Polacy są w swoich politycznych nastrojach coraz bardziej ustabilizowani. Wejście Trzeciej Drogi do gry troszeczkę nam namieszało. Natomiast jesteśmy w takiej samej spolaryzowanej sytuacji, jak byliśmy cztery lata czy osiem lat temu - ocenił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 politolog prof. Marek Migalski. W jego ocenie to, kto ostatecznie utworzy rząd, jest kwestią "subtelności", chociaż większe szanse daje opozycji.
- Wygląda na to, że sytuacja jest na chwilę obecną w miarę stabilna. To znaczy, że PiS dostanie około 35 (procent poparcia - red.), może troszkę więcej. Koalicja Obywatelska 30, może troszkę więcej. Później mamy trzy komitety na poziomie mniej więcej 10 procent - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" Marek Migalski. Dodał, że Bezpartyjni Samorządowcy "prawdopodobnie nie przekroczą ani progu finansowania, ani progu wejścia do parlamentu". Subwencje z budżetu państwa otrzymuje partia, która zdobyła w wyborach do Sejmu co najmniej 3 proc. głosów. W przypadku koalicji wyborczych próg ten wynosi 6 proc.
Politolog podkreślił, że to, kto ostatecznie utworzy rząd, jest już kwestią "subtelności". - Czy różnica między koalicją a PiS-em to będzie 5 punktów procentowych, czy 7 punktów procentowych, czy Trzecia Droga będzie miała 8,1 czy 7,9 - wyjaśnił.
Jego zdaniem, jeśli PiS nie przekroczy 40 procent, wygląda na to, że rządzić będzie opozycja. - Jeśli ten dystans między dwoma pierwszymi (partiami - red.) będzie niewielki, wtedy D'Hondt (stosowany w Polsce system przeliczania głosów na mandaty - red.) zaczyna działać na korzyść obu tych ugrupowań, oczywiście w silniejszym stopniu na rzecz pierwszego. I (jeśli - red.) rzeczywiście pozostałe dwa komitety opozycji demokratycznej przechodzą progi i to tak solidnie, to wygląda na to, że to się powinno pozbierać do 231 - mówił politolog, odnosząc się do szans opozycji na zdobycie wynoszącej 231 mandatów większości w Sejmie.
Migalski: przeceniamy rolę kampanii wyborczej
Pytany o ocenę tegorocznej kampanii wyborczej Marek Migalski stwierdził, że przeceniamy jej rolę. - O znaczeniu kampanii są przekonani i próbują przekonywać specjaliści od kampanii, bo to oni chcą robić za tych magów i cudotwórców. Natomiast rzeczywiście jest tak, że politycy nie wytwarzają fal, oni po nich surfują - mówił. Zaznaczył, że nie oznacza to, iż kampania nie ma żadnego znaczenia. - Natomiast jej znaczenie my przeceniamy - ocenił.
Według politologa Polacy są w swoich politycznych nastrojach "coraz bardziej ustabilizowani". - Wejście Trzeciej Drogi do gry troszeczkę nam namieszało. Natomiast jesteśmy w takiej samej spolaryzowanej sytuacji, jak byliśmy cztery lata czy osiem lat temu - przekonywał. Zwrócił uwagę, że łączne poparcie dla PiS-u i Koalicji Obywatelskiej to mniej więcej 70 procent, czyli dokładnie tyle, co w zeszłych wyborach.
- Jest jedna, dwie rzeczy, które działają na korzyść PiS-u, i jedna, dwie rzeczy, które działają na korzyść opozycji - stwierdził Migalski. Jak wyjaśnił, na korzyść PiS-u działa kampania referendalna. - Zobaczymy, jak ludzie zareagują na to połączenie, czy ten trik, który zastosował PiS, czy on da efekt, czy też nie - powiedział.
Dodał, że "po drugiej stronie z kolei widzimy, że prawdopodobnie większość tego elektoratu, który się waha, waha się między tym, na kogo postawić w ramach demokratycznej opozycji". Zwrócił przy tym uwagę na "falę zainteresowania wyborami". - Możemy domniemywać, że to raczej są wyborcy opozycji. Że to oni są wkurzeni i nie chcą odpuścić okazji do tego, żeby odsunąć PiS od władzy. Więc tu jest z kolei właśnie ta szansa dla opozycji - ocenił politolog.
