Były oficer BOR, który 10 lutego 2017 roku brał udział w wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu, powiedział, że zarówno on, jak i reszta funkcjonariuszy składali w śledztwie fałszywe zeznania. Szef PO Donald Tusk skomentował, że rządzący "doprowadzili do katastrofy, winę zrzucili na ofiarę, niszcząc jej życie". Do jego wypowiedzi odnieśli się politycy. "Tak wygląda zderzenie interesu totalnej władzy, która chciała ukryć prawdę, ze zwykłym Polakiem" - napisał lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Piotr Piątek, były funkcjonariusz BOR, który 10 lutego 2017 roku brał udział w wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu, jadąc w pierwszym samochodzie w kolumnie - przed szefową rządu, powiedział "Gazecie Wyborczej", że zarówno on, jak i reszta funkcjonariuszy składali w śledztwie fałszywe zeznania.
"Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie było włączonych sygnałów dźwiękowych - powiedział. "Powiedziałem to, co jest w protokole: że jechaliśmy na sygnałach świetlnych i dźwiękowych. To była odpowiedź na konkretne pytania. Potem powtórzyłem to samo w prokuraturze. Od kolegów wiedziałem, że oni też tak zeznali" - mówił.
Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie, przekazał TVN24, że prokuratura nie zamierza na ten moment w żaden sposób odnosić się do publikacji "GW".
Tę sprawę komentowali w piątek politycy.
Tusk: doprowadzili do katastrofy, winę zrzucili na ofiarę
Doniesienia "Gazety Wyborczej" skomentował na Twitterze przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. "Doprowadzili do katastrofy, winę zrzucili na ofiarę, niszcząc jej życie, cały czas kłamali i zmuszali innych do kłamstw, byle uniknąć odpowiedzialności. Zrobili tak całej Polsce, nie tylko Sebastianowi z seicento" - podkreślił.
Kosiniak-Kamysz: tak wygląda zderzenie totalnej władzy ze zwykłym Polakiem
Doniesienia "GW" oburzyły w piątek prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysława Kosiniaka-Kamysza. "Były oficer BOR przyznał, że wspólnie z kolegami, za wiedzą przełożonych, składali fałszywe zeznania w sprawie wypadku byłej premier. To skandal! Tak wygląda zderzenie interesu totalnej władzy, która chciała ukryć prawdę, ze zwykłym Polakiem" - napisał szef ludowców na Twitterze.
Karczewski: to musi ocenić prokuratura
Senator Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Karczewski, pytany w Radiu Zet o wypowiedzi byłego oficera BOR, odparł: "To oceni prokuratura. Ja tego nie chcę oceniać, bo nie wiem, jakie były wcześniejsze zeznania, czego dotyczyły, czego dotyczą w tej chwili. (...) To dobrze, bo jednak powinniśmy zawsze mówić prawdę, żeby nie zmieniać zeznań".
Dopytywany, czy ta sytuacja go nie bulwersuje, gdyż emerytowany już chorąży zapewnia w wywiadzie dla gazety, że w kolumnie wiozącej premier Szydło były wówczas włączone sygnały świetlne, a nie były włączone sygnały dźwiękowe, co jest kluczowe w tej sprawie, Karczewski podkreślił, że "to naprawdę musi ocenić prokuratura, ci którzy prowadzą i będą prowadzić śledztwo w związku ze zmianą zeznań świadków". - Nie będę tego oceniał, dlatego że nie znam szczegółów. Natomiast sprawa jest do rozstrzygnięcia i do zbadania przez odpowiednie organy. Ja tego nie będę komentował - oświadczył. Przyznał, że "nie raz rozmawiał z panią premier na ten temat, pytał się, ona mówiła, że odpoczywała wtedy".
- Muszę powiedzieć na marginesie, że jeździłem z BOR-em i bardzo często mi się zdarzało, że usypiałem w samochodzie - powiedział. Dopytywany, czy sygnały dźwiękowe go wtedy nie budziły, odpowiedział: "Nie, nie budziły mnie. Muszę powiedzieć, że nawet mnie usypiały, jak były jednostajne".
Kalisz o powodach upublicznienia sprawy w mediach: nie mamy zaufania do upolitycznionej prokuratury
W TVN do wypowiedzi Piotra Piątka odniósł się też mecenas Ryszard Kalisz, pełnomocnik chorążego. Pytany, dlaczego Piątek zdecydował się ujawnić prawdę po latach, odparł: "Chce, żeby prawda zwyciężyła". - Kiedy był oficerem BOR, a potem oficerem Służby Ochrony Państwa, był jednak pod wpływem pewnej zmowy środowiskowej wśród oficerów i ochroniarzy zajmujących się ochroną osobistą w SOP. Nie mógł tego znieść. To kłamstwo mu ciążyło jako uczciwemu człowiekowi - stwierdził Kalisz.
Jak dodał, "dlatego, gdy przyszedł na emeryturę, postanowił o tym powiedzieć". - Zgłosił się do mnie, przeanalizowaliśmy wszystkie okoliczności sprawy i stąd tego rodzaju proces, polegający na tym, że ta sprawa najpierw została ujawniona w mediach - mówił. Kalisz argumentował to "brakiem zaufania do prokuratury, która jest upolityczniona".
- Widzimy, że w tej sprawie prokuratura robi bardzo dużo, żeby był skazany Sebastian Kościelnik - dodał.
W ocenie Kalisza "sprawa się wylała". - Gdyby składał w trybie niejawnym zeznania przed prokuraturą i innym organem państwa to wtedy można by manipulować. W tej chwili prawda jest na wierzchu - powiedział.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Oświęcim112