Dół, w którym Marcin spędził godziny, miał osiem metrów głębokości. Siedział skrępowany, kiedy jego dziewczyna dostawała telefony: - Okup to 5 tys. zł. Dasz pieniądze, my ci oddamy chłopaka - mówiło trzech porywaczy. Sprawą zajęła się prokuratura w Jeleniej Górze. Porywaczom postawiła już zarzuty.
Marcin wziął auto, pojechał do kolegi. Ten, umorusany smarem, grzebał przy swoim aucie, na ziemi leżały porozrzucane narzędzia. Rozmawiali, kiedy pod garaż podjechało trzech mężczyzn.
- Wysiedli z samochodu, chwycili za szklaną butelkę, którą uderzyli go w głowę. Skopali go, złapali, związali i wrzucili do auta - mówi portalowi tvn24.pl prokurator Tomasz Krzesiewicz, któremu opowiedzieli wszystko na przesłuchaniu.
Głowa między kolana
Marcin nie trafił do ich samochodu, ten zostawili przy garażu. Wrzucili go do jego własnego pojazdu. Głowę kazali mu włożyć między kolana, zaciągnąć na nią koszulkę. - Wyciągnęli nóż, powiedzieli, że jak tego nie zrobi, zrobią mu krzywdę - mówi Krzesiewicz. Potem znowu zaczęli bić. Jeden z nich złapał za kluczyki, włożył do stacyjki i ruszyli.
- Marcin nie wiedział w którą stronę i co się dzieje - mówi prokurator. Dowiedział się za chwilę, kiedy jego dziewczyna odebrała telefon. - To porwanie - powiedzieli jej. - Żądamy 5 tys. złotych okupu za twojego chłopaka - dodali.
Rozłączyli się, a Marcin skrępowany, z koszulką na głowie, jechał dalej. Z Jeleniej Góry mężczyźni zawieźli go pod Gryfów Śląski. Zaparkowali w lesie, wyrzucili go z auta. Wyciągnęli nóż, zaczęli grozić.
Dół głęboki na osiem metrów
- Zaprowadzili go w kierunku wielkiego dołu po starej cegielni. A potem wepchnęli do środka - dodaje Tomasz Krzesiewicz. - Dół był głęboki na osiem metrów. Wleciał do środka, uderzył o podłoże, a oni nawet nie sprawdzili czy przeżył - mówi.
Wrócili do samochodu, włożyli kluczyki do stacyjki i ruszyli. Zadzwonili tylko jeszcze raz do jego dziewczyny i powiedzieli: - Chcesz odzyskać chłopaka i samochód? My chcemy 5 tysięcy złotych.
- A ona na szczęście od razu zadzwoniła po policję. Funkcjonariuszom jeszcze tego samego dnia udało się wytypować sprawców i ich zatrzymać. Jeden z nich powiedział, gdzie zostawili Marcina. Okup nigdy nie został wpłacony - mówi Tomasz Krzesiewicz.
Marcin leżał na dnie dołu po starej cegielni trzydzieści kilometrów od miejsca, w którym widział się ze swoim kolegą. Zmęczonego, przestraszonego i przemarzniętego 30-latka wyciągnęli strażacy ze specjalnym wysięgnikiem.
"Bardzo poważna sprawa"
- To bardzo poważna sprawa, porwanie dla okupu, szczególne udręczenie, uwięzienie w "lochu" - wymienia prokurator. - Na szczęście mężczyźnie nie stało się nic poważnego - dodaje.
Troje podejrzanych o porwanie mężczyzn trafiło do aresztu. Wszyscy - 39-letni Robert, 34-letni Adam i 33-letni Marek byli już w przeszłości wielokrotnie karani przez sąd.
- Postawiliśmy wszystkim zarzuty wzięcia zakładnika dla okupu, ale też pobicia, spowodowania obrażeń ciała, kradzież telefonu i samochodu w wyniku rozboju przy użyciu noża, a także kradzież dokumentów - wymienia Tomasz Krzesiewicz.
Mężczyźni opowiedzieli prokuratorowi o feralnym dniu, o tym jak podjechali pod garaż, że byli w lesie, w ruinach starej cegielni. Wskazali też miejsce, w którym skrępowany leżał Marcin. - Ale do winy się nie przyznali - mówi prokurator.
Sprawa trafiła do sądu okręgowego w Jeleniej Górze. Mężczyźni cały czas przebywają w areszcie.
Autor: Olga Bierut//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com