Półtorej godziny po zajściu było wiadomo, że nie nastąpił wybuch ciągnika, tylko spadła rakieta czy resztki rakiety. W tym momencie Andrzej Duda podjął "jedyną słuszną" decyzję - mówił w "Kawie na ławę" prezydencki minister Jakub Kumoch. Politycy oceniali sposób, w jaki władze informowały o wtorkowej tragedii w Przewodowie. Posłanka KO Izabela Leszczyna wyraziła rozczarowanie. - Oczekiwaliśmy, że wyjdzie premier rządu i nas uspokoi - mówiła. Zaoponował europoseł PSL Krzysztof Hetman. - W takiej sytuacji lepiej nie powiedzieć nic niż powiedzieć o dwa zdania za dużo – zauważył. Uznał, że rząd "o dziwo" zachował się odpowiedzialnie.
We wtorek w miejscowości Przewodów przy granicy z Ukrainą doszło do wybuchu pocisku, w wyniku którego zginęło dwóch obywateli Polski. Jak się później okazało, była to najprawdopodobniej rakieta ukraińskiej obrony powietrznej i że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Wszystko działo się w dniu, kiedy Rosjanie przeprowadzali zmasowany atak na Ukrainę.
Do sprawy w "Kawie na ławę" odnieśli się w niedzielę politycy: posłanka Izabela Leszczyna (Koalicja Obywatelska), eurodeputowany Krzysztof Hetman (Polskie Stronnictwo Ludowe), poseł Artur Dziambor (Konfederacja), szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Jakub Kumoch, posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica) oraz szef Stałego Komitetu Rady Ministrów Łukasz Schreiber (Prawo i Sprawiedliwość).
Kumoch: prezydent podjął jedyną słuszną decyzję
Prezydencki minister Jakub Kumoch przybliżył w TVN24, jak wyglądały pierwsze momenty, gdy Andrzej Duda dowiedział się o wybuchu w Przewodowie. - Pierwszym zadaniem, jakie stanęło przed władzami, było wyjaśnienie tego, czy ta rakieta jest intencjonalnym atakiem na Polskę. Po pewnym czasie, dzięki działaniom na miejscu ekip śledczych, ustalono, że nie miał miejsca intencjonalny atak na Polskę - mówił.
- Półtorej godziny po zajściu było wiadomo, że nie nastąpił wybuch ciągnika (taka była pierwsza, nieoficjalna wersja - red.), tylko pierwsze doniesienia mówią o tym, że spadła rakieta czy resztki rakiety. W tym momencie prezydent natychmiast podjął decyzję o zwołaniu posiedzenia z udziałem kluczowych członków rządu. (…) Na spotkaniu pierwsze pytanie, jakie zadał prezydent, to: co wiemy z miejsca prowadzonego śledztwa, jakie są szczegóły - relacjonował Kumoch.
Jak dodał, wraz z szefem gabinetu Pawłem Szrotem informowali prezydenta o tym, co się stało, "po czym prezydent podejmuje jedyną słuszną decyzję, czyli zwołanie władz państwa i poproszenie o informacje z miejsca śledztwa".
- Jeżeli jest informacja o tym, że był wybuch, to obywatele mają prawo do pełnej informacji, a nie szczątkowej informacji. Państwo jest od tego, żeby zapewniać informację wiarygodną, sprawdzoną i absolutnie pewną. To jest zbyt poważne sytuacja, żeby ograniczyć się do: "podobno spadła rakieta, dowiemy się, co się stało" - ocenił Kumoch.
Leszczyna: oczekiwaliśmy, że wyjdzie premier rządu i nas uspokoi
Posłanka KO Izabela Leszczyna miała zastrzeżenia do działań informacyjnych podejmowanych przez władze we wtorek. Opowiadała: - Między 18 a 19 rozdzwonił się mój telefon i pytali moi znajomi, przyjaciele, rodzina, co się stało, czy wiem co się stało, czy oni powinni coś robić, czy jest niebezpiecznie.
- Do mojego biura dzwoniły różne osoby i pytały, czy to prawda, że "ruscy" napadli Polskę - mówiła. Zwróciła się następnie do przedstawicieli władzy. - Nikt nie oczekiwał od was, że ktoś wyjdzie i powie, kto wystrzelił rakietę, jaka była jej trajektoria, kto ją wyprodukował i kto na Polskę napadł. Nikt nie oczekiwał od was, że to powiecie. Obywatele i my, politycy, mieliśmy prawo oczekiwać, że wyjdzie silny, opanowany, wiarygodny przedstawiciel rządu i uspokoi obawy i lęki - oceniła.