Migalski o "zastąpieniu polityki moralnością"
Migalski stwierdził, że znudzenie jest "niedocenianą kategorią politologiczną". - To jest "niebadalne" właściwie, ale ja uważam, że ludzie zmieniają samochody, partnerów życiowych, również partie polityczne - stwierdził.
Przyznał, że to, co zaskoczyło go w tej kampanii, to po pierwsze – "zastąpienie polityki moralnością". - Ludzie nie wybierają między lepszymi i gorszymi politykami, tylko między dobrymi i złymi. Tak przynajmniej o sobie uważają i o tych innych - zauważył.
Politolog mówił, że "kiedyś wybieraliśmy polityków po to, żeby oni uczynili nasze życie lepszym, tak jak my sobie je wyobrażamy. A dzisiaj na całym świecie, również w Polsce, wybieramy polityków, którzy uczynią życie tych innych gorszym". - Nie wybieramy dla siebie, próbujemy zbudować pewną tożsamość, która narzuci tym innym nasz wzorzec moralności. I to dotyczy przede wszystkim prawicy i lewicy - wskazał.
Migalski podkreślił, że "my będziemy musieli ze sobą żyć, natomiast my nie chcemy ze sobą żyć". - My jesteśmy w bunkrach informacyjnych, nie bańkach, bo ja nie używam już tego sformułowania, ono jest zbyt takie lekkie, bańkę można przebić. My siedzimy w bunkrach informacyjnych, nienawidzimy tych drugich. Ta kampania zresztą to pokazała, że tylko wzbudzanie niechęci wobec innych przynosi profity polityczne. I z tego politycy nie zrezygnują - przekonywał.
Jego zdaniem "będzie tylko gorzej i żadne wybory, ktokolwiek wygra, nie uspokoją sytuacji w Polsce". - Tak jak nie uspokajają sytuacji w całym świecie - dodał.
Co po wyborach? Scenariusze Migalskiego
Pytany o powyborcze scenariusze Migalski zaznaczył, że "zależy, jak wiele albo jak niewiele będzie brakować PiS-owi do większości". - Jeśli to będzie 20 posłów, to nie sądzę, żeby Konfederacja się rozpadała. Jak to będzie siedmiu, to to jest możliwe - przewidywał.
W jego ocenie możliwe są także przedterminowe wybory. - Czyli trzy kroki niczego nie dają, Konfederacja gra na przedterminowe wybory. Mentzen czyści sobie partię i idzie w nowych warunkach do wyborów - wyjaśnił.
Drugim scenariuszem, który wydaje się Migalskiemu bardziej prawdopodobny, jest "mniejszościowy rząd Platformy i Trzeciej Drogi, popierany w parlamencie przez Konfederację". - Po to, żeby przez kilka miesięcy taki techniczny, mniejszościowy rząd wyczyścił służby specjalne, telewizję publiczną, czyli rządową, i uczynił warunki rywalizacji bardziej sprzyjające zarówno dla tego mniejszościowego rządu, jak i dla tej popierającej go w parlamencie partii. Wtedy zmienia się geometria sporu. Następne wybory odbędą się de facto na linii Koalicja Obywatelska, albo szerzej demokratyczna opozycja - Konfederacja, co jest sprzyjające dla obu tych stron - zaznaczył politolog.
- Jak wystarczy głosów Lewicy Tuskowi i dwóm panom z Trzeciej Drogi, to oczywiście będzie rząd większościowy dzisiejszej demokratycznej opozycji. Natomiast jeśli ten scenariusz nie zaistnieje, to ofiarą układu między Tuskiem, Hołownią i Kosiniakiem-Kamyszem z jednej strony a Mentzenem z drugiej – będzie oczywiście Lewica - ocenił Migalski. Według niego "Mentzen i Konfederacja nie są w stanie poprzeć mniejszościowego rządu, w którym byłaby Lewica". - I Lewica nie życzyłaby sobie tego - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24