Lotnisko to ich drugi dom. Uzbrojeni w aparaty fotograficzne i teleobiektywy obserwują, nasłuchują i namierzają swój cel – samoloty. Wszystko po to, by uwiecznić kluczowy moment startu i lądowania. Efekt ich pasji to nie tylko tysiące zdjęć zachowanych na dyskach czy publikowanych na prestiżowych portalach lotniczych. Spotterzy wspomagają ochronę lotniska oraz często - stanowią bezcenne źródło informacji dla służb.
Nie straszny im chłód, deszcz i upał. Na doskonałe ujęcie czekają o różnych porach dnia i nocy w okolicach lotnisk na całym świecie. Gdy na jednym z nich ma pojawić się interesujący samolot, potrafią poświęcić na oczekiwania wiele godzin. Spotterzy - czyli osoby obserwujące i fotografujące samoloty. Prawdziwi pasjonaci. – Jeśli się coś kocha, czas nie ma znaczenia. Pamiętam wyczekiwanie na bardzo stary samolot transportowy Boeing 727, to był lot z Afryki do Warszawy – z trzema międzylądowaniami. Opóźnienie sięgało kilku godzin. Wyczekiwaliśmy całą noc bez snu. Zabrał na pokład karty do głosowania dla jednego z krajów afrykańskich. Nigdy więcej w Europie już go nie widziano, niezwykła okazja – wspomina w rozmowie z tvn24.pl Radosław Oneksiak, założyciel Warszawskiego Stowarzyszenia Entuzjastów Lotnictwa Warsaw Spotters.
Perełki przyciągają
Spotterzy potrafią pokonać setki kilometrów, żeby zobaczyć i uchwycić w kadrze wyjątkowe maszyny. Tak było w 2011 roku, kiedy to na Lotnisku Chopina w Warszawie lądował największy samolot pasażerski świata – Airbus A380. Dwupoziomowy „olbrzym” napędzany czterema silnikami, na pokład zabiera maksymalnie ponad 800 osób. – Wyjątkowe wydarzenie, najbardziej spektakularne w ostatnich latach – mówi tvn24.pl Jacek Grześkowiak, spotter od 12 lat, znany w sieci jako Jackowlew. Przylot Airbusa przyciągnął miłośników spottingu z całej Polski. Relację z tego wydarzenia publikował portal tvnwarszawa.pl
Fotografowanie samolotów pasażerskich to dla spotterów codzienność, zdecydowanie rzadziej na polskich lotniskach są wykonywane loty cargo.
– Mamy okazję sfotografować fantastyczny samolot jednej z firm kurierskich, który przylatuje do Warszawy. Startuje z Kolonii, portem docelowym jest Hong Kong. To MD11, nowa wersja słynnego samolotu Douglas DC10. Rzadki okaz, mamy szczęście, że ląduje na warszawskim lotnisku – mówi Radosław Oneksiak, pasjonat spottingu od ponad 15 lat.
Do niedawna był to największy samolot regularnie lądujący na lotnisku Chopina – obecnie jednak ustępuje pierwszeństwa Boeingowi 777 linii „Emirates”.
Skąd ta pasja? Spotterzy nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć. – Mieszkam nieopodal lotniska, już od wczesnych lat szkolnych przez okna sali lekcyjnej oglądałem podchodzące do lądowania samoloty. To mnie zafascynowało. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Pasja to pasja – przyznaje Oneksiak. Nie brakuje im zapału i motywacji by zdobyć brakujące zdjęcia w kolekcji. - Duże zainteresowanie wzbudzają rzadko spotykane maszyny dostojników państwowych składających wizyty w Warszawie, w szczególności Air Force One – mówi Jacek Grześkowiak, któremu udało się sfotografować samolot prezydenta Stanów Zjednoczonych lądujący w Warszawie.
Nie tylko fotografują
Spotterzy to nie tylko osoby fotografujące samoloty. W Europie Zachodniej (najczęściej w Wielkiej Brytanii) wielu z nich nie robi zdjęć, a jedynie wnikliwie monitoruje ruch lotniczy. Sprawdzają korytarze powietrzne, natężenie ruchu, spisują numery rejsów, odnotowują awaryjne lądowania. Niejednokrotnie z zeszytami w ręku okupują górki spotterskie. – Zapisują wszystko bardzo skrupulatnie, z ich notatek można utworzyć prawdziwą encyklopedię samolotu, niekiedy może to zaskakiwać „tradycyjnych” pasjonatów z aparatami – mówi Oneksiak.