- Oczekiwaliśmy jako obywatele, że wyjdzie premier rządu i nas uspokoi. Wysłaliście rozedrganego rzecznika rządu, który uciekł przed dziennikarzami, nie był w stanie nic powiedzieć, mówił o incydencie. Trzeba było powiedzieć ludziom: panujemy nad sytuacją, jest premier, jest prezydent, jesteśmy w kontakcie z sojusznikami - dodała.
Hetman: lepiej nie powiedzieć nic, niż o dwa zdania za dużo
Europoseł PSL Krzysztof Hetman pochwalił rząd "za to, że był taki wstrzemięźliwy tego dnia". - W takiej sytuacji lepiej nie powiedzieć nic, niż powiedzieć o dwa zdania za dużo - ocenił.
- Ten wtorek, całe popołudnie, wieczór, to było bardzo niepisowskie podejście do kwestii komunikacji i informacji. To jest rząd raptusów, to ludzie, którzy wykorzystują wszelkiego rodzaju wydarzenia w kraju i poza granicami do czystej propagandy wewnętrznej i do polityki wewnętrznej - mówił. - W tym przypadku o dziwo zachowali się odpowiedzialnie, czekali na informacje od naszych partnerów - dodał.
- Widać było, że starali się wszyscy podjeść do tego w sposób jak najbardziej wstrzemięźliwy i opanowany. I za to chciałem pochwalić - zaznaczył.
Raz jeszcze wskazał, że "w przypadku tych raptusów lepiej, że siedzieli cicho i czekali, co im powiedzą Amerykanie".
Dziemianowicz-Bąk: w tej sprawie podziały nie powinny mieć znaczenia
- W sprawie tak poważnego kryzysu podziały nie powinny mieć znaczenia. Powinniśmy ponad tymi podziałami wyciągać wnioski na przyszłość, gdyby do podobnych kryzysów miało dochodzić – mówiła posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Także w jej opinii "w sytuacji tak poważnego kryzysu lepiej jest powiedzieć mniej, niż powiedzieć głupio". - Lepiej powiedzieć mniej lub nawet nic przez kilka godzin, niż powiedzieć coś, co wywoła panikę i potencjalne kryzysy dyplomatyczne. Natomiast to, że lepiej jest powiedzieć mniej niż głupio nie oznacza, że nie powinniśmy dążyć do mówienia więcej pełniejszej i jednocześnie rzetelnej informacji - zaznaczyła.
- Mamy do czynienia z tragedią, której nie wolno bagatelizować, zginęło dwóch polskich obywateli, (…) ale prawem Ukrainy jest się bronić. Musimy liczyć się z tym, że do takich kryzysów dochodzić może. Żeby zminimalizować ich szanse, musimy solidarnie z partnerami międzynarodowymi wspierać Ukrainę - dodała.
Dziambor: kuleje komunikacja
W opinii polityka Konfederacji Artura Dziambora władze powinny były zapewnić posłom dostęp do informacji w sprawie tego, co zaszło w Przewodowie. - Mamy kontakt stały z kancelarią, więc powinniśmy jeżeli nie zostać zwołani do sali sejmowej, to chociaż dostać SMS-a, że coś się dzieje - mówił.
- Kuleje komunikacja. W Stanach Zjednoczonych jest tak, że mamy salonik prasowy, do którego wychodzi przedstawiciel władz i regularnie informuje na temat tego, co się dzieje i on potrafi wyjść co godzinę, co pół godziny w sytuacjach kryzysowych, i informować, co wiemy na dany moment – powiedział.
Dziambor zaznaczył, że "ustalenie tego, że to była ukraińska przypadkowa rakieta obronna było bardzo ważne, ponieważ gdyby okazało się inaczej, bylibyśmy w stanie wojny".
Schreiber: rząd i prezydent nie są od tego, by ścigać się z agencjami informacyjnymi
- Rząd Rzeczypospolitej i prezydent Rzeczypospolitej nie są od tego, by się ścigać z agencjami informacyjnymi na podawanie newsów, tylko są od tego, by w sposób rzetelny informować obywateli, ale też by zachowywać się cały czas odpowiedzialnie - przekonywał minister Łukasz Schreiber z PiS.
- Natychmiast jest decyzja prezydenta o zwołaniu pilnej narady, ministrowie wszyscy z polecenia premiera dostali polecenie jak najpilniejszego przyjazdu do Warszawy, zostało zwołane posiedzenie Rady Ministrów. Mieliśmy do czynienia po posiedzeniu rządu z konferencją prasową premiera - wyliczał działania polskich władz.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24