Przy braciach Kaczyńskich stał od lat, znali się jeszcze ze szkoły i studiów. Wspierał Lecha i Jarosława, był prawnikiem prezesa PiS, z jego rekomendacji został sędzią Trybunału Konstytucyjnego. Jednak na przygotowanym przez PiS projekcie zmian w ordynacji wyborczej nie zostawia suchej nitki. Wojciech Hermeliński, szef Państwowej Komisji Wyborczej, w rozmowie z Brygidą Grysiak z "Czarno na białym" wyjaśnia, dlaczego przestał "kibicować drużynie" Prawa i Sprawiedliwości.
Połączyło ich dzieciństwo na Żoliborzu, potem szkoła, studia prawnicze i poglądy. - Zawsze byłem osobą, która raczej się ku prawicy skłaniała, jeszcze z domu zostały wyniesione takie przekonania. Pamiętam ojca, który bez przerwy słuchał Wolnej Europy, tak to się w dzieciństwie kształtowało. U braci Kaczyńskich też to było widoczne i jeszcze bardziej daleko idące - opowiada przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w rozmowie z reporterką TVN24.
Wojciech Hermeliński współpracował z braćmi Kaczyńskimi przy Porozumieniu Centrum - pierwszej partii braci Kaczyńskich, działał też w Fundacji Prasowej "Solidarność". Kiedy w 1993 roku tygodnik "NIE" opublikował sfałszowaną lojalkę Jarosława Kaczyńskiego, to właśnie Hermeliński reprezentował go w sądzie.
W 2005 roku, kiedy bracia Kaczyńscy wygrali wybory z partią Prawo i Sprawiedliwość, ponownie sięgnęli po autorytet dawnego kolegi z klasy, który był wówczas wiceszefem Naczelnej Rady Adwokackiej. Najpierw rekomendowali go do Rady Nadzorczej TVP, potem - na sędziego Trybunału Konstytucyjnego.
"To jest tak trochę, jak z kibicowaniem drużynie"
Gdy w 2014 roku Wojciech Hermeliński został szefem Państwowej Komisji Wyborczej, pisano o nim jako o człowieku "jednoznacznie kojarzonym politycznie" i "kiepskim sygnale dla PKW".
- Odbierano mnie jako człowieka z układu, który będzie ten układ wspierał przez to, że będę "skręcał" wybory w kierunku Prawa i Sprawiedliwości. Ani mnie to grzeje, ani mnie to ziębi, bo wiem, co robię - komentuje te dawne zarzuty.
Ze względu na jego powiązania z braćmi Kaczyńskimi, ostatnia konferencja Hermelińskiego w sprawie zmiany ordynacji wyborczej była sporym zaskoczeniem. Padły na niej takie zdania, jak: "nie możemy wykluczyć destabilizacji procesu wyborczego", "mogą ulegać naciskom, wychodzić naprzeciw oczekiwaniom partii", "nie ma gwarancji, że nie będzie żadnej żonglerki okręgami, tym samym komisja wyborcza stanie się organem politycznym" czy "powołanie 400 komisarzy wyborczych w ciągu dwóch miesięcy graniczy niemalże z cudem".
- Niestety, to jest tak trochę, jak z kibicowaniem drużynie - odpowiada Hermeliński, pytany o swoją stanowczą krytykę. - Bo jeżeli drużyna gra fair, jest wszystko w porządku, to się jej kibicuje i się cieszy. Natomiast jeżeli zaczynają kopać po kostkach, łapać za koszulkę czy wręcz zakładać nelsona, to już - niestety - człowiek się odwraca i krytykuje - komentuje szef PKW.
"To jest upolitycznienie"
Hermeliński zgadza się z twierdzeniem, że jego konferencja, na której skrytykował projekt zmian w ordynacji według PiS, to była "konferencja bez precedensu", bo jak tłumaczy, "sytuacja jest bez precedensu". - Musimy wykonać przepisy Kodeksu wyborczego i tej noweli. Jak oceniamy na dzień dzisiejszy, jest to nierealne - argumentuje.
Jak twierdzi, w forsowanych przez PiS zmianach w ordynacji widzi poważne zagrożenie dla wyborów, a kluczowe są dla niego dwie zmiany. Przede wszystkim - wybór komisarzy, którzy w imieniu PKW organizują i nadzorują przebieg wyborów w terenie. Dziś muszą być sędziami, PiS zaś chce, żeby jednym ich wymogiem było wyższe wykształcenie. Komisarze jednoosobowo będą też wyznaczać okręgi wyborcze, co dotychczas leżało w gestii rad gminy.
- To jest upolitycznienie. Chodzi o to, żeby taki komisarz był spolegliwy czy bardziej podatny na różnego rodzaje wpływy czy sugestie, które by pozwoliły na odpowiednie wykrojenie okręgów - ocenia.
Hermeliński nie kryje też, że niepokoją go zmiany personalne w Krajowym Biurze Wyborczym. Według nowych przepisów obecna dyrektor będzie musiała odejść, a jej następców PKW wybierze spośród kandydatów zgłoszonych przez Sejm, Senat i prezydenta, czyli ludzi związanych z jednym obozem politycznym. - Nam to pęta ręce, my nie mamy tu żadnej swobody. Może chodzić tu o wprowadzenie osób, które będą w jakiś sposób nadzorować sędziów czy patrzeć im na ręce, bo się mówi, że jesteśmy uwikłani w układ. Nie bardzo wiem, w jaki układ, bo ja się z nikim nie układam ani moi koledzy z PKW też się z nikim nie układają - komentuje szef PKW. Jego zdaniem na pewno "nie poprawi to jakości działania biura wyborczego".
"Będziemy musieli rozważyć nasze odejście"
- Naprawdę to jest wprowadzenie zamętu - ocenia. Powiedział, że jeżeli nie uda mu się przekonać posłów, będzie musiał rozważyć odejście z PKW. - Będziemy musieli chyba poważnie rozważyć nasze odejście, może ktoś innym na naszym miejscu będzie lepszy i lepiej to przeprowadzi - dodaje.
Pytany, czy będzie to oznaczało jego dymisję, Hermeliński precyzuje: - Wtedy tak, zawsze można złożyć rezygnację. Nie ma obowiązku bycia członkiem Państwowej Komisji Wyborczej.
Autor: kc//now / Źródło: Czarno na białym TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24