Ten wymiar spottingu jak na razie nie jest powszechny w Polsce. – W naszym kraju spotter to przede wszystkim pasjonat awiacji fotografujący samoloty. Myślę, że po Wielkiej Brytanii i Holandii jesteśmy na trzecim miejscu pod względem ilości spotterów w Europie. Można to wywnioskować po liczbie polskich nazwisk w galeriach lotniczych takich jak jetspotters.net – przyznaje.
Większość spotterów realizuje swoją pasję na lotniskach, jednak dla niektórych prawdziwą frajdą jest zrobienie zdjęcia samolotowi, który przelatuje na wysokości 10 tysięcy metrów nad ziemią. Nie jest to proste. Konieczny jest teleskop o dużych gabarytach i sprzyjające warunki pogodowe – bezchmurne niebo. Na Kontakt TVN24 dostaliśmy zdjęcia Boeinga linii Malaysia Airlines na miesiące przed tym jak zniknął z radarów – do dziś został nieodnaleziony.
Niezbędnik spottera
Wiedzę o lotnictwie mają olbrzymią. - Jestem w stanie z zamkniętymi oczami rozpoznać przelatujący samolot, po dźwięku silników, po kształcie wysoko na niebie bez spojrzenia w radary także. Zakres typów samolotów jest określony. Po tylu latach fotografowania nie stanowi to trudności – przyznaje Radosław Oneksiak.
Na polowanie zabierają ze sobą aparaty i teleobiektywy. Zazwyczaj jest to lustrzanka średniej klasy. Początkujący spotter zaczyna od najtańszego sprzętu.
- Samo posiadanie drogiego sprzętu nie jest warunkiem, żeby zrobić piękne zdjęcie – uważa założyciel Warsaw Spotters. - Trzeba mieć oko i wiedzieć, co się chce uwiecznić na fotografii, bo można robić 100 zdjęć i to nie będzie to zdjęcie, o które nam chodzi. A czasami wystarczy jeden strzał - dodaje Jacek Grześkowiak.
W namierzaniu celu spotterom pomagają specjalne aplikacje na smartfony, np. Flighradar24, który w czasie rzeczywistym pokazuje, w którym miejscu znajduje się dany samolot. – Teraz spotting stał się prostszy. Pamiętam nasze początki. Codziennie jeździliśmy na terminal i sprawdzaliśmy na tablicach rozkłady lotów. Obecnie można monitorować lot w internecie i na czas wyjechać na lotnisko - wspomina Radosław Oneksiak. Niegdyś spotterzy byli skazani na telefon do lotniskowej informacji i nasłuchiwanie komunikacji pilotów z wieżą kontroli lotów. - Zaczynaliśmy od air bandów, czyli odbiorników lotniczych umożliwiających nasłuch częstotliwości ATC bez możliwości - co ważne - nadawania. – dodaje.
„Z duszą i bez duszy”
Efekt ich pasji to tysiące, a nawet miliony zdjęć. Spotterzy już ich nie liczą. - Archiwizuję je na płytach, opisuję. Mam wszystko poukładane rocznikami, więc nie mam problemu z odnalezieniem jakiegokolwiek zdjęcia – tłumaczy tvn24.pl Jacek Grześkowiak. Najbardziej lubi samoloty starszych generacji: produkcji lat 60., 70., 80. - Mam taki podział na samoloty. Te z duszą i bez duszy. Samoloty z duszą to są te, w których kabina jest wypełniona przyrządami. Z kolei te bez duszy to są współczesne statki powietrzne, gdzie kabina pilota ma trzy monitory, które wyświetlają wszystkie przyrządy pokładowe – dodaje.
