Uwielbia czytać książki, boi się pająków, a za swoją największą wadę uważa łatwowierność. Z miłości do męża i filmu zastawiła rodzinny dom, a w podróż poślubną pojechała fiatem do Zakopanego. Dziś Małgorzata Kidawa-Błońska, nowa rzecznik rządu, zapewnia że nie będzie "paprotką". - Nie boję się nowych zadań, wyzwań. Jeżeli mogę się przydać, to warto spróbować. Mam nadzieję, że się uda - mówi dla tvn24.pl.
Małgorzata Kidawa-Błońska politykę ma we krwi. Jest prawnuczką prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego i premiera Władysława Grabskiego. Choć na dziedzictwo przodków chętnie się powołuje, to polityka nie była jej pierwszym wyborem. Po skończonej socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, karierę zawodową związała z filmem i kulturą. W drugiej połowie lat 80. pracowała w dziale literackim Studia Filmowego im. Karola Irzykowskiego, a w latach 1994-2005 była producentem filmowym w Gambit Production. Jednak miłość do kultury i sztuki Kidawa-Błońska również dostała w genach. Jej dziadek Władysław Grabski był pisarzem, poetą i publicystą, a babcia Zofia Wojciechowska-Grabska – absolwentką ASP i malarką. Malowała głównie obrazy kościelne, ale również portrety, którymi wypełniony jest dom rodzinny nowej rzecznik rządu. Dom, który jak podkreśla w wywiadach nowa rzeczniczka rządu, zawsze był domem otwartym, w którym gościło wielu ciekawych ludzi.
Wideo: TVN/x-news
Męża poznała na urodzinach
To tam mogła przysłuchiwać się rozmowom starszych i to tam podczas jednej z imprez urodzinowych poznała swojego przyszłego męża. - To prezent urodzinowy od moich znajomych. Przyjechali bardzo dużą grupą osób. Wśród nich był mój mąż, którego widziałam po raz pierwszy - mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska w jednym z odcinków programu "Taka miłość się nie zdarza". Jak wspominała, Jan Kidawa-Błoński, młody reżyser, siedział przez cały wieczór w kuchni i palił fajkę. Gdy opuszczał dom zapowiedział, że następnego dnia przyjdzie na obiad.
Później przyszedł czas na "oswajanie się" ze sobą i decyzja o ślubie, która - jak mówiła Kidawa-Błońska - wcale nie była łatwa. Ślub cywilny wzięli w Sylwestra, w podróż poślubną pojechali fiatem do Zakopanego, a kilka lat później na świat przyszedł ich syn – Jan.
"Ciągnęło ją do polityki"
Do Platformy Obywatelskiej wstąpiła w 2001 roku. Pracę w samorządzie rozpoczęła jako radna Rady m.st. Warszawy i członkini tamtejszej Komisji Kultury. Posłanką po raz pierwszy została w 2005 roku, startując z 11. pozycji listy PO. W 2007 i 2011 roku ponownie zdobyła mandat poselski. - Czułem, że ją ciągnie do polityki. Wiedziałem, że w czasach studenckich tego zrealizować nie mogła. Potem była działaczem społecznym, a później już w wolnej Polsce z pełnym przekonaniem, namawiana przez mnie, poszła do tej polityki i znakomicie się w niej sprawdza. To, że nasza rodzina odrobinkę na tym cierpi, to naprawdę jest niewiele w porównaniu z tym, że ona ma z tego dużą satysfakcję – mówił w "Dzień Dobry TVN" mąż Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, reżyser Jan Kidawa-Błoński. Bo jego żona w polityce odnalazła się świetnie. Szefowa warszawskich struktur partii, wiceszefowa klubu PO, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Etyki Poselskiej – to tylko niektóre z funkcji jakie pełniła w politycznej karierze. W Sejmie wspierała kobiety, stworzyła projekt ustawy o in vitro, w 2010 roku została rzecznikiem prasowym kampanii Bronisława Komorowskiego, a także Komitetu Wyborczego PO w 2011 roku. Internauci portalu Wirtualna Polska okrzyknęli ją najpiękniejszą polską posłanką, a w 2013 roku, na podstawie głosów przedstawicieli mediów, została wyróżniona w rankingu "Polityki" jako jedna z najbardziej pracowitych posłanek.
