Późno w nocy, na oddziale intensywnej opieki medycznej, gdzie czynności życiowe bez przerwy monitoruje specjalistyczna aparatura, 43-letnia pacjentka dosłownie wykrwawia się na śmierć. - Jak to się mogło zdarzyć? W szpitalu - nie mogą opanować rozpaczy i wściekłości bliscy kobiety. Szpital odpowiada i tłumaczy, że wszystkim zajmuje się prokuratura. Materiał programu "UWAGA! TVN".
- Wciąż widzę jej uśmiech, widzę ją siedzącą w fotelu - płacze syn pani Agnieszki, Seweryn Wróbel. - Najgorsze jest to, ze nie umiałem jej uratować - rozpacza mąż kobiety, Piotr.
Trafiła do szpitala z biegunką
Aż do września ubiegłego roku pani Agnieszka nigdy poważnie nie chorowała. Dopiero jesienią zaczęła wymiotować, straciła apetyt, narzekała na biegunkę. Lekarz rodzinny skierował ją na oddział zakaźny do szpitala w Koninie. Lekarka, która rozmawiała z panią Agnieszką, stwierdziła zatrucie pokarmowe i odwodnienie. Zaleciła przeprowadzenie badań.
- Które nie zostały wykonane! Żona dostała obrzęku całego ciała i nie mogła oddychać! Na obrzęk nikt nie zwrócił uwagi. A co do krótkiego oddechu, pani doktor stwierdziła, że to musi być na tle nerwowym. Że jak żona wróci do domu, ma poprosić lekarza rodzinnego o leki uspokajające - relacjonuje Piotr Wróbel.
Następnego dnia kobietę wypisano do domu. Pani Agnieszka była jednak tak słaba, że nie była w stanie samodzielnie iść. - Co kilka kroków musiała się zatrzymywać, by łapać oddech - dodaje Joanna Wróbel.
"Mama była uśmiechnięta"
Po niespełna dwóch dniach jej mama znowu trafiła do szpitala. Najpierw na SOR, później na oddział wewnętrzny. Jej stan zaczął się gwałtownie pogarszać. Konieczna była reanimacja. Kobieta została zaintubowana, podłączono jej tlen, a następnie przekazano na oddział intensywnej opieki medycznej. - Tam lekarz powiedział: "Daję jej dwie godziny życia. Jesteście wierzący? Proście o cud. Za nią oddycha aparatura. Ma zakwaszenie całego organizmu, niewydolność oddechowo-krążeniową, nerek i wątroby - opowiada mąż pani Agnieszki. - Uklęknąłem przed lekarzem, żeby ją ratował - dodaje Piotr Wróbel.
Stan pani Agnieszki zaczął się jednak stabilizować i kobieta zaczęła odzyskiwać siły. Lekarze przeprowadzili zabieg tracheotomii, czyli wkłucia się z aparaturą bezpośrednio do tchawicy. - Myśleliśmy, że wszystko będzie dobrze. Dzień później mama była uśmiechnięta. Rozmawiałam z nią, wygłupiałyśmy się. Rozmawiała też z moim bratem przez telefon - wspomina córka Joanna. Kolejnego dnia - w piątek - też wszystko wydawało się być pod kontrolą.
"Gdzie oni wszyscy byli?"
Kryzysową okazała się sobota. Joannę obudził zapłakany ojciec. - Powiedział, że mama wykrwawiła się na OIOM-ie - płacze Joanna. - W jaki sposób doszło do oderwania się rurki z szyi? Jak to było możliwe? Mama straciła tyle krwi... A przecież alarm podczas wykrwawiania nie pika, ale wyje tak, że słychać go na sąsiednim oddziale! - nie kryje emocji syn zmarłej, Seweryn.
- Jeżeli to żona wyrwała tę rurkę, to dlaczego? Co tam się działo? Dusiła się, nie mogła oddychać? Gdzie był personel? Lekarz zeznał, że nie wie, co personel robił przez półtorej godziny! - podkreśla pan Piotr. W teorii ośmioma pacjentami na oddziale intensywnej opieki medycznej opiekuje się pięć pielęgniarek i dyżurny lekarz. - Gdzie oni wszyscy wtedy byli? - pyta matka pani Agnieszki, Irena Urbaniak. Do wykrwawienia doszło późno w nocy. - Nasze podejrzenie jest takie, że pielęgniarek nie było w ogóle na oddziale, lub po prostu spały - dodaje syn zmarłej.
"Sprawa jest skomplikowana"
Pielęgniarki nie chciały z nami rozmawiać. Argumentowały, że sprawę wyjaśnia prokuratura. Dyrekcja konińskiego szpitala została zwolniona ze względu na nieprawidłowości związane z systemem informatycznym. Następcy bronią dobrego imienia szpitala.
- To jest pani założenie, ze nikogo z personelu nie było - przekonuje naszą reporterkę Piotr Czerwiński-Mazur, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Koninie. - My sprawdzaliśmy całą sytuację od momentu przyjęcia pacjentki do zgonu i nie znaleźliśmy nieprawidłowości - dodaje. Dlaczego kobieta zmarła? - Szpital potrafi na to pytanie odpowiedzieć, ale tę odpowiedź weryfikuje prokuratura - ucina zastępca dyrektora.
Prokuratura dopiero po czterech miesiącach rozpoczęła przesłuchania świadków, wcześniej czekała na wyniki sekcji zwłok. Wciąż brakuje dokumentacji w postaci zapisu monitoringu funkcji życiowych pacjentki, a zeznania personelu medycznego są sprzeczne. Nadal nie ma też odpowiedzi na wiele kluczowych pytań. – Sprawa jest bardzo skomplikowana. Ze względu na wielość ognisk chorobowych u pacjentki trudno jest ustalić bezpośrednią przyczynę zgonu - przyznaje Marek Kasprzak z Prokuratury Okręgowej w Koninie.
Śledczy czekają na opinie biegłych, a rodzina pani Agnieszki już teraz prosi o interwencję Rzecznika Praw Pacjenta oraz Urząd Wojewódzki. - Jeśli miałbym na podwórku psa po operacji i on wykrwawiłby się na śmierć, to dostałbym 3 lata więzienia. A za człowieka nie ma kary! "To było zdarzenie niepożądane" - w ten sposób szpital zamknął sprawę w 5 dni po śmierci mojej żony - rozpacza Piotr Wróbel.
Autor: mw/kk / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN