- Dopóki Sąd Najwyższy nie rozstrzygnie tej kwestii, nie można stosować do niej tych reguł, które są przewidziane - powiedział w programie "Wstajesz i weekend" profesor Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. W ten odniósł się do sprawy posłów PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, skazanych przez Sąd Okręgowy w Warszawie w związku z działaniami operacyjnymi podczas "afery gruntowej". - Nie ma żadnej wartości, która stałaby w tym przypadku za pośpiechem - dodał Piotrowski.
W środę (21 grudnia) Sąd Okręgowy w Warszawie, orzekając w drugiej instancji, prawomocnie wymierzył kary po dwa lata więzienia dla Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, oraz po roku więzienia dla dwóch pozostałych byłych szefów CBA za działania operacyjne podczas "afery gruntowej". Następnego dnia marszałek Sejmu Szymon Hołownia podpisał postanowienia o wygaszeniu mandatów posłom PiS Kamińskiemu i Wąsikowi.
W piątek poseł Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych przekazał w mediach społecznościowych, że "Sąd Rejonowy został zobowiązany przez Sąd Okręgowy do wykonania wyroku (czyli zatrzymania skazanych Wąsika i Kamińskiego) w ciągu trzech dni".
Oznacza to, że jeśli posłowie PiS nie odwołają się do Sądu Najwyższego od czwartkowego postanowienia marszałka Sejmu Szymona Hołowni o stwierdzeniu wygaszenia ich mandatów, będzie podstawa do tego, aby zostali doprowadzeni do więzienia.
Piotrowski: Sąd Najwyższy ma siedem dni
Profesor Ryszard Piotrowski, mówiąc o sytuacji prawnej Kamińskiego i Wąsika przypomniał, że oni utracili mandaty i to podlega zaskarżeniu do Sądu Najwyższego.
- Sąd Najwyższy ma siedem na to, żeby do tej sprawy się ustosunkować i w związku z tym, to sfomułowanie Kodeksu karnego wykonawczego, które dotyczy zatrzymania skazanych prawomocnie, powinno być interpretowane z punktu widzenia Kodeksu wyborczego, który tutaj jest istotniejszy dla określenia ich statusu - powiedział profesor w sobotę w TVN24.
Konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał, że są dwie ważne zasady w państwie prawnym: in dubio pro dignitate i in dubio pro libertate, to znaczy, w razie wątpliwości należy kierować się zasadą poszanowania godności i domniemaniem, że taką wartością jest wolność. Nie ma żadnej wartości, która stałaby w tym przypadku za pośpiechem - stwierdził rozmówca programu "Wstajesz i weekend".
Kwestia głosowania w Sejmie
Profesor Ryszard Piotrowski był pytany również o to, czy głos tych posłów, którzy wzięli udział w głosowaniu, jest ważny.
- Utracili mandat, ale to nie pozbawia ich możliwości odwołania i dopóki Sąd Najwyższy nie rozstrzygnie tej kwestii, to nie można stosować do niej tych reguł, które są przewidziane - powiedział Piotrowski.
- Nie można tego postanowienia o pozbawieniu mandatu ogłosić w Monitorze Polskim i nie można też tego postanowienia przekazać Państwowej Komisji Wyborczej, żeby ona podjęła działania mające na celu przygotowanie zapełnienia tych mandatów - dodał konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak stwierdził rozmówca programu "Wstajesz i weekend", zaistniała sytuacja jest "niezwykle interesująca". - Dlatego, że ten przypadek stanowi bardzo wyraźny sygnał dla nowego rządu - działajcie zgodnie z prawem. Obaj panowie działali według zasady: cel uświęca środki, działali według zasady - postępujemy zgodnie z prawem, tak, jak my je rozumiemy, a to się skończyło, jak się skończyło - dodał Piotrowski.
Piotrowski: prezydent wszedł na niezbadany grunt
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik w 2015 roku zostali ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę. Pytany o tę kwestię profesor Piotrowski odpowiedział, że "prezydent napisał do marszałka Sejmu, że jego zdaniem, to ułaskawienie, którego dokonał, jest ostateczne i skuteczne i powołał się na rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzające, że ułaskawienie jest ostateczne i nie podlega żadnej ocenie.
- Rzecz jednak w tym, że spawa jest niezwykle kontrowersyjna i że podejmując postanowienie o ułaskawieniu przed prawomocnym skazaniem, prezydent wszedł na grunt dotąd nie praktykowany i niezbadany - stwierdził Piotrowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24