Z miłości do męża i filmu zastawiła dom
Choć polityka bardzo ją pochłonęła, to dla swoich bliskich zawsze znajduje czas. Jak wspominał w studiu Dzień Dobry TVN jej mąż, jeżeli nie ma nocnych głosowań, to udaje im się około godziny 22 wspólnie zjeść kolację. Jak zapewniał, nie rozmawiają wówczas ani o filmie, ani o polityce. Prywatnie, Małgorzata Kidawa-Błońska uwielbia czytać książki. Jej pasją są podróże, kino, muzyka (zwłaszcza zespół Dżem i muzyka operowa), prace w ogrodzie, zwierzęta i wspólne wyprawy z rodziną góry. W wypełnionym dla magazynu "Polska" kwestionariuszu Prousta przyznała, że najbardziej boi się samotności, do swoich wad zalicza łatwowierność, a obsesyjny lęk budzą w niej pająki i otwarta przestrzeń.
Odpoczywa za to podczas gotowania, bo jak sama mówi, to dobry moment, by się resetować i "wrócić do normalności". Jak wspominała w rozmowie z reporterką Dzień Dobry TVN, jej największą przygodą była praca przy filmie "Skazany na bluesa", biograficznym obrazie opowiadającym historię Ryszarda Riedla, który wyprodukowała wraz z mężem. Wierząc w sukces przedsięwzięcia zastawiła nawet swój rodzinny dom. - Byliśmy przekonani, że to będzie bardzo dobry film – przyznała.
Kiedyś rzuciła talerzem, grę Gowina nazwała "obrzydliwą"
W polityce uchodzi za osobę łagodną. Pytana w wywiadzie dla magazynu "Pani" o to, czy kiedykolwiek się zezłościła, przyznała, że zdarzyło jej się raz rzucić porcelanowym talerzem, gdy zdenerwowała się na męża i syna. W swoich politycznych wypowiedziach Małgorzata Kidawa-Błońska rzadko używała mocnych słów. Gdy krytykowała, to raczej delikatnie i z humorem. - Znowu przebieranka (…) znowu udawanie, znowu teatr – mówiła o hipisowskim happeningu PiS przed debatą prezydencką. - Mam poczucie, że PiS lubi udawać kogoś innego. Ma takie niespełnione marzenia o kreacji aktorskiej – stwierdziła. Do jednej z jej najostrzejszych wypowiedzi należy ta dotycząca Jarosława Gowina, gdy uruchomił stronę zmienpremiera.pl, na której znalazła się karciana gra-zgadywanka. Trzeba było w niej odkrywać karty tak, by dopasować dwie wypowiedzi premiera Donalda Tuska na ten sam temat, które na przestrzeni lat uległy definitywnej zmianie. – Ta gra to już jest coś obrzydliwego. Zdawało mi się, że Jarosław Gowin myśli o Platformie. Cały czas używa słów: "Platforma jest dla mnie najważniejsza", "wracam do korzeni". A to jest już po prostu bezczelność. Niesmaczne, niedobre i nawet to nie jest śmieszne – oceniła ostro Kidawa-Błońska.
Nie boi się wyzwań, wierzy, że się uda
Po tym, jak premier Donald Tusk ogłosił 7 stycznia, że Kidawa-Błońska zastąpi Pawła Grasia na stanowisku rzecznika rządu, ona sama zapowiedziała że "nie będzie paprotką".
