Wieloletni konflikt pomiędzy mieszkańcami Wrocławia a mieszkańcami romskiego koczowiska zaostrzył się. Władze miasta przyznają, że nie mają sposobu, by pozbyć się dzikiego osiedla. Na nic prośby i groźby - o eksmisji zdecyduje sąd. Ale nawet jeśli zgodzi się, to problem zostaje. Rumuni przeniosą się w inne miejsce, a zakazać im, obywatelom Unii, pobytu w Polsce nie można.
Romowie to bardzo duży problem Wrocławia. Mieszkańcy miasta skarżą się, że żebrzą w mieście, a koczowisko przypomina wysypisko śmieci. Biednie jest jednak tam tylko na pozór. Romowie gotują normalne posilki, są w stanie kupić i utrzymać samochody, robią standardowe zakupy.
Wciąż powtarzają jednak, że chcieliby pracować. - Jeżeli nie podoba się, że żebramy, to niech nam pracę da, bo nam też nie podoba się, że musimy żebrać z dziećmi na ulicy - mówił jeden z mieszkańców wrocławskiego koczowiska.
Według Józefa Masteja ze Stowarzyszenia Romów, taki postulat byłby bardzo trudny do zrealizowania. - Jeżeli nikt nie pracował z nich ani pół godziny, to nie zna statusu pracy, że trzeba rano wstać, osiem godzin odpracować i wrócić. Nie ma takiej możliwości - mówił.
Ciągłe interwencje
Interwencji w koczowisku jest kilkaset w ciągu roku. Sąsiedzi skarżą się, że Romowie zajęli bezprawnie dawne ogródki działkowe, oraz że miejsce jest bardzo zanieczyszczone.
- Kupa smrodu, kupa tego wszystkiego a udogodnienia kraj im daje jak widać. I oni się tutaj czują bezpiecznie, swobodnie - mówiła jedna z mieszkanek osiedla niedaleko koczowiska.
To właśnie mieszkańcy zmusili władze miasta, by w końcu zlikwidowały nielegalne koczowisko. - Są to problemy głównie związane z drobnymi kradzieżami, zanieczyszczaniem okolicy, wypalaniem różnego typu odpadów na terenie - wyliczał jeden ze strażników miejskich napływające skargi.
Konflikt narasta
Obecnie w koczowisku mieszka ok. 60 Romów, w tym dwadzieścioro dzieci. Nikt nie chce się rejestrować w urzędzie wojewódzkim. Jako obywatele Unii Europejskiej mają prawo przebywać w Polsce.
Sytuacja we Wrocławiu staje się jednak coraz bardziej napięta. Z roku na rok rosła tutaj niechęć, aż wreszcie narodziła się nienawiść.
- To bezpieczeństwo jest zagrożone obustronnie i przy braku działania przez ostatnich parę lat to narosło już do takiego poziomu, że trzeba sytuację stale monitorować - mówił rzecznik wojewody dolnośląskiego.
Tym bardziej, że sympatycy Narodowego Odrodzenia Polski zapowiadają akcję o nazwie, która brzmi groźnie - "Likwidacja cygańskiego koczowiska".
- To zostało nazwane akcją wzywającą do ostatecznego rozwiązania kwestii koczowiska romskiego we Wrocławiu. To jest zapewne kwestia, którą z urzędu powinna zająć się prokuratura, bo niestety łudząco przypomina pewne działania, które mają charakter zakazany prawem - mówił rzecznik wojewody.
Prokuratura już bada, czy nie chodzi o nawoływanie do nienawiści rasowej.
Rumuni napisali jednak list do prezydenta Wrocławia z prośbą, m.in o wskazanie innego miejsca do osiedlenia. - Cóż by to dało, żebyśmy tych ludzi przenieśli w inne miejsce. No dokładnie nic. Ten problem, który mamy tutaj, powtórzyłby się w innym miejscu i tak samo dalej łamane byłyby przepisy polskiego i unijnego prawa - mówił rzecznik prezydenta Wrocławia, Paweł Czuma.
Autor: abs//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24