"Czarno na białym" dotarło do rachunku bankowego Funduszu Wyborczego PiS z 2023 roku. Z dokumentu wynika, że tylko jeden Mateusz Morawiecki zebrał na kampanię więcej pieniędzy niż 29 ludzi Zbigniewa Ziobry razem wziętych. Zebrane przez ziobrystów wpłaty na oficjalną kampanię stanowiły zaledwie jedną setną dotacji z Funduszu Sprawiedliwości, które w tym samym 2023 roku rozdali.
Rachunek bankowy Funduszu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości to dokument, który badają teraz Państwowa Komisja Wyborcza i Krajowe Biuro Wyborcze, decydując, czy partia otrzyma od państwa dziesiątki milionów złotych na działalność na kolejne lata. Wynika z niego, że wpłaty na rzecz kandydatów wystawionych przez Suwerenną Polskę Zbigniewa Ziobry były więcej niż skromne.
- Wniosek może być tylko jeden: że ci ludzie nie musieli mocno się starać, żeby przeprowadzić sobie kampanię - komentuje tę niewielką kwotę, jaką zebrali na kampanię ziobryści, były skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski. - Kampanię prowadzili ze środków sto razy większych, niż zebrali. Oni nie musieli tego zbierać. Oni wzięli te pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości - ocenia.
Rzecznik prasowy Suwerennej Polski Jacek Ozdoba twierdzi, że nie przywiązywał wagi do tego, ile wpłat ze wskazaniem na niego wpłynęło na oficjalny fundusz wyborczy.
- Pewnie mało. No bo ja pracuję cztery lata, to nie potrzebuję robić dużej kampanii - zapewnia Ozdoba. Dziś jest już europosłem, ale kandydował też (z sukcesem) w październikowych wyborach do Sejmu.
Dwa fundusze
Pod koniec maja tego roku Ministerstwo Sprawiedliwości na swojej stronie internetowej opublikowało mapę. Pokazuje ona, dokąd w latach 2019-2023, czyli za czasów Zbigniewa Ziobry, wędrowały pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości - na podstawie uznaniowych decyzji ministra. Czyli bez konkursów, w których każdy teoretycznie ma równe szanse.
Taką możliwość przyznawania pieniędzy przez ministra, w trybie pozakonkursowym, dawał szefowi resortu przepis wprowadzony za rządów Zbigniewa Ziobry. Oficjalnie dysponentem Funduszu Sprawiedliwości był (i jest) minister sprawiedliwości, w praktyce za fundusz odpowiadał wiceminister - Marcin Romanowski, a wcześniej Michał Woś.
Z mapy przygotowanej przez następcę Ziobry - Adama Bodnara - wynika, że w latach 2019-2023 aż 201 z 224 milionów złotych wydanych uznaniowo, czyli bez konkursów, trafiło do okręgów, w których startowali politycy partii Zbigniewa Ziobry. Najczęściej podarunki z Funduszu Sprawiedliwości otrzymywały ochotnicze straże pożarne albo koła gospodyń wiejskich. Z oficjalnie propagowanymi uzasadnieniami, że strażacy zwalczają skutki podpaleń albo przestępstw drogowych, a gospodynie propagują pożyteczne społecznie aktywności, więc odciągają społeczeństwo od popełniania przestępstw.
Posłańcami dobrej nowiny byli najczęściej politycy Solidarnej, a potem Suwerennej Polski. To oni przyjeżdżali do gmin, by obwieścić przyznanie dofinansowań z Funduszu Sprawiedliwości. W uroczystej oprawie przekazywali klucze do wozów strażackich albo wypisane na kartonach kwoty dofinansowań.
Zdarzyło się nawet przecięcie wstęgi z okazji uroczystego otwarcia... lodówki sfinansowanej z Funduszu Sprawiedliwości.
W czasie wręczania darów z Funduszu Sprawiedliwości lansowali się nie tylko zastępcy Zbigniewa Ziobry z resortu, ale również szeregowi posłowie Suwerennej Polski. Zarówno minister, jak i jego zastępcy, jak również czynni posłowie partii Ziobry startowali w wyborach parlamentarnych 15 października 2023 roku.
I to właśnie politycy jego partii najczęściej przekazywali te dotacje. Choć większości z nich formalnie z Funduszem Sprawiedliwości niewiele łączyło, to wiele łączyło ich z partią Zbigniewa Ziobry.
I właśnie tylko w 2023 roku - według interaktywnej mapy resortu Adama Bodnara - tylko do okręgów wyborczych 29 polityków partii Zbigniewa Ziobry trafiły dotacje z Funduszu Sprawiedliwości na kwotę
53 729 144 złotych.
Janusz Kowalski, niegdyś jeden z liderów Suwerennej Polski (od czerwca poza partią Ziobry), oburza się na porównywanie kwoty wpłat na kandydatów tego ugrupowania na oficjalne konto wyborcze do wydatków Funduszu Sprawiedliwości.