W rozmowie z tvn24.pl przyznaje, że przyjęła tę funkcję z "pełną świadomością jak bardzo jest to odpowiedzialna i trudna rola". - Na pewno jest to wyzwanie, któremu zamierzam sprostać. W swojej dotychczasowej pracy z dziennikarzami zawsze starałam się przekazywać rzetelne informacje i być dostępna. Chcę usprawnić komunikację rządu ze społeczeństwem tak, by Polacy dostawali więcej informacji na temat działań rządu. Chciałabym również, aby nasz przekaz był czytelniejszy, jaśniejszy. Żeby ze społeczeństwem rozmawiał nie tylko premier, ale także ministrowie - mówi tvn24.pl rzeczniczka. Jak zapewnia, nowych wyzwań się nie boi. - Jeżeli mogę się przydać, to warto spróbować. Mam nadzieję, że się uda - dodaje.
I choć jej wybór spotkał się raczej z pozytywnym odbiorem, to nie zabrakło też komentarzy krytycznych. - Sympatyczna pani Kidawa-Błońska nie zapewni zmiany w rządzeniu - stwierdził Mariusz Błaszczak (PiS), a Wincenty Elsner z Twojego Ruchu ocenił że w ten sposób Donald Tusk liczy na poprawę wizerunku rządu i "zahamowanie spadku poparcia".
"Ma przed sobą zadanie niewykonalne"
- Każdy następca czy następczyni Pawła Grasia będzie lepszym rzecznikiem. Tak więc Małgorzata Kidawa-Błońska ma ułatwione zadanie. Z mediami na pewno potrafi współpracować. Ale brakuje jej bliskości i zaufania, jakim Tusk obdarzał Grasia. Bez tego może okazać się jedynie medialną "maskotką" Tuska i strażakiem gaszącym polityczne pożary - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Elsner. Jak dodaje, "dzisiaj ani rekonstrukcja rządu, ani nawet najlepszy jego rzecznik nie uratuje Tuska i Platformy". - Małgorzata Kidawa-Błońska ma przed sobą zadanie niewykonalne. Przeprowadzić rząd Donalda Tuska przez wybory parlamentarne w 2015 roku i zapewnić mu przedłużenie rządów Platformy o kolejne cztery lata. I, niestety, nie mogę życzyć nowej rzeczniczce, aby jej się udało to zadanie wykonać - podkreśla także Elsner.
"Obawiam się, że będzie selekcjonerką"
Z kolei Joanna Senyszyn (SLD), choć cieszy się, że rzeczniczką gabinetu Tuska została kobieta, to obawia się, że Małgorzata Kidawa-Błońska "nie będzie rzeczniczką dostatecznie aktywną". - Była już rzeczniczką prasową kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego i rzeczniczką kampanii wyborczej PO w 2011 r., ale specjalnie nie błysnęła. Obawiam się, że będzie jedynie selekcjonerką, która podczas konferencji prasowych wybiera dziennikarzy do zadawania pytań - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Senyszyn. Jak dodaje, choć Małgorzata Kidawa-Błońska na pewno będzie milsza niż Paweł Graś, to "wątpi, by potrafiła podreperować nadszarpnięty wizerunek PO". - Życzę jej, żeby była dobrą rzeczniczką, żeby informowała Polaków o wszystkich najważniejszych wydarzeniach, a przede wszystkim, aby wykazywała inicjatywę, sama zwoływała konferencje i nie czekała, aż ktoś zada jej pytania. Pierwsza konferencja, którą prowadziła nowa rzeczniczka, z premierem i wicepremierami rządu, wypadła raczej słabo. Małgorzata Kidawa-Błońska nawet jako selekcjonerka nie dawała sobie rady. Oby w przyszłości było lepiej i nie okazało się, że to tylko kolejny zderzak do wymiany, bo już zbyt wiele uszkodzonych zderzaków ma ten "tuskowy" pojazd. Aż dziw, że jeszcze jedzie - podsumowuje Senyszyn.
Autor: Klaudia Derebecka//kdj / Źródło: tvn24.pl