Każdy w lotnictwie znajduje coś dla siebie. Nasi rozmówcy z sentymentem odnoszą się do klasycznych samolotów, które powoli przechodzą do historii. - Samoloty od czasów powojennych do lat 80. Konstrukcje, które były bardzo wyjątkowe, zarówno ze względu na wygląd samolotu jak i dźwięk silników. Bardzo głośne i pozostawiające za sobą smugi spalin. To jest niezwykłe – mówi Radosław Oneksiak. Nowoczesne konstrukcje – takie jak LOT-owski Boeing 787 Dreamliner - również budzą podziw. – Piękna konstrukcja, rewolucyjna. Każdy kto choć raz widział start tej maszyny, jej „wind flexy”, czyli wyginanie się końcówek skrzydeł pod wpływem powietrza, będzie chciał zobaczyć to jeszcze raz. To jest magia lotnictwa – zachwyca się.
Jak mówi, wcześniej zdjęcia wywoływał. Ma około 100 grubych segregatorów pełnych fotografii. Teraz archiwizuje je na dysku. - Niedługo przyjdzie czas, że zacznę je oglądać – przyznaje.
Surowo oceniani
Zdjęć nie robią tylko do szuflady. Większość spotterów publikuje swoje zdobycze w sieci. Jak mówią, najbardziej prestiżowe galerie to największe amerykańskie portale jetphotos.net czy airliners.net. Na polskim rynku prym wiodą: airfoto.pl, Skrzydla.org czy lotnictwo.net.pl.
Zamieścić zdjęcia w ekskluzywnych galeriach nie jest jednak łatwo. - Trzeba spełnić odpowiednie kryteria. Zdjęcie musi być wypoziomowane horyzontalnie, musi być wyostrzone, mieć odpowiednie proporcje, zrobione w odpowiednim świetle. Kontrolują to tak zwani „screenerzy”, którzy te zdjęcia akceptują lub nie. Przeważnie to są jedni z nas. Ludzie publikujący na jetphotos.net liczeni są nie w setkach a tysiącach – tłumaczy założyciel Warsaw Spotters. – Zazwyczaj co drugie zdjęcie jest odrzucane. Po kilku latach pewną markę się wyrabia. W moim przypadku akceptacja jest na poziomie 80-90 proc. Na jetphotos.net zaakceptowano blisko 15 tys. moich zdjęć, w tej kwestii jestem druga osobą na świecie – dodaje.
Ryzykowna pasja
Mekką spotterów są europejskie lotniska: Schiphol w Amsterdamie i Heathrow w Londynie, amerykańskie porty w Miami i w Los Angeles oraz lotnisko w Sydney, największe w Australii. Entuzjastów spottingu przyciąga również spektakularne lotnisko na karaibskiej wyspie St. Marteen, gdzie samolotu przelatują dosłownie kilka metrów nad głowami turystów. Próg pasa startowego znajduje się tuż przy plaży.
Wyprawy spotterów na zagraniczne lotniska niosą ze sobą również ryzyko. – W Indiach zatrzymani zostali Brytyjczycy, którzy robili zdjęcia, a był tam bezwzględny zakaz fotografowania na lotnisku – mówi Radosław Oneksiak.
Jak podawały brytyjskie media, mężczyźni wzbudzili podejrzenia, ponieważ poprosili w hotelu o pokój z widokiem na pas startowy największego portu w Nowym Dehli – Indira Gandhi. Obsługa hotelu obawiała się, że to terroryści. Posiadali sprzęt do nasłuchiwania rozmów między pilotami a wieżą kontroli lotów - według indyjskiego wymiaru sprawiedliwości Brytyjczycy złamali przepisy prawa telekomunikacyjnego poprzez obserwowanie ruchu lotniczego za pomocą radioodbiorników bez pozwolenia. Sąd zarzucał im również, że mogli zakłócić komunikację pilotów z wieżą kontroli lotów i spowodować katastrofę. Zostali aresztowani. Sprawa skończyła się dla nich szczęśliwie, producent sprzętu nasłuchującego wpłacił kaucję i obiecał pomoc finansową w pokryciu kosztów pracy adwokatów.
Spotter musi być czujny nie tylko w egzotycznych rejonach świata. Problemy czyhają również w Europie. Znaną w środowisku historią jest przypadek 12 Brytyjczyków aresztowanych w okolicach greckiej bazy wojskowej Kalamata. Oskarżono ich o szpiegostwo i bezprawne robienie zdjęć. Sprawa wydawała się być bardzo poważna. Trafili do aresztu, groziło im 20 lat więzienia. Pomogła interwencja brytyjskich dyplomatów i ostatecznie wycofano zarzuty pod ich adresem. BBC w swoich relacjach podkreślało, że spotting nie jest w Grecji tak powszechny jak chociażby w Wielkiej Brytanii.
