Mieli "wywracać stolik", ale wyborczy wynik był na tyle bolesnym rozczarowaniem, że lider partii Sławomir Mentzen otwarcie mówił o porażce już chwilę po zakończeniu ciszy wyborczej. Ostatecznie w Sejmie zasiądzie 18 posłów Konfederacji, w tym 10 debiutantów. Co ich łączy? Kto w Unii Europejskiej widzi głównego wroga, kto publicznie mówił o konieczności wprowadzenia rejestru gejów, a kto deklaruje walkę z "ukrainizacją Polski"?
Konfederację tworzą trzy ugrupowania: zarządzany przez Krzysztofa Bosaka Ruch Narodowy, partia Nowa Nadzieja (do 2022 roku pod nazwą KORWiN), u sterów której jest Sławomir Mentzen, oraz Konfederacja Korony Polskiej, której szefem jest Grzegorz Braun. Łączy ich eurosceptycyzm, nacjonalizm i liberalne podejście do spraw gospodarczych. Co ich dzieli? To, jak rozkładają akcenty: Narodowcy podkreślają konieczność walki z napływem migrantów, Nowa Nadzieja chce państwa widmowego, które nie wtrąca się w sprawy obywateli i pełni funkcję policjanta. Z kolei ludzie Grzegorza Brauna chcą zawierzać losy państwa Bogu i hołdować tradycyjnym wartościom.
Narodowcy wprowadzili do Sejmu siedmiu posłów. Przy Wiejskiej w X kadencji Sejmu pracować zamierza też siedmiu korwinistów i czterech parlamentarzystów z ugrupowania Grzegorza Brauna. Apetyty były sporo większe. Konfederacja jako pierwsza zaprezentowała swoje "jedynki" i - jak pokazywały sondaże w połowie wakacji - pewnym krokiem szła po trzeci wynik w wyborach parlamentarnych. Ich spotkania z wyborcami przypominały koncerty gwiazd rocka, tyle że zamiast muzyków na scenie pojawiali się pewni siebie politycy obiecujący słuchaczom, że są jedyną alternatywą dla rządów Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej. - Wywrócimy im ten stolik - krzyczał ze sceny Sławomir Mentzen, który zresztą chętnie pił piwo ze zgromadzonymi.
Konfederaci liczyli na kilkanaście procent poparcia i ponad 60 mandatów poselskich. Wystarczająco dużo, żeby - jak mówił Mentzen - bez Konfederacji nie dało się mieć większości, a więc sprawować rządów.
Na przełomie sierpnia i września partia zaczęła dostawać zadyszki. Chociaż kolejne filmy wrzucane przez lidera Konfederacji cieszyły się dużą popularnością, a Krzysztof Bosak sprawnie poradził sobie w zorganizowanej w TVP debacie, to sondaże dawały im coraz mniejsze poparcie. Ostatecznie w ławach przy Wiejskiej pojawi się 18 parlamentarzystów. Kim są i czego możemy się po nich spodziewać?
Przyszłych posłów Konfederacji prezentujemy w kolejności - od tych, którzy zdobyli najwięcej głosów, do tych z najmniejszym poparciem.
Sławomir Mentzen - Tik Tok i sto projektów ustaw, których już nie pamięta
Przegląd parlamentarzystów Konfederacji rozpoczynamy od twarzy ugrupowania - Sławomira Mentzena. Z wykształcenia ekonomista. W biznesie zaczynał jako właściciel kantoru wymiany walut, potem sukcesywnie rozwijał inne przedsięwzięcia. Obecnie jest członkiem rady nadzorczej Kongresu Polskiego Biznesu, organizacji zrzeszającej pracodawców i pracowników.
W ławach poselskich będzie zasiadał po raz pierwszy. Jego zwolennicy podkreślali, że jest najbardziej biegłym politykiem w Polsce, jeżeli chodzi o wykorzystywanie mediów społecznościowych na potrzeby kampanijne. Na Tik-Toku obserwuje go ponad 800 tysięcy internautów (dla porównania: Donald Tusk obserwujących ma nieco ponad 300 tysięcy). W sieci Mentzen nazywany jest czasami ideologicznym następcą Janusza Korwin-Mikkego. W czasie kampanii skupiał się przede wszystkim na pokazywaniu absurdów polskiego prawa i akcentował problemy, z którymi na co dzień muszą się mierzyć przedsiębiorcy.
- To człowiek, który skutecznie zagospodarował zniechęcenie przedsiębiorców, którzy mają dość walki z niegramotną, niesprawiedliwą i nieintuicyjną administracją państwową. To dało mu popularność i szansę na wybicie się do politycznego mainstreamu - komentuje prof. Antoni Kamiński, politolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
Kampania jednak - co przyznawał sam Mentzen tuż po ogłoszeniu wyników sondażowych - ostatecznie się Konfederacji nie udała, bo partia zakończyła wybory grubo poniżej oczekiwanego, dwucyfrowego rezultatu. Co więcej, Konfederacji nie udało się przekonać przedsiębiorców, do których w dużej mierze kierowany był program. Z danych sondażowych wynika, że Konfederację wybrał przy urnie tylko co dziesiąty właściciel firmy. Dlaczego tak się stało?
Lider Konfederacji kilkukrotnie musiał mierzyć się z Ryszardem Petru, który zarzucał mu nierzetelność, populizm i granie ogólnikami (jak ten o likwidacji ZUS). Mentzen początkowo próbował merytorycznie bronić swoich postulatów (z umiarkowanym efektem). Potem od argumentów przeszedł do widowiska - kiedy na scenie jednego ze spotkań wyborczych ponownie pojawił się Ryszard Petru, Sławomir Mentzen mówił do niego, parafrazując słowa jednego z bohaterów komedii "Chłopaki nie płaczą":
- Masz pitbulla, który wygląda jak jamnik, gibasz się jak lewicowy rezus, zachwycasz się panem Kunta Kinte. (...) Po tym, co tu zobaczyłem, nie chcę ubić z panem nawet muchy w kiblu - wykrzykiwał lider Konfederatów.