- Co pan w ogóle porównuje? Jaki to ma związek z kampanią wyborczą? To pan porównuje gruszki do jabłek - zwrócił się do naszego reportera.
Mimo to porównaliśmy wydatki z tego nieoficjalnego funduszu wyborczego polityków Suwerennej Polski z tymi, które wpłynęły na oficjalny Fundusz Wyborczy. Przyjrzeliśmy się tym samym 29 politykom. Według naszych wyliczeń 29 ziobrystów zebrało aż 100 razy mniej pieniędzy na oficjalną kampanię lub - jak kto woli - 1 proc. sumy, którą rozdali w tym samym roku z Funduszu Sprawiedliwości.
Oficjalna kampania wyborcza musi być finansowana z funduszu wyborczego, czyli kwoty pieniędzy wydzielonej z finansów partii, przeznaczonej tylko na wybory, zebranej na osobnym, wydzielonym koncie. Na fundusz wyborczy mogą wpłacać pieniądze tylko osoby fizyczne. Muszą być to wpłaty dobrowolne i w kampanii 2023 roku nie mogły przekroczyć limitu 63 630 zł od jednej osoby. Praktyką w Prawie i Sprawiedliwości było wskazywanie w tytułach przelewów - po nazwisku - na kampanię którego kandydata osoba ofiarowująca wpłaca swój datek.
Kandydaci startujący z listy PiS zazwyczaj bardzo zabiegali, żeby zebrać jak najwięcej pieniędzy ze wskazaniem właśnie na nich, bo było to miarą ich sprawności i operatywności w terenie, a także było dobrze widziane przez kierownictwo partii. Pokazaliśmy to w cyklu reportaży "Czarno na białym" pt. "Do spółki z PiS". Istnienie tej niepisanej zasady w PiS-ie potwierdza również były skarbnik tego ugrupowania w wypowiedzi cytowanej w dalszej części tekstu.
Kto przekazał ziobrystom 1 procent?
Na rachunek funduszu wyborczego PiS (a z list tej partii startowali ziobryści) z wyraźnym wskazaniem w tytułach przelewów, że chodzi o darowiznę na kogoś ze wspomnianych 29 polityków, przelano w sumie
548 573 złote.
Społeczeństwo nie ruszyło jednak ławą, by sfinansować kampanię polityków partii Zbigniewa Ziobry. Aż 83 procent wpłat z tych blisko 550 tysięcy złotych dokonali sami ziobryści i ich rodziny.
Pozostałe 17 proc. wpłat ze wskazaniem na polityków Suwerennej Polski, których nie dokonali oni sami na siebie, to przelewy głównie od znajomych i współpracowników politycznych.
I tak na przykład na rzecz prezesa Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry na kampanię wpłynęło 45 tysięcy złotych, z czego aż 40 tysięcy wpłacił sam ówczesny minister sprawiedliwości.
Z rachunku funduszu wyborczego PiS z 2023 roku wynika też, że jedynymi wpłacającymi ze wskazaniem na Norberta Kaczmarczyka, Mariusza Goska czy Marcina Romanowskiego byli (odpowiednio) Norbert Kaczmarczyk, Mariusz Gosek czy Marcin Romanowski. Ten ostatni zarządzał Funduszem Sprawiedliwości i znalazł się w ostatnich miesiącach na celowniku prokuratury. Usłyszał zarzuty. Śledczy uważają, że działał w zorganizowanej grupie przestępczej.
Według wyliczeń resortu Adama Bodnara do okręgu wyborczego Romanowskiego w 2023 roku popłynęły dotacje z Funduszu Sprawiedliwości na blisko 4 miliony złotych.
Blisko 400 razy mniej, bo 10 tysięcy złotych, wpłynęło na konto Funduszu Wyborczego PiS ze wskazaniem na Romanowskiego. Całą tę kwotę wpłacił sam Marcin Romanowski.
- Za te pieniądze mógłby wydrukować maksymalnie kilkaset ulotek - komentuje dla "Czarno na białym" były skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski. Dopytywany o bilboardy, odpowiada, że "nie ma o czym mówić, może jeden czy dwa, to przecież nic".
Kto jest miękiszonem?
Dodajmy - finansowanie przez kandydata własnej kampanii nie budzi kontrowersji i jest zgodne z prawem, jeśli dobrowolna wpłata mieści się w limicie, nieco ponad 63 tys. zł od jednej osoby. Kontrowersje pojawiają się wtedy, gdy kandydat zabiega o względy wyborców, pośrednio wykorzystując publiczne pieniądze nieprzeznaczone na wybory, np. dofinansowania Funduszu Sprawiedliwości, a oszczędza przy tym prywatne pieniądze w tej oficjalnej kampanii. - To źródło finansowania kampanii wyborczej jest niedozwolone. Tego typu agitację można prowadzić tylko za pieniądze przelane na rachunek bankowy komitetu wyborczego. Każdy uczciwy człowiek, dla którego przyzwoitość nie jest głupotą, nie ma tu wątpliwości. I kto jest miękiszonem, panie ministrze Ziobro? - pyta Kostrzewski.