Bezcenna współpraca
Nie tylko światowe, ale i polskie porty współpracują ze stowarzyszeniami spotterów i bardzo sobie tę współpracę cenią. Jak potwierdzają w rozmowie z tvn24.pl przedstawiciele największych polskich lotnisk w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu, spotterzy stanowią dodatkową, nieformalną ochronę portu. Gdy tylko zauważą coś niepokojącego, informują o tym odpowiednie służby. – Zdarzały się sytuacje, gdy ktoś ciął siatkę lotniska. Spotterzy od razu powiadamiali służbę ochrony – mówi Dariusz Kłosiński, specjalista ds. PR Lotniska Chopina. - Do ogrodzenia lotniska nie można przystawiać drabin. Sami spotterzy pilnowali się nawzajem w tej kwestii i zwracali uwagę, gdy ktoś naruszał tę zasadę – dodaje.
Pierwszym stowarzyszeniem, które powstało w Polsce i podpisało porozumienie z Lotniskiem Chopina było Warszawskie Stowarzyszenie Entuzjastów Lotnictwa Warsaw Spotters, które obecnie liczy około 80 członków. - Pomysł zrodził się w wyniku trudności, które powstały po katastrofie Word Trade Center. Wszystkie osoby, które poruszały się w pobliżu lotniska z aparatami i kamerami, wzbudzały podejrzenia. Zaproponowaliśmy władzom lotniska bardziej formalną współpracę – mówi Radosław Oneksiak, założyciel stowarzyszenia.
Jak tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Dariusz Kłosiński, specjalista ds. PR Lotniska Chopina i opiekun spotterów z ramienia portu, pierwsza umowa została podpisana w 2005 roku. – Członkowie dostali wtedy kamizelki z nazwą Warsaw Spotters oraz identyfikatory ze zdjęciem. Sześć lat później podpisaliśmy nową umowę, która jeszcze bardziej pogłębiła naszą współpracę – dodaje. Obecnie osoby chcące przystąpić do warszawskiego stowarzyszenia muszą spełnić trzy podstawowe kryteria - pochodzić z województwa mazowieckiego, mieć ukończone 18 lat i wykazać trzymiesięczną aktywność spotterską. Po weryfikacji przez stowarzyszenie ostatecznie kandydatów zatwierdza Lotnisko Chopina.
Członkowie stowarzyszeń są bardzo często zapraszani na teren lotniska przy okazji szczególnych wydarzeń. Do takich niewątpliwie należał przylot Air Force One z prezydentem Barackiem Obamą na pokładzie czy lądowanie jednego z największych samolotów wojskowych świata An-124 Rusłan we Wrocławiu. Lotniska wydzielają im wówczas specjalną strefę by z bliska mogli zrobić wymarzone zdjęcie. Lotnisko Chopina zaprosiło również spotterów do zwiedzania Dreamlinera z floty LOT-u. Mogli zobaczyć na własne oczy kokpit i przekonać się o wyjątkowości tej maszyny.
Wrocławskie lotnisko przeprowadziło dla członków stowarzyszeń „Wrocław Spotters oraz „spotter.pl” specjalistyczne szkolenie. Dzięki niemu uzyskali przepustki pozwalające im na samodzielne poruszanie się po strefie zastrzeżonej lotniska – informuje tvn24.pl Monika Póltorzycka-Jon, manager ds. marketingu i PR Portu Lotniczego Wrocław. Osoby nieposiadające takich przepustek korzystają z wyznaczonych miejsc poza ogrodzeniem.
Jak tłumaczą przedstawiciele portów lotniczych, spotterzy dzięki swojej ogromnej wiedzy i setkom zdjęć publikowanych na międzynarodowych portalach promują lotniska. Ich aktywność jest nie do przecenienia. Też jesteś pasjonatem lotnictwa? Polujesz na samoloty? A może fotografujesz je od czasu do czasu? Pochwal się swoimi zdobyczami i prześlij zdjęcia na kontakt24@tvn.pl lub dołącz do Gorącego Tematu Kontaktu 24!
Autor: Justyna Sochacka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Radek Oneksiak, Jacek Grześkowiak, Maciej Wężyk