Pomysł na takie - dość niezwykłe - rozegranie dyskusji wzbudził kontrowersje nawet wśród zwolenników partii. Ale to nie był koniec jego problemów.
Lider Konfederacji podczas kampanii był często pytany o treść "stu ustaw", których projekty miał przygotować na poprzednie wybory, te z 2019 roku. Odpowiadał dość ogólnie, że nie pamięta szczegółów i nie jest autorem wszystkich rozwiązań (przeczytać projektów ustaw już nie mógł, bo - jak twierdził - wygasł hosting internetowy serwisu, na którym projekty się znajdowały).
Pytany o przyszłość Polski w Unii Europejskiej mówił, że "na razie nie jest za wychodzeniem z Unii". Doprecyzowywał, że taka decyzja mogłaby zostać podjęta, "kiedy będą tego chcieli Polacy". Stało to w sprzeczności z jednoznacznie wrogim nastawieniem do UE wielu kandydatów partii.
Mimo tych problemów - jak komentuje Artur Warcholiński, reporter "Czarno na białym" w TVN24, autor reportażu "Mroczne Widmo", w którym opowiada o politykach Konfederacji - trzeba przyznać, że porażka Konfederacji nie do końca jest porażką Mentzena.
- Trzeba oddzielić porażkę partii od osobistego sukcesu tego polityka - mówi Warcholiński i podkreśla, że lider partii "osiągnął to, co chciał": - W czasie kampanii bardzo grał na siebie. Kampania, do momentu zadyszki na finiszu, polegała na budowaniu jego osobistej marki. Tworzenia wizerunku gościa, który sam do wszystkiego doszedł, który posiada cenną wiedzę i doświadczenie.
Dziennikarz nie ma wątpliwości, że obecność w Sejmie będzie dla Sławomira Mentzena dużym wyzwaniem. - Dynamika sejmowa zweryfikuje, na ile nadaje się na aktywnego gracza na politycznej scenie. Tu nie można - jak w kampanii - odnosić się do bieżących kwestii z opóźnieniem, trzeba mieć wyrobione zdanie na bardzo wiele tematów. Przed nami bardzo intrygujący test - mówi Artur Warcholiński.
Krzysztof Bosak - młody, doświadczony, przez rynek niesprawdzony
Drugi z liderów ugrupowania. Studiował architekturę, ekonomię (zaocznie) i filozofię (żadnego z tych kierunków nie ukończył). W czasie kampanii podkreślał, że "nikt w Konfederacji nie chce wyprowadzania Polski z UE". Deklaracja zastanawiająca o tyle, że Bosak jest szefem Ruchu Narodowego, który publikuje informacje w sieci dotyczące "bezpiecznego wyjścia awaryjnego" z UE.
Chociaż 41-letni Krzysztof Bosak w wypowiedziach publicznych twierdził, że "Polacy chcą Unii, bo są poddawani praniu mózgów", to zaznaczał, że Konfederacja na razie nie ma takich postulatów. Dlaczego? Bo - jak tłumaczył - zdecydowana większość społeczeństwa jest za pozostawaniem we wspólnocie.
- Wyjście - tak. Ale w dłuższym horyzoncie czasowym - zaznaczał Bosak.
W czasie kampanii wykorzystywał obawy związane z przyjmowaniem uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. Podczas zorganizowanej przez telewizję rządową debaty twierdził, że w przypadku Ukraińców "wystarczy jeden dzień pracować w Polsce, osiągnąć wiek emerytalny, zadeklarować, że się tutaj mieszka i polski podatnik musi płacić kilkukrotnie wyższą minimalną emeryturę". O tym, że w ten sposób wprowadzał odbiorców w błąd tłumaczyliśmy w artykule Konkret24.
W swojej kampanii starał się kłaść akcent na program ugrupowania, a nie wątpliwości dotyczące poglądów jej członków. Twierdził, że o pomysłach ugrupowania "nikt nie chce mówić", bo "nie można się do niego przyczepić". Zaznaczał, że Konfederacja jest partią wolnościową, gdzie nikt nikomu nie narzuca sposobu myślenia.
- Obserwując działalność Krzysztofa Bosaka, mam dużo większe skojarzenia z Januszem Korwin-Mikkem niż w przypadku Sławomira Mentzena. Bosakowi nie brakuje inteligencji, którą pokazuje w wystąpieniach publicznych. Problem w tym, że inteligencja nie zawsze idzie w parze z mądrością. Dlatego lider Konfederacji brawurowo broni tez, które w szerszej perspektywie są bardzo trudne do obrony - komentuje prof. Antoni Kamiński, politolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
Artur Warcholiński, dziennikarz "Czarno na białym" w TVN24 podkreśla z kolei, że Krzysztof Bosak - obok Przemysława Wiplera - jest najbardziej doświadczonym politykiem. - Na radarach opinii publicznej zagościł już w 2005 roku, jako 23-latek. Ma doświadczenie w prowadzeniu debat, w których zresztą nieźle wypada. To jednak - po części - uderza w spójność jego wizerunku. Z jednej strony jawi się jako obrońca wolnego rynku, z drugiej - nigdy nie był przez ten rynek porządnie zweryfikowany. Od zawsze jest działaczem, politykiem - podkreśla dziennikarz.
Karina Bosak - jedyna kobieta w Sejmie z listy Konfederacji. Głos przeciwko aborcji
Żona Krzysztofa Bosaka. Przyszła posłanka startowała w niedzielnych wyborach w tzw. podwarszawskim obwarzanku, czyli okręgu wyborczym numer 20. Była "dwójką" na liście Konfederacji i bardzo wyraźnie pokonała lidera listy, Janusza Korwin-Mikkego, zdobywając ponad dwa razy więcej głosów (21 tys. wyborców wsparło żonę Krzysztofa Bosaka; na legendę polskiej polityki głosowało niespełna 10 tys. wyborców).
Wyborcza klęska nie pozostała zresztą bez reakcji samego Janusza Korwin-Mikkego, który stwierdził, że sytuacja jest dowodem na to, że "kobiety nie powinny mieć prawa głosu". "Niech Pan przejrzy wyniki w Stanach: Trump wygrałby, gdyby głosowali tylko mężczyźni, a gdyby kobiety - w żadnym stanie, by nie wygrał" - stwierdził zapytany w mediach społecznościowych o wyborczą klęskę.
