Działanie policji powoduje budowę osłony strachu. Jest policja, czyli dzieje się coś złego. Jest policja, czyli możemy domyślać się, że coś jest niezgodnego z prawem - mówił w "Faktach po Faktach" lider Agrounii i kandydat Koalicji Obywatelskiej w zbliżających się wyborach parlamentarnych Michał Kołodziejczak. Komentował on działania policji względem niego i innych działaczy Agrounii, którzy zebrali się w poniedziałek przed siedzibą telewizji rządowej.
W poniedziałek przed siedzibą telewizji rządowej odbyła się konferencja prasowa lidera Agrounii Michała Kołodziejczaka. Po jej zakończeniu działacze przeszli w inne miejsce, żeby porozmawiać na osobności. Po konferencji Natalia Żyto, rzeczniczka prasowa Agrounii, zamieściła w mediach społecznościowych dwuminutowe nagranie podpisane: "Wolna Polska, czy wolne żarty? Po konferencji przed TVP śledzą nas funkcjonariusze".
Na wideo widać troje policjantów. Podchodzi do nich Żyto i pyta: "Dlaczego państwo nas śledzą?". W odpowiedzi słyszy, że funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie o incydencie w okolicy. "Nie, chodzicie państwo za nami od TVP" - odpiera kobieta i argumentuje, że tym samym policjantom zrobiła zdjęcie dwie przecznice dalej. Oni jednak podtrzymują wersję o zgłoszeniu w okolicy. Nagranie kończy się, kiedy Kołodziejczak stoi za rogiem jednej z ulic, a chwilę później wychodzą ci sami policjanci.
Kołodziejczak: to jest śledzenie, a nie chronienie
Michał Kołodziejczak komentował sprawę w "Faktach po Faktach". - Ja już sam nie wiem, kiedy policja śledzi, a kiedy nie śledzi. Teraz to już wywołuje tylko uśmiech na mojej twarzy, ale niestety to przeszkadza w budowie organizacji. To stygmatyzuje nasze działanie, to stygmatyzuje ludzi, którzy są razem z nami, razem ze mną - powiedział.
- To powoduje budowę osłony strachu. Jest policja, czyli dzieje się coś złego. Jest policja, czyli możemy domyślać się, że coś jest niezgodnego z prawem - mówił.
Dodał, że "gdyby było tak, jak też policjanci mówią, że oni chronią, to najpierw się wzywa człowieka na przykład na komendę, mówi się: jest zagrożenie, może się panu coś stać, wylało się bardzo dużo hejtu z tego powodu, co robi telewizja publiczna względem pana".
- Ludzie są tak nakręceni, ci, którzy są wyznawcami telewizji publicznej, że już sami chyba nie wiedzą, co robią. I ja bym to rozumiał, że wtedy policja chce chronić moją osobę i najbliższych współpracowników. Ale to jest raczej odwrotne działanie i to jest śledzenie, a nie chronienie - zaznaczył.
Kołodziejczak: historia, którą powinna usłyszeć każda osoba chcąca działać z PiS-em
Kołodziejczak był pytany o to, czy jego kandydatura wzmacnia, czy osłabia listę Koalicji Obywatelskiej. - To jest dzisiaj narracja, którą buduje Prawo i Sprawiedliwość, którą buduje słabnący obóz Zjednoczonej Prawicy, że taki kandydat może nie przynieść plusów. Gdyby tak było, to pewnie przez sześć dni nie grillowaliby mnie w telewizji publicznej - ocenił. Wskazał również na sondaże, w których Koalicja Obywatelska zyskuje.
Przy tej okazji lider Agrounii został zapytany o swoją działalność w Prawie i Sprawiedliwości. - To jest w ogóle historia, którą powinna usłyszeć każda osoba w Polsce, która chciałaby i chce działać z Prawem i Sprawiedliwością - powiedział.
- Byłem radnym, wystartowałem z list Prawa i Sprawiedliwości, popierając kandydata, który należał do ich partii. Byłem jedną z dwóch osób, które dostały się z tej listy. To pokazywało tak naprawdę moc tej listy i wsparcie partii, którego w ogóle nie było - mówił.
- Nasz kandydat wygrał wybory, ja zostałem radnym. Wtedy ten kandydat PiS-u, który wygrał, zostawił mnie pierwszego i poszedł układać sobie Radę Gminy z kimś innym. To pokazało, że PiS swoich zostawia - dodał.
Kołodziejczak relacjonował, że "kiedy po trzech latach bycia radnym powiedziałem, że na wsi sytuacja jest tak trudna, zorganizowałem spotkanie w remizie pod hasłem tragicznej sytuacji w rolnictwie, to o 23 w nocy dostałem telefon od przewodniczącej PiS-u z gminy, że jeżeli zrobię to spotkanie, to oni mnie wyrzucą z PiS-u". - Powiedziałem: to wyrzucajcie. Dla mnie załatwianie spraw jest ważniejsze - wyjaśnił.
Lider Agrounii wspominał, że były rzecznik prezydenta Błażej Spychalski powiedział, że wyrzucili go, bo był "destrukcyjny dla partii". - Dla nich takie działanie jest destrukcyjne, że ktoś po prostu załatwia sprawy ludzi. One są dla mnie najistotniejsze i przez pięć lat nikt nie zarzucił mi, że gdzieś te sprawy i te interesy Agrounia, nie tylko Michał Kołodziejczak, zostawiła i porzuciła - podkreślił.
Lider Agrounii: sam zgłosiłem się do ABW
Kołodziejczak pytany był również o to, czy inwigilacja Pegasusem, której lider Agrounii miał podlegać w 2019 roku, przyniosła jakiekolwiek skutki prawne. - Nie mam żadnych zarzutów z tego powodu, nie ma żadnego wytłumaczenia. Sam zgłosiłem się (…) do ABW, żeby mnie sprawdzono, żebym mógł wyjść i powiedzieć: widzicie, jestem po przesłuchaniu w ABW i nie ma nic - mówił.
- ABW nawet słowem nie pisnęło publicznie, bo stwierdzili, że nie mogą, ale z tego co wiem dzisiaj, od kilku osób to usłyszałem, są poszukiwani dziennikarze, którzy zgodzą się publikować treści z mojego telefonu - powiedział.
- To są ciosy poniżej pasa i dzisiaj to jest wymierzone we mnie, w moją rodzinę, w moich bliskich i w moich najbliższych współpracowników. Trzecia kadencja PiS-u - nie przetrwamy - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24