Do szpitalnych oddziałów ratunkowych, oprócz przypadków nagłego zagrożenia zdrowia, zgłasza się coraz więcej pacjentów np. z podejrzeniem grypy. Trafiają tam też osoby, które chcą ominąć kolejki do specjalistów. Wydłuża to czas oczekiwania na przyjęcie - podkreślają lekarze.
- Narasta problem zgłaszania się do SOR-ów pacjentów, którym pomocy powinien udzielić lekarz podstawowej opieki zdrowotnej lub specjalista - podkreślił prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz. Ocenił, że ma to związek z obecnym wzrostem zachorowań na grypę.
Omijają kolejki do specjalistów
- Ponadto niektórzy pacjenci chcą ominąć kolejki do specjalistów i zgłaszają się na SOR, symulując dodatkowe objawy, aby wykonano im bezpłatnie w krótkim czasie szereg specjalistycznych badań, na które w ramach podstawowej lub ambulatoryjnej opieki czekaliby kilka miesięcy - dodał Hamankiewicz. W jego opinii jest to efekt coraz większej niewydolności całego systemu ochrony zdrowia, kolejek do specjalistów i badań. Według Hamankiewicza lekarz SOR w sytuacji, gdy stwierdzi, że pacjent nie wymaga pilnej interwencji medycznej, powinien odesłać go do lekarza podstawowej opieki medycznej, specjalisty lub pomocy lekarskiej nocnej (po godz. 18 do godz. 8 rano następnego dnia) i świątecznej (w dni wolne od pracy). Jednak - zaznaczył szef NRL - aby stwierdzić, czy zdrowiu pacjenta nic nie zagraża, lekarz musi dokonać wstępnego, a często specjalistycznego badania.
Jest "luka w systemie ochrony zdrowia"
Zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Wojewódzkiego w Opolu lek. med. Julian Pakosz powiedział, że na 80-100 pacjentów przyjmowanych dziennie przez tamtejszy SOR nawet 40-60 proc. to pacjenci, którzy nie powinni się tam zgłaszać, bo udzielanie im pomocy nie należy do zadań SOR. Zastrzegł jednak, że w związku z luką w systemie ochrony zdrowia np. osoby z drobnymi urazami nie mają się gdzie zgłosić, więc zjawiają się właśnie w SOR-ach. - Nocna i świąteczna opieka medyczna nie załatwia problemu tych pacjentów - powiedział Pakosz. - A jednocześnie brakuje ogniwa, które przez lata istniało często przy pogotowiu - ambulatoriów chirurgiczno-internistycznych, które pomagały przy drobnych urazach, mogły wykonywać podstawowe badania diagnostyczne czy wypisywać recepty - wyjaśnił. Zdaniem Pakosza, jest też grupa pacjentów, choć niewielka, która świadomie wykorzystuje SOR-y jako miejsca, do których można przyjść i zostać przebadanym bez oczekiwania w kolejkach.
Pacjent ze statusem
Pakosz wyjaśnił, że opolski szpital stosuje metodę wstępnej kwalifikacji schorzeń pacjentów, wykonywanej przez ratownika. Pacjentom przyznaje się status: czerwony, żółty lub zielony; pacjent ze statusem czerwonym wymaga natychmiastowej pomocy, a z zielonym jest najmniej pilnym przypadkiem. Według dyrektora Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie (Podkarpackie) Janusza Solarza, ponad połowa pacjentów, którzy zgłaszają się na SOR w tym szpitalu, to przypadki kwalifikujące się do lekarzy podstawowej opieki medycznej (POZ). - Im potrzebna jest pomoc ambulatoryjna. Są to często przeziębienia, podwyższona temperatura - dodał. Solarz podkreślił, że nikomu, kto zgłasza się do szpitala, nie odmawia się pomocy. Lekarze w SOR udzielają pomocy doraźnej, wykonują też niezbędne badania, a później pacjenci kierowani są do lekarzy specjalistów na dalsze leczenie lub kierowani od razu na szpitalny oddział. Nieco inna sytuacja jest w Szpitalu Specjalistycznym w Brzozowie (Podkarpackie), w którym przy SOR działa też POZ. Dyrektor szpitala Antoni Kolbuch wyjaśnił, że pacjenci zgłaszający się popołudniami lub w dni wolne z dolegliwościami wymagającymi pomocy ambulatoryjnej, takimi jak np. gorączka, od razu otrzymują pomoc lekarza POZ, a nagłe przypadki trafiają do lekarzy specjalistów.
"Tak było zawsze"
Większych niż zwykle kolejek na oddziałach medycyny ratunkowej nie zaobserwowano natomiast we wrocławskich szpitalach (Dolnośląskie). Marzena Kasperska, rzeczniczka prasowa 4. Szpitala Wojskowego z Polikliniką we Wrocławiu powiedziała w poniedziałek, że są pacjenci, którzy nie chcą lub nie mogą czekać na wizytę u specjalisty, więc udają się na oddział medycyny ratunkowej. - "Tak było zawsze - dodała. Także w Gdańsku, jak poinformowano w poniedziałek, w szpitalnych oddziałach ratunkowych na przyjęcie czasami trzeba czekać do kilku godzin i taka sytuacja utrzymuje się co najmniej od kilku lat. Dyrektor szpitala specjalistycznego św. Wojciecha w Gdańsku (Pomorskie) Krystyna Grzenia powiedziała z kolei, że liczba zgłaszających się do SOR zwiększa się w okresach większej zachorowalności oraz w weekendy.
NIK: Nawet 80 proc. pacjentów SOR nie wymaga pilnej pomocy W listopadzie ub. roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z kontroli SOR-ów, który pokazał, że "kolejki w przychodniach sprawiają, iż pacjenci traktują oddziały ratunkowe jako sposób na dotarcie do lekarza lub wykonanie badań, a w skrajnych przypadkach nawet 80 proc. zgłaszających się nie wymaga pilnej pomocy". "Obawa przed odmową udzielenia pomocy ludziom, którzy mają trudności z dostaniem się do lekarza, powoduje, że SOR-y przyjmują wszystkich, którzy się tam zgłaszają, wyręczając lekarzy rodzinnych, specjalistów i ambulatoria" - wskazała NIK. Według Izby, konieczność opieki nad pacjentami, którzy tego nie wymagają, opóźnia pracę SOR-ów i zagraża tym, którzy faktycznie potrzebują natychmiastowej pomocy. Według rozporządzenia ministra zdrowia, szpitalny oddział ratunkowy (SOR) "udziela świadczeń opieki zdrowotnej polegających na wstępnej diagnostyce oraz podjęciu leczenia w zakresie niezbędnym dla stabilizacji funkcji życiowych osób, które znajdują się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego". W części przypadków pacjent po uzyskaniu pomocy w SOR może wrócić do domu; pozostali chorzy po wstępnej diagnostyce i leczeniu są kierowani do oddziałów szpitalnych lub przekazywani do innych placówek specjalistycznych.
Autor: MON/jaś / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24