Karina Bosak otwarcie przyznawała, że jako kobieta w ciąży nie mogła w pełni zaangażować się w kampanię. Zwycięstwo w wyborach jest dla niej - jak zaznaczyła w wywiadzie dla Onet.pl - "dużym zaskoczeniem".
Odnosząc się do komentarza Korwin-Mikkego, stwierdziła, że "nie czuje się urażona wypowiedzią" - Ja nie traktuję ich poważnie (...) może mieć pretensje sam do siebie o to, że nie dostał się do Sejmu - odparła żona szefa narodowców.
Jej mąż, Krzystof Bosak, stwierdził z kolei w wywiadzie w RMF FM, że "jest w tym coś symbolicznego, że po negatywnych wypowiedziach o kobietach, kobieta przeskakuje go (Korwin-Mikkego - przyp. red.), jeśli chodzi o wynik wyborczy".
- Czas wyciągnąć wnioski, wyborcy je wyciągnęli - powiedział Bosak.
Karina Bosak urodziła się w Szczecinie i jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, Centrum Prawa Amerykańskiego F.G. Levin College of Law na Uniwersytecie Florydy i Uniwersytetu Warszawskiego oraz programu European Advocacy Academy w Brukseli. Obecnie pracuje jako analityk w Instytucie Ordo Iuris, gdzie została dyrektorką projektu Centrum Wolności Religijnej. W 2020 roku, kilka miesięcy przed głośnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, Bosak sprzeciwiała się liberalizacji prawa w zakresie przerywania ciąży.
- Jej wynik i wyborcze zwycięstwo nad twarzą partii jest przede wszystkim czerwoną kartką dla Janusza Korwin-Mikkego od osób, które sprzyjają Konfederacji - ocenia prof. Antoni Kamiński, politolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
W podobnym tonie wypowiada się Artur Warcholiński: - Żona Krzysztofa Bosaka, w mojej opinii, powinna podziękować za sukces Januszowi Korwin-Mikkemu, który na całej linii położył kampanię.
Dziennikarz zauważa ponadto, że przed wyborami wydawało się, że jedyną kobietą, która z ramienia Konfederacji wejdzie do Sejmu będzie rzeczniczka partii, Anna Bryłka. Startowała z 37. okręgu wyborczego obejmującego północną część woj. wielkopolskiego. Zdobyła ponad 15 tys. głosów, ale w tym okręgu Konfederacja nie dostała żadnego mandatu.
Grzegorz Braun - wróg Unii, "segregacji sanitarnej" i nie tylko
Z wykształcenia polonista. Od 1991 roku pracował jako dziennikarz kwartalnika "Fronda", potem był też częścią redakcji Radia Wrocław. Jako reżyser filmowy ma w dorobku ponad 20 tytułów, wśród nich m.in. stworzony w 2005 film dokumentalny pt. Plusy dodatnie, plusy ujemne o kontaktach Lecha Wałęsy z SB.
W niedzielę Grzegorz Braun obronił mandat posła. W czasie IX kadencji Sejmu wielokrotnie szokował swoim zachowaniem i poglądami. W maju tego roku parlamentarzysta przerwał wykład profesora Jana Grabowskiego w Niemieckim Instytucie Historycznym. Polityk wyrwał mikrofon ze statywu i uderzał nim o pulpit. Przewrócił też głośnik. Na miejsce przyjechała policja.
Polityk swoje zachowanie tłumaczył potem w mediach społecznościowych "stanem wyższej konieczności", bo - jak twierdził - trwający wykład był "prowokacją wobec narodu polskiego".
Wcześniej już, w ten sposób, Braun walczył też z - jak to nazywał - segregacją sanitarną. W 2022 roku wtargnął bez wymaganej wtedy maseczki do Narodowego Instytutu Kardiologii, wykrzykując przy tym hasła o wspomnianej segregacji sanitarnej. - Biegał po szpitalu, próbował wtargnąć z innymi osobami do pomieszczeń, gdzie leżą pacjenci, także najciężej chorzy po operacjach, nie licząc się z chorymi, nie szanując ludzkiego życia i zdrowia - relacjonował wtedy dyrektor placówki Łukasz Szumowski, były szef resortu zdrowia.
Ostatnio, pod koniec sierpnia, poseł Konfederacji z Kają Godek z Fundacji Życie i Rodzina walczącej o dalsze zaostrzanie prawa aborcyjnego - zakłócili, a w końcu doprowadzili do przerwania obrad zespołu mającego przygotować wytyczne dla lekarzy w sprawie przerywania ciąży. Braun i Godek wtargnęli do Ministerstwa Zdrowia, wchodzili do gabinetów, besztali urzędników i pouczali policjantów. Wcześniej domagali się możliwości brania udziału w posiedzeniach zespołu, zarzucali pismami ekspertów i resort zdrowia.
Braun w swoich wypowiedziach publicznych regularnie nazywa Unię Europejską "dziełem szatana" czy "eurokołchozem". Jest też wrogiem pomagania Ukrainie w czasie wojny z Rosją. Twierdzi, że należy walczyć z "ukrainizacją Polski". Samą Ukrainę obwinia zresztą za wybuch wojny, twierdząc, że "Ukraina wprowadzała zmiany w ustawie językowej, które "dyskryminowały mniejszość rosyjską". Te publicznie głoszone poglądy sprawiły zresztą, że Braun był jednym z polskich polityków chętnie cytowanych przez rosyjską propagandę.
To jednak nie oznacza, że polityk stracił na kontrowersyjnych zachowaniach czy wypowiedziach.
- Trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorz Braun obronił swoją popularność wśród wyborców. Osiągnął nie tylko imponujący wynik na Podkarpaciu, ale też wprowadził do ław poselskich trzech polityków ze swojej frakcji - komentuje Artur Warcholiński z TVN24.
