W siarczystym mrozie i śnieżycy jechały z Iławy do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie autostopem, bo nie miały na bilet. Poruszającą historię Krzysztofy Dytlew i jej 9-letniej niedowidzącej córki opisywaliśmy dwa dni temu. Pomogli im policjanci, którzy zorganizowali transport, kanapki i ciepłą herbatę. Okazało się, że pieniądze na podróż pani Krzysztofa od pomocy społecznej otrzymała. Chciała jednak zaoszczędzić na leczenie drugiego chorego dziecka. Sytuacją rodziny, nie po raz pierwszy, zajmie się kurator.
W siarczystym mrozie i sypiącym śniegu matka z 9-letnią córką Wiktorią stanęły na poboczu krajowej "siódemki". Z Ostródy chciały się dostać do lekarza do Warszawy. O nietypowych autostopowiczkach ostródzką policję poinformował jeden z kierowców.
- Byliśmy akurat blisko drogi nr 7, także dosyć szybko i sprawnie udało nam się dotrzeć na miejsce. Z tego co mówiła [pani Krzysztofa - red.] to ok. pół godziny próbowała i nikt się nie zatrzymał - opowiada st. sierż. Marcin Brzózka z Zespołu Patrolowo-Interwencyjnego KPP w Ostródzie. Brzózka pamięta, że temperatura była wtedy naprawdę niska, blisko 15 stopni na minusie. - Szczególnie po dziecku było widać, że jest zmarznięte - mówi.
Wiktoria coraz słabiej widzi, nie miały wyjścia
Policjantów zaskoczyło to, że matka zdecydowała się na podróż autostopem w taką pogodę. Pani Krzysztofa tłumaczy, że nie miała innego wyjścia. Wizyty w Centrum Zdrowia dziecka nie mogła przełożyć, bo Wiktoria coraz słabiej widzi. Dziewczynka choruje na boreliozę i traci wzrok.
Policjanci zabrali przemarzniętą Wiktorię i jej mamę na komendę. Decyzje nastąpiły natychmiast. Rozwiązanie znalazło się po telefonie komendanta do starosty ostródzkiego. Ten zadzwonił do jednego z kierowców. - Kanapki, herbata w termos i 15, 20 minut minęło - wspomina pan Janusz Morawski, kierowca Specjalnego Ośrodka Szkoleniowo-Wychowawczego w Ostródzie. Tyle wystarczyło, żeby przed komendą pojawił się transport.
Fatalne warunki na drogach sprawiły, że na miejsce pani Krzysztofa dotarła dopiero po północy. Córka miała wizytę następnego dnia rano. Na szczęście zdążyły. - Dziecko ma wypisaną receptę na okulary i teraz muszę się wystarać o pieniążki - mówi pani Krzysztofa. W podróż autostopem do lekarza podczas śnieżycy wybrała się, żeby - jak sama mówi - zaoszczędzić.
Tragiczny dylemat: bilet albo wizyta u lekarza
Krzysztofa Dytlew ma troje dzieci. Z matką i bratem mieszkają w zagrzybionym, dwupokojowym mieszkaniu. - Od 7 lat jesteśmy w separacji z mężem, mąż nadużywał alkoholu, robił częste awantury - mówi. Rodzina od kilku lat jest pod opieką iławskiego ośrodka pomocy społecznej.
Okazało się, że na podróż do lekarza kobieta dostała od MOPS-u pieniądze. - Otrzymała trochę ponad 200 zł. W piątek odebrała też od nas świadczenia rodzinne, a myśmy dodatkowo, z inicjatywy jednego z pracowników dali jej ten zasiłek jednorazowy na dojazd do Warszawy, żeby swoich pieniążków nie wydawała - przyznaje Irena Kasprzycka z MOPS w Iławie.
Jednak chora jest też starsza córka i na jej leczenie też potrzebne są pieniądze. - Dowiedziałam się, że córka najstarsza ma mieć operację i konsultację w Krakowie, a tam wizyta kosztuje 300 zł. Pomyślałam, że te pieniądze przeznaczę na najstarszą córkę - mówi kobieta.
Jej decyzja będzie miała konsekwencje. W 2005 roku, po wniosku szkoły i pracowników MOPSu, sąd rodzinny przydzielił pani Krzysztofie nadzór kuratorski i ograniczył prawa rodzicielskie, ponieważ nie radziła sobie z opieką nad dziećmi. Teraz czeka ją kolejne postępowanie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24