Tymczasem były premier Mateusz Morawiecki zebrał imponujące
588 448 złotych
na kampanię wyborczą w 2023 roku. To więcej niż cztery lata wcześniej, gdy pierwszy raz startował w wyborach parlamentarnych. W 2019 roku osoby z tak zwanej listy ludzi premiera Mateusza Morawieckiego w spółkach Skarbu Państwa wpłaciły blisko ćwierć miliona złotych na kampanię wyborczą ówczesnego szefa rządu. Pokazywaliśmy to w "Czarno na białym" w reportażu "Do spółki z premierem".
Z kolei portal oko.press, który także opisywał wpłaty na kampanię Morawieckiego, wyliczył, że Morawiecki w 2019 roku zebrał, także od ludzi niepracujących w państwowych spółkach, w sumie 539 tysięcy złotych.
Zbierając w 2023 roku 588 tysięcy, wiceprezes PiS i były premier pobił zatem o około 50 tysięcy złotych swoje osiągniecie z 2019 roku, gdy pierwszy raz startował w wyborach. - On nie musiał zebrać tak ogromnej kwoty, premier nie potrzebuje tak bogatej kampanii. Chodziło o pokazanie przez Morawieckiego prezesowi Kaczyńskiemu: "widzisz, ja mogę zebrać dużo, jestem mocny" - ocenia były skarbnik partii Kaczyńskiego. - Do tego wszystkiego może chodzi o walkę o schedę po prezesie Kaczyńskim - dorzuca.
Co ciekawe, Morawiecki w tej zbiórce pobił także… całe ugrupowanie swojego rywala w walce o tę schedę. Sam były premier zebrał więcej pieniędzy na kampanię, niż wszyscy ludzie ministra Ziobry razem wzięci. Przypomnijmy - na kampanie 29 polityków Suwerennej Polski wpłynęło około 550 tysięcy złotych.
Stanisław Kostrzewski zwraca uwagę, że smaku tej rywalizacji dodaje fakt wcześniejszych politycznych starć ministra Ziobry z jego wieloletnim szefem - premierem Morawieckim. W 2020 roku minister krytycznie skomentował brukselskie negocjacje, które prowadził premier Morawiecki: "w negocjacjach nie można być, za przeproszeniem, miękiszonem". - I Morawiecki pokazał mu, kto jest tym cienkim, tym miękiszonem - podsumowuje Stanisław Kostrzewski, który dobrze zna obu polityków.
W 2023 roku sam Morawiecki wpłacił na kampanię PiS sporą sumę, bo 52 tysiące 350 złotych, nie zaznaczył jednak w tytule przelewu, że to na jego kampanię. Zbigniew Ziobro wpłacił mniej, bo 40 tysięcy, ale w tytule przelewu wpisał swoje nazwisko.
Morawiecki i jego darczyńcy ze spółek
Kampanię Mateusza Morawieckiego podobnie jak w 2019 roku opłacali ludzie, którzy za rządów Prawa i Sprawiedliwości trafili na eksponowane stanowiska w państwowych spółkach, kontrolowanych przez PiS.
30 tysięcy na rzecz kampanii Morawieckiego wpłacił w 2023 roku Paweł Górecki, który za rządów PiS pracował w Agencji Rozwoju Przemysłu. On także finansował kampanię Morawieckiego w 2019 roku, ale trzykrotnie mniejszą kwotą.
30 tysięcy złotych na rzecz kampanii Mateusza Morawieckiego wpłacił w 2023 roku Tomasz Fill. To były dyrektor w Ministerstwie Rozwoju kierowanym przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Gdy Morawiecki został premierem, Fill trafił do władz Polskiego Funduszu Rozwoju, który nadzorował… premier Morawiecki. Tomasz Fill później, ale także za czasów premiera Morawieckiego, trafił między innymi do rady nadzorczej Polskiej Grupy Lotniczej.
W 2019 roku Tomasz Fill wpłacił na kampanię Mateusza Morawieckiego 36 tysięcy złotych.
Identyczną kwotą jak w 2019 roku, czyli 20 tysiącami złotych, wsparła kampanię Mateusza Morawieckiego Agata Górnicka. Ona także współpracowała bardzo blisko z ministrem Morawieckim w Ministerstwie Rozwoju. Była szefową jego gabinetu politycznego, a później trafiła na wysokie stanowiska do państwowych gigantów - PZU i Orlenu.
Autorka/Autor: Dariusz Kubik, współpraca Łukasz Karusta, Karol Dejas / m
Źródło: "Czarno na białym" TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Polak / PAP
Temat: Zbigniew Ziobro