Jak ocenia, w X kadencji Sejmu można spodziewać się jeszcze więcej, bardzo kontrowersyjnych interwencji poselskich z udziałem Grzegorza Brauna. Tym bardziej, że władzę najpewniej przejmie demokratyczna opozycja, z poglądami, której politykowi Konfederacji jest nie po drodze jeszcze bardziej niż z Prawem i Sprawiedliwością.
Przemysław Wipler - szara eminencja
Przemysław Wipler ma 45 lat i urodził się w Piekarach Śląskich. Skończył studia na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego, które zwieńczył pracą magisterską o libertariańskich sposobach kierowania państwem.
Dwanaście lat temu Przemysław Wipler po raz pierwszy został posłem. Na Wiejską dostał się z listy Prawa i Sprawiedliwości. Z Z partii odszedł w czerwcu 2013, występując również z klubu parlamentarnego PiS. Założył Stowarzyszenie "Republikanie" o profilu republikańskim i konserwatywno-liberalnym, w którym objął funkcję prezesa.
W tym samym roku po alkoholu uczestniczył w awanturze z policją na Mazowieckiej, gdzie znajduje się stołeczne zagłębie klubów. Polityk początkowo twierdził, że został zaatakowany przez funkcjonariusza, potem jednak został skazany. (Wipler nie odwoływał się od wyroku sądu pierwszej instancji). W 2014 roku dołączył do Kongresu Nowej Prawicy, jak wówczas nazywało sie ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego. W 2015 roku Wipler nie obronił mandatu posła, bo jego ugrupowanie - wtedy już pod nazwą KORWiN: Koalicja Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja - nie przekroczyło progu wyborczego.
Incydent na Mazowieckiej to nie jedyne jego kłopoty z prawem. Przed kilkoma laty został oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy Fundacji Wolność i Nadzieja (miała zajmować się sprowadzaniem Polaków żyjących na emigracji z powrotem do kraju). Wipler był jej prezesem, a siedzibą tej organizacji był dom polityka. Chodziło o 150 tys. złotych w latach 2014-2017. On sam zapewnia, że jest niewinny, a wszystkie środki zwrócił. Wyrok w tej sprawie może zapaść jeszcze w tym miesiącu.
W 2017 roku ogłosił, że odchodzi z ugrupowania i kończy z polityką. Tak się jednak nie stało. Zajął się prowadzeniem działalności gospodarczej w branży PR. W tym roku Wipler otrzymał "jedynkę" na toruńskiej liście Konfederacji i 13 457 głosów. To dało mu mandat posła. Jak to się stało?
Artur Warcholiński z TVN24 zaznacza, że polityk stał się szarą eminencją partii i z tylnego fotela rozdawał karty. - Przemysław Wipler nazywany jest w kuluarach ojcem chrzestnym Sławomira Mentzena. To on dał mu szansę na powrót do Sejmu - komentuje Artur Warcholiński, reporter "Czarno na białym". Dodaje, że Wipler zaczął intensywnie stawiać na Mentzena, bo ten nie dość, że radził sobie w dyskusjach, to jeszcze jego pozycja była potwierdzona przez tytuł doktora ekonomii i pozytywną weryfikację na wolnym rynku.
- Wipler i jego środowisko od lat szukało autorytetu, eksperta, któremu się coś udało na wolnym rynku, a dodatkowo ma wykształcenie, tytuł doktora. I właśnie Mentzen kimś takim był - opowiada Warcholiński.
Wipler jeszcze przed wyborami zaznaczał swoje priorytety: naprawa sądownictwa, "odbiurokratyzowanie" gospodarki oraz likwidacja programu 500 plus, żeby zastąpić go ulgą w podatku dochodowym dla pracujących rodziców. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" otwarcie krytykował Janusza Korwin-Mikkego, którego wypowiedzi (między innymi jego dywagacje dotyczące pedofilii i wieku zgody) mają stanowić śmiertelne zagrożenie dla wyniku Konfederacji.
Konrad Berkowicz - "zioło" i wyobrażenia o wolnym rynku
Konrad Berkowicz obronił mandat posła, startując z krakowskiego okręgu wyborczego, gdzie poparło go niemal 37 tys. wyborców. O ile to będzie dopiero druga kadencja 39-latka urodzonego w Krakowie, o tyle jest on przy polityce od zawsze. Rozpoznawalność dała mu obecność w emitowanym w TVP programie "Młodzież kontra", gdzie młodzi ludzie przepytywali polityków i wchodzili z nimi w dyskusję. Berkowicz już wtedy miał przekonanie, że państwo nie powinno zbytnio ingerować w życie ludzi, a podatki powinny być możliwie niskie.
W 2015 roku (po nieudanych startach w wyborach parlamentarnych w 2007 i eurowyborach w 2009 r.) został rzecznikiem Janusza Korwin-Mikkego podczas wyborów prezydenckich w 2015 roku. Berkowicz w czasie tegorocznej kampanii zaznaczał, że Konfederacja chce "upraszczać program podatkowy". W swoich wypowiedziach starał się podkreślać, że ugrupowanie skupione jest na kwestiach gospodarki (zaznaczał wręcz, że partia jest "skrajnie umiarkowana").
Jednocześnie zdarzały mu się incydenty wskazujące, że może być nieobcy mu antysemityzm. W 2019 roku poseł uczestniczył w debacie kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Kiedy głos zabrała uczestnicząca w debacie Anna Krupka z Prawa i Sprawiedliwości, Berkowicz do niej podszedł w taki sposób, żeby rywalka polityczna go nie zauważyła. Kiedy kontynuowała swoją wypowiedź, kandydat Konfederacji trzymał jej nad głową jarmułkę. Zdarzenie wywołało ostrą reakcję ambasadora Izraela w Polsce, który nazwał wydarzenie "przejawem nienawiści".
W ostatnim Sejmie należał do parlamentarnego zespołu ds. legalizacji marihuany. W 2021 roku wszedł na mównicę ze skrętem w ręku zaznaczając, że przepisy dotyczące miękkich narkotyków trzeba natychmiast zmienić.
W tym samym roku wszedł na mównicę z butelką wódki (w czasie debaty na temat wysokości akcyzy na alkohol) i się z niej napił.
