.
W domowych warunkach, przy wykorzystaniu szkodliwych substancji, produkowano środki mające wspomagać odchudzanie - tzw. spalacze tłuszczu - które potem sprzedawano przez internet. Znaleziono kilkadziesiąt opakowań kapsułek przygotowanych do sprzedaży. Ustalono też listę osób, które kupiły te pigułki.
Okazało się, że czynnikiem aktywnym był diniotrofenol, organiczny związek chemiczny z grupy fenoli, stosowany przed laty przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie do niszczenia pastwisk, lasów i kultur roślinnych.
Autor: MAC/kka/zp / Źródło: PAP, TVN24