Są kamery na mundurach, jest dużo na ten temat dyskusji i rozmów. Pytanie, czy standardy zatrzymań przez policję zmieniły się w Polsce - mówił w TVN24 Wojciech Bojanowski, autor reportażu "Superwizjera" na temat śmierci Igora Stachowiaka. Piotr Kładoczny, sekretarz zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka pytany o skalę nadużyć przy zatrzymaniach, stwierdził, że znaczna część osób się nie skarży, bo jest przyzwyczajona, iż "nieco brutalne traktowanie jest normą".
Igor Stachowiak zmarł we wrocławskim komisariacie 15 maja 2016 roku po tym, jak kilkukrotnie był rażony paralizatorem w trakcie przesłuchań.
W piątek czterech byłych policjantów, którzy ponad trzy lata temu brali udział w zatrzymywaniu Igora Stachowiaka, zostało skazanych na wyroki bezwzględnego więzienia. Najwyższy wymiar kary wyznaczono Łukaszowi R., który wobec 25-latka użył paralizatora. Skazano go na dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności. Były policjant ma też zapłacić 15 tysięcy złotych na rzecz rodziny zmarłego mężczyzny i 30 tysięcy złotych kosztów sądowych.
Trzech pozostałych oskarżonych - Paweł G., Paweł P. i Adam W. - także zostało uznanych za winnych. W więzieniu mają spędzić po dwa lata. Mają także - zgodnie z wyrokiem sądu pierwszej instancji - zapłacić po 10 tysięcy złotych rodzinie 25-latka i po 31 tysięcy złotych kosztów sądowych.
"Ile my - jako państwo - nauczyliśmy się po trzech latach?"
Wojciech Bojanowski, autor reportażu "Superwizjera" na temat Igora Stachowiaka zauważył, że sąd wymierzył karę wyższą niż ta, jaką zaproponowała prokuratura. - Ewidentnie sąd, też w uzasadnieniu ustnym w jakimś sensie, próbował przekonać, że to jest absolutnie niedopuszczalne [zachowanie - przyp. red.], bo to funkcjonariusze publiczni. Zresztą cytowana była tam przysięga policyjna mówiąca o wartościach, którymi policjanci powinni się kierować. W tym kontekście to zachowanie byłych już czterech policjantów zostało przez sąd ocenione jako absolutnie skandaliczne, niedopuszczalne - podkreślił.
Dodał, że pozostaje pytanie, "ile my - jako państwo - nauczyliśmy się po trzech latach, na ile dzisiaj coś takiego mogłoby się powtórzyć, (...) na ile społeczeństwo, czy państwo nauczyło się w jakiś sposób w takich sytuacjach reagować".
- Są kamery na mundurach, jest dużo na ten temat dyskusji i rozmów. Pytanie, czy te standardy się w Polsce zmieniły - mówił Bojanowski.
"Znaczna część osób się nawet na to nie skarży"
Piotr Kładoczny, sekretarz zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka pytany, jak często w Polsce dochodzi do nadużyć podczas zatrzymań, powiedział, że "tego do końca nie wiadomo, ponieważ znaczna część osób się nawet na to nie skarży". - Jest przyzwyczajona do tego, że nieco brutalne traktowanie jest normą - dodał.
- Mogłem się przekonać [o tym - przyp. red.] chociażby w ostatnich kilku dniach z różnych wpisów internetowych, ale również z rozmów z różnymi osobami, w których mówiono: nie ma co się czepiać tego, że potraktowano w ten sposób domniemanego, czy podejrzanego o zabójstwo 10-letniej dziewczynki Kristiny [z Mrowin - przyp. red.], bo przecież to mu się należało - zaznaczył.
Odniósł się w ten sposób pośrednio do wątpliwości podejmowanych przez Rzecznika Praw Obywatelskich i komunikatu Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur (KMPT), którego zadania w Polsce wykonuje RPO. Oświadczenie dotyczyło okoliczności aresztowania Jakuba A. podejrzanego o zabójstwo w Mrowinach 10-letniej Kristiny. Według RPO, użyte przez policję środki wydają się nieproporcjonalne i miały charakter pokazowy. Jak zaznaczono w komunikacie, zastosowanie kajdanek zespolonych i chwytu obezwładniającego było niepotrzebne, ponieważ zatrzymany nie stawiał oporu.
- Nie jest tak, że my wiemy na pewno dzisiaj, że pan Jakub A. jest zabójcą - tłumaczył Kładoczny. - Od tego jest sąd. Co więcej, policja nie jest od tego, żeby go karać, policja jest od tego, żeby w tym wypadku zatrzymać najłagodniejszymi metodami, nie chcę mówić, że super łagodnymi, ale takimi, które są wystarczające, żeby doprowadzić na posterunek policji. I to wszystko - podkreślił.
"Daliśmy sobie wmówić, że policja jest od tego, żeby człowieka ukarać na miejscu"
Sekretarz zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zaznaczył, że mieliśmy do czynienia z tak głośną sprawą jak sprawa pokazana w reportażu Wojciecha Bojanowskiego, dlatego, że zatrzymanie Igora Stachowiaka się nagrało. Zauważył jednocześnie, że kamerki nie są powszechne.
- To jest podstawowa kwestia, czy my wyciągamy właściwą lekcję z tej interwencji funkcjonariuszy dotyczącej pana Igora Stachowiaka, czy my się chcemy czegoś nauczyć, bo obawiam się, że robimy to tak samo, jak w różnych innych przypadkach: mnie się to nie zdarzy. Po drugie, patrząc od strony funkcjonariusza często możemy patrzeć w w ten sposób, że to nie wyjdzie na jaw - wskazał.
- Obawiam się w dużej mierze, że daliśmy sobie wmówić, politykom także, że policja jest od tego, żeby człowieka ukarać na miejscu - dodał Kładoczny.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24