- Konrad Berkowicz to kolejny po Krzysztofie Bosaku przykład człowieka, który jest piewcą idei o wolnym rynku, chociaż na wolnym rynku nigdy nie funkcjonował - zauważa Artur Warcholiński z TVN24.
Witold Tumanowicz - narodowiec od "Rejestru gejów"
"Po dojściu do władzy będziemy rejestrować nie tylko związki, ale także pojedynczych p*****w" – to słowa działacza Ruchu Narodowego Witolda Tumanowicza, wypowiedziane podczas Marszu Niepodległości w 2014 roku. Świeżo upieczony poseł X kadencji pochodzi z Lublina, ale od lat mieszka w Warszawie. Z Marszem Niepodległości związany jest od samego początku.
Tumanowicz - obok niechęci do mniejszości seksualnych - słynie też z ksenofobicznych haseł. Publicznie wielokrotnie wykrzykiwał sformułowania takie jak "Polska dla Polaków". W 2016 roku jako wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości tłumaczył hasło ówczesnego marszu ("Polska bastionem Europy") tym, że nacjonalistyczna Polska "jest nadzieją, że cywilizacja nie upadnie".
Świeżo upieczony poseł jest aktywny w mediach społecznościowych. Na wpis jednego z użytkowników, który napisał, że "jesienią Konfederacja pogoni [...] Ukraińców i Żydów", konfederata odpisał "tak będzie".
- Tumanowicz był ważną postacią w Ruchu Narodowym, zanim pojawił się tam Robert Bąkiewicz. To nie przypadek, że Bąkiewicz startował z list PiS (nie zdobył mandatu w tych wyborach - red.). Tumanowicz odpowiada za zmarginalizowanie pozycji Bąkiewicza w strukturach po tym, jak zarzucił Bąkiewiczowi i jego ludziom, że dopuszczają się defraudowania pieniędzy na organizację marszu - komentuje Artur Warcholiński z "Czarno na białym" w TVN24.
- Można się spodziewać, że słabszy, niż oczekiwano rezultat Konfederacji "na klatę" będzie musiał wziąć też Witold Tumanowicz, bo był szefem sztabu wyborczego - przypomina Artur Warcholiński.
Na razie jednak Tumanowicz broni się przez atak. Tuż po wyborach poinformował, że złożył do sądu partyjnego wniosek o ukaranie Janusza Korwin-Mikkego za sabotowanie kampanii. W ten sposób wskazał, że wynik jest spowodowany nieodpowiedzialną aktywnością dinozaura polskiej sceny politycznej. Sąd partyjny przyznał mu rację i zawiesił Janusza Korwin-Mikkego w prawach członka Konfederacji.
Roman Fritz - eurosceptycyzm i poglądy monarchistyczne
Studiując na Politechnice Śląskiej, angażował się w liczne działania antykomunistyczne. Po zmianie ustroju, w 1992 roku, założył firmę w Rybniku, którą prowadzi do dziś. Wiceprezes Konfederacji Korony Polskiej, czyli monarchistycznej partii założonej przez Grzegorza Brauna. Poseł elekt, podobnie jak cała partia, ma poglądy antyunijne. Jest też przeciwnikiem "ukrainizacji", staje w obronie "chrześcijańskich zasad moralnych".
W czasie kampanii wyborczej zapowiadał, że rozliczy polityków Prawa i Sprawiedliwości za "200 tysięcy nadmiarowych zgonów", które - jak przekonywał - były konsekwencją lockdownu wprowadzonego w czasie pandemii COVID-19.
Zżymał się też na ukraińskie symbole wywieszone na trybunach stadionu we Wrocławiu, na którym 9 września tego roku rozgrywany był mecz pomiędzy Ukrainą i Anglią. Przyszły poseł przekonywał, że ukraińscy kibice używali "symboli nazistowskich", a policja nie reagowała. Jego zdaniem mecz był też świetną okazją do zidentyfikowania "kilkudziesięciu tysięcy dekowników potrzebnych na froncie".
Polityk też wielokrotnie zwracał uwagę na ukraińską flagę wywieszoną na sejmowym korytarzu Przyszły poseł Konfederacji kpił, że to "flaga gospodarza i suwerena". Powielał też wyrwaną z kontekstu wypowiedź Mychajły Podolaka, doradcy prezydenta Ukrainy, z której miało wynikać, że "Polska będzie traktowana jak przyjaciel tylko do końca wojny".
Roman Fritz o poselski mandat otarł się już podczas wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Wtedy wsparło go ponad 10 tys. wyborców, ale ostatecznie mandat posła zdobył Maciej Kopiec z Lewicy.
Michał Wawer - skarbnik Konfederacji, nie wierzy w różnice płac między kobietami i mężczyznami
Michał Wawer jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Otwierał listę Konfederacji w województwie świętokrzyskim. Jest nie tylko skarbnikiem Konfederacji, ale też członkiem zarządu głównego partii Ruch Narodowy RP.
Podczas debaty przedwyborczej na antenie Polsat News podkreślał, że polski rząd "rozbroił kraj, żeby służyć narodowi ukraińskiemu". Wskazywał też, że Polsce grozi inwazja "dziczy ze wschodu" i powstrzymać ją może tylko wzmocnienie służb (co zresztą obiecywał podczas debaty).
Zdaniem polityka w Polsce nie ma żadnej dyskryminacji płacowej kobiet (według Michała Wawra to "narzędzie ideologicznej walki). Nie podoba mu się też, że - jak twierdził podczas debaty zorganizowanej przez "Super Express" - "Polska jest krajem, w którym mamy najwięcej obowiązkowych szczepień w całym świecie zachodnim".
- Rodzice mają (tam - red.) większą swobodę w decydowaniu, kiedy dziecku podać szczepionki i kiedy jest właściwy moment, żeby narazić na niepożądane odczyny poszczepienne, które zdarzają się przy każdym szczepieniu - jest to naukowym, oczywistym faktem - mówił przyszły poseł.
Michał Wawer aborcję nazywa "zabijaniem bezbronnych dzieci". Jego zdaniem, w niczym nie różni się to od "zabijania dzieci po narodzinach".
