Tłumy ludzi uciekających z Ukrainy wysiadają na dworcu w Przemyślu (Podkarpackie). W środę przyjeżdżają kolejne pociągi, w nich głównie matki z dziećmi. Na peronach czeka na nich pomoc - napoje, posiłki, coś słodkiego dla najmłodszych. Przez dworcową halę idzie też fala podróżnych w przeciwnym kierunku. Sami mężczyźni. - To ci, którzy wracają, by zaciągnąć się do wojska - mówi wolontariuszka Ania.
Na dworzec w Przemyślu tylko we wtorek dotarło 10 tysięcy osób, które uciekły z Ukrainy. W środę od rana przyjeżdżają kolejne pociągi. Po godzinie 6 przybył skład z Lwowa, a w nim tłum ludzi, głównie kobiety z dziećmi. Na miejscu z pomocą czekają wolontariusze, a także przedstawiciele służb mundurowych i medycy.
Większość osób przyjeżdża do rodzin i przyjaciół, jeśli jednak ktoś przyjechał sam i nie wie, co ma zrobić, jest przez służby kierowany do specjalnych autobusów, które zawożą ich do punktu recepcyjnego przy ulicy Lwowskiej. Tam te osoby otrzymują pomoc.
Dworzec w Przemyślu, "najważniejsze miejsce w Polsce"
- Przychodzę tu rano, wychodzę wieczorem. To teraz najważniejsze miejsce w Polsce. Wszystko, co się tu dzieje, jest nie do opisania - mówi Arek z Czechowic. Pierwszy raz przyjechał tu na początku wojny. Teraz czeka na ciocię z Kijowa, siostrę nieżyjącej już mamy. - Trochę zajęło, by ją przekonać, że wciąż ma tu rodzinę: mnie, mojego tatę i krewnych. I żeby zostawiła wszystko. No, ale już jedzie, a ja czekam - opowiada.
Dodaje, że jego kuzyn nie przyjedzie, bo walczy na informatycznym froncie, cyberbezpieczeństwa. Za tym, że te wszystkie systemy, komórki i internet w kraju ogarniętym wojną wciąż działają, ktoś przecież stoi. - Dzięki internetowi wiem, że ciocia jedzie. A że się potrafię dogadać po ukraińsku, to przychodzę na dworzec, żeby się przydać - opowiada.
Czytaj też: Co robić po przekroczeniu granicy. Dokumenty, transport, mieszkanie, lekarz, szkoła dla dziecka
Nie kryją radości, pomagają sobie nawzajem
Romek od 30 lat jeździ w Monachium jako taksówkarz. Od poniedziałku jechał do Przemyśla niemal bez przerwy. - Przekimałem u rodziny na Śląsku i raniutko przyjechałem do Przemyśla na dworzec. Zabiorę rodzinę z dziećmi w dowolne miejsce w Europie. Za darmo oczywiście - deklaruje.
Dopytywany przez Arka, skąd taki gest, opowiada o złożonej historii swojej rodziny: - Ja jestem Ślązak, mój dziadek walczył w Wehrmachcie. Na Łuku Kurskim ukraińscy chłopi uratowali mu życie, a dziadka, w Rudzie Śląskiej, Ruscy od stołu zabrali i nikt go więcej nie widział.
Ostatecznie Arek znalazł mu nie jedną, lecz dwie rodziny. Bracia Oleg i Konstanty, ich żony i czworo dzieci - 1,5 roku, 2, 3 i 5 lat.
Jedna z kobiet obecnych na dworcu nie kryje szczęścia, kiedy mówi reporterowi TVN24, że właśnie odebrała swoją mamę. - To jest moja matka, właśnie przyjechała do mnie z Ukrainy, z Dniepru, to centrum Ukrainy. Ja tutaj mieszkam, tutaj studiuję, w Krakowie - mówi. - Mama jechała więcej niż dobę. Ojciec niestety jest na Ukrainie, ale mamy nadzieję, że wróci do nas - dodaje.
Pani Nadia przyjechała z Kijowa. Mówi, że jest szczęściarą, bo ma męża Gruzina, dzieci też z gruzińskimi paszportami. - Ale i tak płaczemy. W Kijowie żyliśmy osiem lat. To już też teraz nasze miasto - tłumaczy, biorąc gorącą zupę, która nalewała pani Tatiana z koła gospodyń wiejskich z Nehrybki (wsi na Podkarpaciu).
Wolontariuszka: wiemy, że nie należy pytać o okropieństwa wojny
Wolontariuszka Anna wychodzącym z podziemnego tunelu dzieciom rozdaje jajka z niespodzianką. - Bo nic tak dziecka nie uspokoi jak jajko z niespodzianką, pluszaki są przereklamowane - ocenia. Prosi, żeby napisać, że ta hojna pomoc jest od mieszkańców Podkarpacia.
- My już po tych kilku dniach na dworcu w Przemyślu wiemy, że nie należy pytać o okropieństwa wojny. Nawet pytanie o podróż, która się ciągnęła czasami cztery, pięć dni i po drodze był ostrzał też nie jest w porządku. I nie powinno się mówić, że wszystko będzie dobrze, bo gdy komuś dom zbombardowali i bliscy poginęli to już długo nie będzie dobrze - mówiła wolontariuszka.
Opowiadała, że ona rozmawia z uchodźcami o rzeczach do załatwienia tu i teraz, a jeśli wdaje się w pogawędkę, to o dzieciach albo o zwierzętach.
Przez dworcową halę ruszyła też fala podróżnych w przeciwnym kierunku. Sami mężczyźni. Nie mieli dużych bagaży - jedna niewielka torba lub plecak. - To ci, którzy wracają, by zaciągnąć się do wojska - wyjaśniła wolontariuszka Ania.
Granicę polsko-ukraińską przekroczyło już ponad 450 tysięcy osób
"Od czwartku 24 lutego funkcjonariusze Straży Granicznej na przejściach z Ukrainą odprawili ponad 453 tys. osób uciekających z objętej wojną Ukrainy. We wtorek do Polski wjechało 98 tysięcy osób" - przekazała w środę Straż Graniczna.
W poniedziałek wiceszef MSWiA Błażej Poboży poinformował, że we wszystkich województwach działa już łącznie 27 punktów recepcyjnych dla uchodźców z Ukrainy. W punktach recepcyjnych - jeden z nich działa właśnie na dworcu w Przemyślu - uchodźcy mogą odpocząć, zjeść posiłek, skorzystać z pomocy medycznej i psychologicznej, złożyć wniosek o pomoc międzynarodową, wypełnić dokumenty uprawniające do pobytu lub uzyskać skierowanie do jednego z ośrodków dla osób uciekających z Ukrainy i uzyskać informację o możliwym transporcie do innych miast w Polsce.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj program specjalny w TVN24
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24