Włodzimierz Skalik - grafen w szczepionkach
64-latek pochodzący z Radomska. Dwukrotnie (w 1987 i 1989) zostawał wicemistrzem świata w lataniu precyzyjnym. Najlepszy na świecie w tej kategorii był w 1990. W polityce układało mu się dużo gorzej niż w kabinie pilota - od 1989 roku ubiegał się o mandat posła. Próbował też w 2007 roku (z list Ligi Prawicy Rzeczpospolitej), nieskutecznie.
W 2016 roku uczestniczył w tworzeniu organizacji Pobudka, która miała "rozwijać wolność, bezpieczeństwo" oraz "emancypację duchową i intelektualną oraz materialną Polaków". Pobudka w 2019 roku dołączyła do koalicji, która przyjęła nazwę "Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy". Z jej listy Włodzimierz Skalik próbował dostać się do europarlamentu - bez efektu.
Udało się dopiero teraz, po tym, jak wystartował z okręgu opolskiego. W swojej kampanii wyborczej przekonywał, że "PiS i PO to jedno zło". Alarmował, że Unia Europejska planuje pozbawić państwa członkowskie prawa weta, a wszystkie polskie partie - poza oczywiście Konfederacją - są za zmianami, "niekorzystnych dla Polski zmian traktatowych". Skalik stwierdził, że politycy innych ugrupowań są "zdrajcami".
Na portalu X (dawniej Twitter) Skalik twierdził, że Polska traci swoją niepodległość: "Jak ciężko było ją odzyskać, jak łatwo ją tracimy" - komentował. Polecał też satyryczny film animowany, na którym widać podobiznę Mateusza Morawieckiego, który przekazuje pieniądze dla siedzącego na tronie Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta Ukrainy. W zamian postać reprezentująca premiera otrzymuje pudełko z rosyjskimi onucami.
We wrześniu 2021 roku Włodzimierz Skalik zorganizował konferencję prasową, podczas której mówił o badaniach nad rzekomą obecnością grafenu w szczepionkach (co zresztą potem okazało się nieprawdą, którą opisywaliśmy w Konkret24).
- Okazało się, że skład podawany przez producentów jest niedokładny. Przez zbadanie preparatów mikroskopem fazowym wykazano obecność między innymi zredukowanych cząstek tlenku grafenu. Niebywałe, producenci ukrywają w informacjach tak doniosły fakt, obecność cząsteczek grafenu, który będąc w organizmie człowieka, jest dla niego bardzo niebezpieczny – twierdził wtedy sekretarz Konfederacji Korony Polskiej.
Bartłomiej Pejo - zięć Janusza Korwin-Mikkego
Absolwent SGSP w Warszawie, Politechniki Warszawskiej, Szkoły Głównej Handlowej oraz Collegium Humanum – Szkoły Głównej Menedżerskej w Warszawie. Przedsiębiorca zajmujący się między innymi logistyką i transportem. Wróg 500 plus i nadmiaru programów społecznych startował w 2018 roku z listy Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie jest wicestarostą świdnickim (w którym cztery lata temu przegłosowano uchwałę, że Świdnik jest "wolny od ideologii LGBT"). Do Sejmu startował z tego okręgu.
Pejo jest nie tylko zięciem Janusza Korwin-Mikkego (jego żoną jest Korynna Korwin-Mikke) ale też - jak podkreśla się w kuluarach - człowiekiem odpowiedzialnym za wyrzucenie z partii Artura Dziambora. To właśnie Pejo przygotował i złożył do sądu partyjnego wniosek o wyrzucenie posła Dziambora z Konfederacji za rzekome "szkodliwe działania na rzecz partii".
Za Dziamborem z ugrupowania - w ramach solidarności - odszedł też Jakub Kulesza i Dobromir Sośnierz: - Jest to koniec tej Konfederacji jaką znamy, koniec tej Konfederacji, na jaką się umawialiśmy, pluralistycznej, która miała aspiracje do tego, żeby być merytoryczną opozycją. Tymczasem najbardziej merytorycznych posłów obecnie wyrzuca, zostawia za to spadochroniarzy i gawędziarzy - grzmiał wtedy Dobromir Sośnierz, który dodał, że Konfederacja ulega "wyraźnej federalizacji" i rządzą w niej Sławomir Mentzen i Robert Winnicki.
Bartłomiej Pejo jest wrogiem walki ze zmianą klimatu, ZUS oraz "układu okrągłostołowego". Przestrzegał też "w sprawie Ukrainy", twierdząc, że Polska w pierwszej kolejności powinna zadbać o interes narodowy. Postulował "zero socjalu dla uchodźców".
"Kiedy mówiliśmy, że lockdowny, zamknięcie gospodarki, tarcze antykryzysowe, dodruk pustego pieniądza i zwiększone rozdawnictwo socjalne wywołają rekordową inflację - nikt nas nie słuchał" - podkreślał przed wyborami w mediach społecznościowych. Zwracał też uwagę, że Konfederacja protestowała przeciwko "ślepemu oddawaniu uzbrojenia Wojska Polskiego na rzecz Ukrainy".
- Na listach Konfederacji było sporo członków rodzin, dlatego obecność zięcia Janusza Korwin-Mikkego nie dziwi - komentuje Artur Warcholiński.
Andrzej Zapałowski - zwolennik płotu przy granicy z Ukrainą
Andrzej Zapałowski to historyk i były europoseł. W 2004 roku startował z listy Ligi Polskich Rodzin, ale w wyścigu wyborczym przegrał z Filipem Adwentem, którego zastąpił w czerwcu 2005 roku po tragicznej śmierci europosła.
Zapałowski jest członkiem Konfederacji Korony Polskiej. Pod koniec 2015 roku, już po aneksji Krymu, przedstawił publicznie jako wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego pomysł budowy zapory na granicy polsko-ukraińskiej. Tłumaczył wtedy, że zapora o długości 500 kilometrów zatamowałaby "falę nielegalnych uchodźców". Jak twierdził, przez Ukrainę wiedzie do Polski szlak przerzutowy dla migrantów ze wschodu.
Podczas tej kampanii przestrzegał, że głosy "na PO, Hołownię czy Lewicę" przybliżają Polskę do tego, żeby była jak Szwecja: "To te środowiska wspierają otwarte granice dla imigrantów!" - grzmiał kandydat Konfederacji.
Negatywnym przykładem - zdaniem Zapałowskiego - są nie tylko Szwedzi, ale też Niemcy, którzy - jak twierdzi przyszły poseł - "chcą dzielić się migrantami, a sami finansują ich sprowadzanie".
Krzysztof Tuduj - bał się wszczepiania czipów pod skórę
Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim. Pracował jako prawnik i handlowiec. W 2019 roku zdobył mandat posła z wrocławskiej listy Konfederacji. - To człowiek wywodzący się z Ruchu Narodowego. Zasiadał w Sejmie, ale był raczej mało widoczny - komentuje Artur Warcholiński z "Czarno na białym" w TVN24.
O pośle głośno było w 2021 roku zastanawiał się podczas sejmowej debaty na temat dowodów osobistych, "czy nie jesteśmy krok po kroku przyzwyczajeni do apokaliptycznej wizji umieszczenia czipów pod ludzką skórą".
W czasie kampanii wyrażał oburzenie, że - jak ocenił - ukraińska strona nie chce współpracować z Polską w sprawie tragedii w Przewodowie.
Zwracał też uwagę na walkę z "patodeweloperką". W czasie kampanii podkreślał w mediach społecznościowych, że rządzący powinni umożliwić zmniejszenie kosztu budowy mieszkań (co w założeniu miałoby doprowadzić do spadu cen na rynku), zamiast tworzyć programy pomocowe, które kończą się odwrotnym efektem.
Stanisław Tyszka - wicemarszałek i polityczny wędrownik
Prawnik z Warszawy, który do polityki wszedł na fali entuzjazmu związanego z Pawłem Kukizem. W 2015 roku był "jedynką" partii Kukiz'15 w okręgu warszawskim. Niedługo potem został wybrany na wicemarszałka Sejmu. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku podszedł już startując w innych barwach - tym razem jako kandydat Polskiego Stronnictwa Ludowego (w ramach porozumienia zawartego przez ludowców i kukizowców). I znowu się udało.
Rok później Sławomir Tyszka odszedł z partii i został posłem niezrzeszonym, a po kolejnym roku przystąpił do Konfederacji. Przed tegorocznymi wyborami krytykował PiS za strategię imigracyjną, a raczej - jak oceniał - jej brak. - PiS otworzył wschodnią granicę całkowicie. I na napływ ludzi, i na napływ towarów. PiS również wpuszcza dziesiątki tysięcy imigrantów z krajów azjatyckich, krajów muzułmańskich, krajów afrykańskich - mówił Tyszka.
Zwracał też uwagę na - jego zdaniem - "bezsensowne obdarzanie benefitami Ukraińców". - Trzeba zlikwidować pomoc socjalną dla imigrantów - przekonywał Tyszka w programie "Kawa na ławę" w TVN24 . Przekonywał, że powinno się odebrać świadczenie 500 plus wypłacane na ukraińskie dzieci. "Dlaczego Polacy i Polki mają płacić?" - pytał.
- Jesteśmy jedynym państwem w Europie, a nawet na świecie, które w takiej skali zrównało nieobywateli z obywatelami. Konfederacja mówi tak: nie powinno być 500 - a zaraz 800 plus - dla ludzi, którzy nie mają polskiego obywatelstwa. Nie powinno być emerytury polskiej minimalnej po jednym dniu pracy w Polsce - perorował poseł Tyszka. Tym samym powielał narrację Krzysztofa Bosaka. O tym, że w ten sposób obaj wprowadzali odbiorców w błąd tłumaczyliśmy w artykule Konkret24.
- Stanisław Tyszka jest beneficjentem faktu, że Konfederacją zaczął rządzić Sławomir Mentzen. Unieważnił on wcześniejsze ustalenia, że posłowie z IX kadencji dostaną "jedynki" na listach w nagrodę za utrzymanie barw partyjnych przez całą kadencję - komentuje Artur Warcholiński, reporter TVN24.
Dodaje, że Tyszka zajął pozycję numer jeden na liście, która według wcześniejszych ustaleń partyjnych, miała należeć do Artura Dziambora.
Bronisław Foltyn - zwolennik wolnego rynku, LGBT go "nie razi"
Przedsiębiorca bielski, posiada cztery lokale gastronomiczne. W 2002 roku był prezesem Unii Polityki Realnej w Bielsku-Białej. W czasie kampanii wyborczej zaznaczał, że na Wiejską wybiera się nie dla pieniędzy (bo te już ma), tylko dla "naprawienia spraw w kraju".
Twierdzi, że in vitro powinno być finansowane z kieszeni zainteresowanych i państwo nie powinno do tego dopłacać. Na tle kolegów z partii wyróżnia się dużą tolerancją dla osób z inną orientacją seksualną. W wywiadzie dla portalu Beskidzka24 twierdził, że marsze LGBT "kompletnie go nie rażą", ale "nie zgadza się ze wszystkimi postulatami". Zaznaczał przy tym, że - jego zdaniem - marsze powinny być organizowane, bo ważne jest dla niego "prawo do wyrażania własnych poglądów".
A co wiadomo o poglądach samego kandydata? - Mamy program taki, że chcemy obniżyć podatki i żeby wszyscy do 26. roku życia, łącznie z przedsiębiorcami byli zwolnieni z podatków. To generuje łączny koszt 40 mld zł. Tak się składa właśnie, że to mniej więcej jest podobna kwota, która przeznaczana jest na 500 plus – mówił portalowi Beskidzka24 przed wyborami.
Przyszły poseł krytykował rząd Prawa i Sprawiedliwości za "nieudolną politykę", która sprawiła, że polska gospodarka w II kwartale 2023 roku zaczęła się zwijać szybciej, niż jakakolwiek inna w UE:
Krzysztof Mulawa - lider narodowców w Siedlcach
Mulawa urodził się w 1985 roku, związany z Ruchem Narodowym, jest prezesem zarządu mazowieckiego tego ugrupowania. Od kilkunastu lat związany jest z biznesem - pracuje jako kontroler finansowy. Do parlamentu - nieskutecznie - kandydował już cztery lata temu.
Lider Konfederacji w okręgu siedlecko-ostrołeckim podkreślał w czasie kampanii, że masowa imigracja jest "błędem każdego szanującego się państwa". Jest przeciwny wprowadzaniu waluty euro w Polsce.
Mulawa pokazywał "niewdzięczność" Ukrainy wobec Polaków. Wyliczał, że wschodni sąsiedzi, którzy zostali zaatakowani w zeszłym roku przez Rosję, dostali 100 miliardów złotych od Polski. Z wyliczeń przyszłego posła wynika, że 14 mld to wsparcie militarne, a 70 to środki wydane na świadczenia socjalne. Kolejne cztery miliardy to pomoc humanitarna. Dziesięć miliardów - jak wyliczył Krzysztof Mulawa - z własnej kieszeni Polacy wydali na rzecz Ukraińców.
Przyszły poseł krytykował też Prawo i Sprawiedliwość za to, że "udaje partię antyimigrancką". Wskazywał, że jest odwrotnie - w mediach społecznościowych pokazywał, że od przejęcia władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego liczba zezwoleń na pracę w Polsce rosła lawinowo:
Ryszard Wilk - chce walczyć z "absurdalnymi kontrolami" urzędu skarbowego
Ryszard Wilk to przedsiębiorca i ratownik wodny z Białej Niżnej w województwie małopolskim. Absolwent Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, inżynier geodezji specjalizujący się w wycenie nieruchomości. W czasie kampanii wyborczej wskazywał absurdy związane z prowadzeniem interesu w Polsce. Swoim odbiorcom chętnie przypominał o "absurdalnych kontrolach urzędu skarbowego". Deklarował też, że jest wrogiem rozbudowanego systemu opieki socjalnej.
Alarmował, że ceny energii w Polsce są najwyższe w Unii Europejskiej.
Jego zdaniem Polacy nie mają swobody w publicznym formułowaniu poglądów i nie mogą swobodnie oceniać wydarzeń historycznych: "Żydzi pamiętają o Holokauście, Ormianie o rzezi Ormian, ale jak Polak wspomni o Wołyniu to niedobry jest" - podkreślał przed wyborami świeżo upieczony parlamentarzysta X kadencji Sejmu. Odnosił się w ten sposób do krytyki, która - jak twierdził - spadała na wszystkie osoby domagające się większej współpracy w zakresie wyjaśnienia okoliczności koszmaru przez stronę ukraińską.
Przyszły poseł kpił też z prób ograniczenia wpływu człowieka na zmiany klimatu, które - jak twierdzi - są forsowane w Unii Europejskiej:
Grzegorz Płaczek - chce zatrzymać "rozkradanie Polski" i "dyktat globalistów"
Pochodzi z Tarnowskich Gór. Był stypendystą Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości oraz otrzymał nagrodę Fundacji im. Hugo Kołłątaja dla szczególnie uzdolnionych studentów śląskich uczelni za rok 1999.
Jest nauczycielem akademickim w Wyższej Szkole Zarządzania Personelem, gdzie wykłada podstawy marketingu i prowadzi zajęcia z public relations i autoprezentacji.
Mandat zdobył, startując ze śląskiego okręgu wyborczego. Do wyborów szedł podkreślając, że chce "dbać o interes Polaków" i "chronić rodzinę". Wróg rozwiązań, które mają spowolnić zmianę klimatu. Podkreśla, że chce, żeby Polacy "jeździli samochodami, jakimi chcą". Deklaruje walkę o to, żeby nie trzeba było "wdrażać niezrozumiałej polityki klimatycznej Unii Europejskiej w tym zakresie".
"Każdy z nas jest wolny i nie zgadzam się na dyktat wdrażany przez globalistów" - deklaruje nowy poseł.
Poseł elekt chce też rozliczyć polityków, odpowiedzialnych za "nieprawidłowości w związku z wprowadzoną przez rząd polityką covidową".
***
O rozmowę na temat nowych parlamentarzystów z ramienia Konfederacji poprosiliśmy prof. Agnieszkę Rothert, politolożkę z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Chcieliśmy, żeby o każdym nowym pośle powiedziała kilka słów, ale ekspertka odmówiła. Dlaczego?
- Możemy skupiać się na ciekawostkach, pokazywać, co różni tych panów i jedną panią. Zadziwiać się, że ten poseł jest antyszczepionkowcem, a drugi jest ksenofobem. To jednak zaciemnia nam pewien, bardzo niepokojący obraz - mówi ekspertka.
Podkreśla, że - jej zdaniem - posłów Konfederacji łączy nienawiść: do kobiet, Unii Europejskiej, cudzoziemców i ekologii. - Mamy do czynienia z partią skrajnie prawicową i nacjonalistyczną i nie wolno nam o tym zapominać. Analizowanie czyichś dziwactw może i jest ciekawe, ale może odwracać uwagę od najważniejszego: że jest to partia niebezpieczna, w niczym nie różniąca się od innych prezentujących fundamentalistyczne poglądy. A fundamentalizm jest po prostu niebezpieczny - mówi prof. Rothert.
Zaznacza, że Konfederacja co jakiś czas stara się "przebierać w ładne ciuszki": - Stawiają na piedestale gospodarkę i walkę o niskie podatki. Ale za tą fasadą idą skrajne poglądy, które po prostu po kampanii wyjdą ponownie na światło dzienne - zaznacza rozmówczyni tvn24.pl.
Profesor Agnieszka Rothert zaznacza, że Konfederacja posiada radykalne skrzydło, które może skutecznie utrudnić jej funkcjonowanie w parlamencie. - To może doprowadzić do podziałów, bo pragmatyka sejmowa nie pozwala na ekstremalne zachowania. To z kolei może być postrzegane przez ekstremistów ideologicznych za zdradę. Nie każdemu będzie po drodze z tym, że Konfederacja nie jest antysystemowa. Staje się ona częścią naszej rzeczywistości - kończy prof. Rothert.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Polak/PAP